Jestem Przetrwaczką

Znałam go cztery lata. Razem byliśmy trzy. Kiedy to się zaczęło, miałam mniej niż 14 lat, on był dużo starszy. Przez te cztery lata znajomości zakochałam się, pierwszy raz się całowałam, pierwszy raz nocowałam u chłopaka, pierwszy raz pojechałam z nim na wakacje, pierwszy raz uprawiałam seks. Pierwszy raz (i wiele kolejnych) zostałam zgwałcona.

1Ilustracja Patricija Bliuj-Stodulska

Uzależnienie od człowieka to przedziwne zjawisko. Do dziś nie wiem, jak dałam się aż tak zmanipulować i skrzywdzić. Dlaczego nie odeszłam? Dlaczego nie dałam nic po sobie poznać? Dlaczego pozwalałam mu na wszystko, nawet kiedy starałam się stopić w jedno z kątem pokoju, płacząc ze strachu? Dlaczego nie uciekłam?

Dlatego że alkoholik nie odstawi sam butelki, a narkoman nie wyrzuci działki. Odtrącałam każdego, kto starał się pokazać mi, co się dzieje. I przez lata żyłam w toksycznym, przemocowym, wyniszczającym związku, który w mojej głowie trwa do dziś, mimo że od naszego rozstania minęły lata. Ale o tym za chwilę.

Zaczęło się dobrze. Niewinnie. Od wielogodzinnych rozmów przez telefon, skrytych wyznań i dyskusji na każdy możliwy temat. Wcale nie byłam przekonana, że już chcę tworzyć związek, ale wydawało mi się, że to po prostu bliska przyjaźń. Co prawda z deklaracjami spod znaku: „jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie”, „tylko na Ciebie czekałem”, „za wiele, wiele lat chcę patrzeć na nasze wnuki bawiące się na podwórku”, ale trzynastolatka takimi tekstami może być tylko zachwycona. Cały czas kurczowo trzymałam się „tylko przyjaźni”. Po jakimś czasie do repertuaru doszło „kocham Cię”, które zwaliło mnie z nóg – ktoś myślał o mnie jak o równej sobie, o partnerce, o kimś wartym uwagi, a przecież nie byłam jeszcze w gimnazjum. Samoocena przeskoczyła skalę. A ja zdałam sobie sprawę, że to wcale nie przyjaźń. Motyle w brzuchu, potajemne schadzki, pocałunki w świetle mrugającej latarni – zakochałam się.

Nagle byliśmy razem. I to nie byle jakie „byliśmy” – niesamowite, magiczne, z długimi spacerami, opowieściami o Warszawie i jego wywodami pobrzmiewającymi trochę sposobem myślenia Sala Paradise’a z „W drodze”. Teraz wiem, że byłam dużo za młoda, że to niepokojące, że starszy chłopak tak traktuje (już) czternastolatkę, że już wtedy powinnam była uciekać. Ale nie potrafiłam się odnaleźć wśród rówieśników, miałam duże problemy psychiczne, z powodu których odwrócili się ode mnie przyjaciele i przyjaciółki. A pojawił się on. Nie chciałam się zastanawiać – chciałam się cieszyć i kochać, to przecież takie naturalne i proste. Chciałam czuć się ważna. 

Dlatego nie zwracałam uwagi na małe sygnały alarmowe. Udawałam, że nie słyszę seksistowskich żartów i nie zwracam uwagi na dziwne spojrzenia. Nie zastanawiałam się nad tym, że nasza pierwsza w życiu rozmowa dotyczyła książki o seksie. Przecież było tak dobrze. Zasypywał mnie kwiatami, na kolejne prezenty zaczynało mi brakować miejsca w pokoju. Rodzice byli przekonani, że to tylko chwilowe, że zaraz mi przejdzie. Kiedy nie przeszło, tata starał się zatrzymać mnie w domu. Pokłóciłam się z nim wtedy na parę lat. Zaczęliśmy znowu rozmawiać raptem trzy miesiące temu. Mama cieszyła się, że jestem szczęśliwa, że mi się poprawia, że się śmieję i wychodzę z domu. W końcu wychodziłam na prostą. 

Zawsze miałam problem ze swoim ciałem – byłam grubsza niż moje koleżanki, wstydziłam się dopasowanych ubrań, uważałam, że wyglądam fatalnie. Kiedy zaczął dotykać mnie inaczej niż tylko trzymać za rękę, ziemia się pode mną zatrzęsła – on mnie chce. Uważa, że jestem atrakcyjna. I zaczęło się między nami dziać – najpierw zwykłe pieszczoty, później seks oralny. Nie zawsze miałam ochotę, ale wiedziałam, że on ma. Jeżeli on mnie chce, a ja nie będę miała ochoty, to będzie mu przykro. Nie chciałam go krzywdzić. Taki tryb myślenia zalągł mi się w głowie i nie opuścił jej bardzo, bardzo długo. 

Zaczęło się od tego seksu, na który nie miałam ochoty, ale jednak na niego pozwalałam. Zwłaszcza, że to tylko czasami – w większości przypadków chciałam i czułam się fantastycznie. A jednak zdarzało się, że jego ręka schodziła trochę niżej, jakby przymierzał się do pieszczot analnych, a na to absolutnie nie byłam gotowa. Wtedy mówiłam stop, a on słuchał. Jeszcze. Temat seksu analnego powracał coraz częściej i częściej, bez pytania próbował mnie „tam” dotykać raz za razem, powoli przestając zwracać uwagę na moje protesty. Jeśli za bardzo przekroczył granicę i, na przykład, zaczynałam płakać – natychmiast zabierał mnie do kina albo do restauracji i wszystko było w porządku. Jego magia zaczynała działać. 

Pamiętam dzień, w którym dotykanie przestało być dotykaniem. Na naszą pierwszą rocznicę przyniósł butelkę wina. Wypiliśmy całą, słuchaliśmy muzyki, byliśmy sami. A kiedy trochę mocniej zaszumiało mi w głowie, zaczął mnie rozbierać. Nie miałam nic przeciwko. Dopóki nie obrócił mnie na brzuch i nie powiedział: „skoro boisz się mnie, może najpierw musisz zobaczyć, jakie to przyjemne z czymś, a nie z kimś”. Wziął mnie butelką po winie. Miałam niecałe piętnaście lat.

Byłam przerażona. Płakałam, wyrywałam się, ale był silny, dużo silniejszy od podchmielonej nastolatki. Pamiętam, że po jakimś czasie znieruchomiałam i patrzyłam na kurz na listwie podłogowej, czekając aż skończy. Wszystko mnie bolało następnych parę dni. 

Ale przecież to była moja wina. To moja wina, bo on mnie kocha, a ja nie chcę, nie umiem sprawić mu przyjemności, mimo że on tak się dla mnie stara. Jestem mu to winna. Od tamtego momentu wszystko potoczyło się efektem kuli śnieżnej – podduszanie w trakcie stosunku bez uprzedzenia, zmuszanie, szarpanie za włosy, żebym się nie wyrywała, ignorowanie płaczu, próśb i krzyku. Ale nie zawsze było źle. Zdarzało się, że miałam ochotę i wtedy wszystko było w porządku – zazwyczaj nie próbował mnie wtedy dotykać, kończyło się na „oswojonym” seksie oralnym. Na seksie oralnym nie skończyło się jednak z dziewczyną, z którą mnie zdradził. Starałam się wtedy odejść, ale po prostu nie byłam w stanie. Ciągnęło mnie do niego, za każdym razem wracałam. Tłumaczyłam sobie, że nie mogę go zostawić, bo skoro zdrada tak mnie zabolała, to znaczy, że go kocham. A nie zostawia się ludzi, których się kocha. Po jakimś czasie stwierdziłam, że skoro mnie zdradził, to znaczy, że potrzebuje po prostu „seksu z prawdziwego zdarzenia” – i stało się, z najgłupszego możliwego powodu, przed którym sama ostrzegałam tyle znajomych. Ze strachu, że mnie zostawi. 

Na zewnątrz byliśmy idealną parą. Roześmianą, radosną, zadziorną, droczącą się, przytulającą, po prostu zakochaną parą młodych ludzi. Nikt nic nie widział, bo nie miał czego widzieć. Nawet przy mnie tylko czasami zamieniał się w tę obcą, brutalną osobę. Przez cały czas trwania naszego związku i jakiś czas po jego zakończeniu nie przyjmowałam do wiadomości, że byłam gwałcona. Przecież to była moja wina. To ja nie chciałam, więc powinien mnie ukarać. Zasługiwałam na wszystko, co mnie spotykało, jak można zasługiwać na gwałt? Dlatego nawet nie przeszło mi przez myśl szukanie pomocy. 

W międzyczasie zaczęły wracać moje problemy psychiczne. Utyłam, nie chciałam wychodzić z domu, nie chciałam się z nikim widywać, leżałam. Położyłam się i przez sześć miesięcy wstawałam tylko, kiedy jechałam do psychiatry i byłam w sytuacji zupełnie podbramkowej w szkole. Nie miałam już siły protestować, kiedy się widywaliśmy, po prostu zamykałam oczy i wyobrażałam sobie jakieś spokojne, odległe miejsce. 

Zostawił mnie dla dziewczyny, którą miał na boku od dłuższego czasu. Niestety, nasze rozstanie wcale nie znaczyło, że mój stan się poprawił. Bałam się wyjść na ulicę, bałam się wyjrzeć przez okno, bałam się jakiegokolwiek funkcjonowania w społeczeństwie. Leki na depresję brałam przez rok po jego odejściu, na terapię chodzę do dziś. Sześć razy próbowałam popełnić samobójstwo. Nie byłam w stanie patrzeć na siebie w lustrze. 

Po bardzo, bardzo, bardzo trudnej i długiej pracy nad sobą, w dużej mierze dzięki pomocy bliskich znowu dochodzę do siebie. Jestem na studiach, mam przyjaciół, którzy wiedzą, co mi się przydarzyło i najlepszego pod słońcem chłopaka, który cały czas jest przy mnie i mnie wspiera – nawet w najgorszych momentach. Bo mimo upływu lat, nie jestem jeszcze w pełni „z niego wyleczona”. Cały czas męczą mnie koszmary, w najmniej odpowiednich sytuacjach z całą mocą wracają do mnie wspomnienia, których nie mogę odpędzić, z pozornie błahych powodów dostaję ataków paniki – ktoś miał podobną kurtkę do tej, którą on nosił lub zapach z najnowszej serii pewnego projektanta przypomina jego perfumy. Nie jestem w stanie wyjść z domu, nie będąc pewna, że wyglądam najlepiej jak się da – bo co jeśli na niego wpadnę? Co sobie o mnie pomyśli? Muszę mu udowodnić, że radzę sobie bez niego. Że mogę żyć bez niego. Że już mnie nie kontroluje. Dlaczego muszę? Nie wiem. Mam w sobie taką potrzebę.  

Cały czas mieszkam w tym samym mieście. Czy on też? Nie mam pojęcia. Ale nerwowo rozglądam się po wagonie, wsiadając do metra, a w kinie zamiast na filmie skupiam się na skanowaniu twarzy widzów („A jeśli gdzieś tu jest?”). Unikam parków, w których bywaliśmy i miejsc, które lubił. Nie wróciłam do żadnej z restauracji, do których mnie zabierał. Panicznie boję się spotkać człowieka, który zyskał nade mną taką kontrolę. Nie wiem, jak zareagowałoby którekolwiek z nas.

Odzyskuję siebie. Mam własne życie, odnoszę sukcesy, pracuję nad sobą, rozwijam się, odbudowuję kontakty rodzinne. Smuci mnie brak w naszym języku dobrego odpowiednika angielskiego słowa „survivor” (nie chodzi mi o „ocalona”, nikt mnie nie ocalił), dlatego w duchu czasami nazywam się Przetrwaczką. To, co przeżyłam, zawsze będzie dla mnie ważne, ale ważniejszy jest sam fakt przetrwania. A skoro cały czas tu jestem, to mogę pomóc innym. Po to opisałam swoją historię – jeśli doświadczasz przemocy w związku, walcz o siebie. Jeśli nie uważasz, że trwasz w przemocowej relacji, ale moja historia dziwnie kojarzy Ci się z własnymi doświadczeniami – walcz o siebie. Proszę. Uciekaj, powiedz komuś, zgłoś się na policję. Chroń się. Wiem, że nie chcesz. Wiem, że duża część Ciebie się broni. Ale zrób to. Warto.

Przetrwaczka


Telefony zaufania: 

Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny – 22 635 93 92

Niebieska Linia – 22 668 70 00

Fundacja Feminoteka – 731 731 551

Centrum Praw Kobiet – 22 621 35 37

design & theme: www.bazingadesigns.com