Idea „pracującej matki” to czysty seksizm

Mamy rok 2013, a wciąż rozglądamy się za winowajcą, gdy temat schodzi na kwestię pogodzenia pracy zawodowej z rodzicielstwem. Wmówiliśmy/łyśmy sobie, że bycie „pracującą matką” to dylemat współczesnej kobiety, podczas gdy nikt nawet nie wspomina o czymś takim, jak dylemat „pracującego ojca”. W tym właśnie leży największy problem.

ku-bigpic

Wczoraj na okładce New York Times’a pojawił się artykuł pt. „Nie pragnę własnego biurka w pracy, tylko czasu z rodziną”, opisujący sytuację pewnej mieszkanki Wisconsin. Ponoć ilustruje ona uniwersalny problem wszystkich amerykańskich matek, które „nie tyle przejmują się awansem zawodowym, co znalezieniem stanowiska, które umożliwi im płatne urlopy chorobowe, elastyczny czas pracy czy nawet pracę w niższym wymiarze godzin”.

Czy tylko ja jestem w szoku, że tego typu artykuł pojawił się na okładce?

Nie chodzi o to, że nie doceniam, gdy problematyka kobieca zyskuje szerszy rozgłos. Już sam fakt poruszania przez media tego tematu – niezależnie od istotności problemu – dowodzi, że nierówności nadal istnieją i są dostrzegane. A przecież przyznanie, że ma się problem to zawsze krok w dobrą stronę, prawda? Dlaczego w takim razie stoimy w miejscu?

Może ma to coś wspólnego z tym, że najpopularniejszy okładkowy chwyt New York Timesa to nadal dyskusja o ulubionych sprzętach kuchennych bohaterki artykułu rzekomo poświęconego jej karierze zawodowej: „W każdą niedzielę wygłasza w swoim kościele kazanie, po czym przygotowuje posiłki na cały tydzień, wykorzystując dwa cudowne narzędzia nowoczesnej sztuki kulinarnej: wolnowar oraz zamrażarkę”. Poważnie? Wydawało mi się, że żyjemy we współczesności. Dlaczego więc mam wrażenie, jakbym utknęła w połowie Karuzeli Postępu? (amerykański spektakl, ukazujący etapy postępu cywilizacyjnego w XX wieku – przyp. tłum.).

Artykuł w Timesie oferuje co prawda kilka rad, jak pracująca matka może ułatwić sobie życie: może na przykład poprosić szefa/ową o pozwolenie na pracę zdalną przez jeden dzień w tygodniu. Jasne, że nie ma nic złego w trafnej sugestii. Nie jest to jednak rozwiązanie. Wydaje mi się, że cześć problemu wynika z tego, że podchodzimy do niego od złej strony. Jako kobiety, mamy tendencję do zastanawiania się, co jeszcze możemy zrobić, żeby było nam lżej. Co więcej możemy zrobić, żeby robić więcej? Brzmi to zupełnie bezsensownie – i jest bezsensowne.

Problem ten nadal robi nam z mózgu wodę dlatego, że jako kobiety jesteśmy wychowywane w założeniu, że niewłaściwy wybór podczas określania priorytetów (praca czy dom?) to nasza moralna porażka. W efekcie próbujemy podołać wszystkiemu – jak ta kobieta z Wisconsin:

W zeszły wtorek, który wedle jej słów przypominał wszystkie inne dni pracy, wstała o 5:45 rano i zanim ktokolwiek się obudził zrobiła całe pranie. Wkrótce w jednej ręce dzierżyła suszarkę, a w drugiej pozwolenie na wycieczkę szkolną dla syna, pakowała w kuchni kanapki, pomagała jednemu z dzieci w pracy domowej, zawiozła oboje na zajęcia na 7:15, po czym udała się w 40-minutową podróż do swojego miejsca pracy, gdzie dotarła chwilę po 8:00. Pracę skończyła o 16:30, po czym jak zwykle popędziła na mecz synów.

Ta kobieta jest mężatką. Ma partnera. W artykule nie został on jednak opisany jako „pracujący ojciec”. Wspomniano tylko, że jego zadaniem jest odbieranie dzieci ze szkoły i że jest trenerem jednej z ich drużyn sportowych. Nie wiadomo jednak, jakie są jego ulubione sprzęty kuchenne oraz czy czasem wstaje rano zrobić pranie, by pozwolić żonie pospać dłużej.

Prawda jest taka, że pod pojęciem „pracującej matki” rozumiemy dzisiaj kucharkę, gosposię, nianię do dzieci, nauczycielkę i kierowcę, wszystko w jednej osobie super-kobiety, która dodatkowo pracuje jeszcze poza domem. Dzieje się tak dlatego, że w kulturze wciąż pokutują wrodzone, esencjalistyczne uprzedzenia związane ze sferą wychowania dzieci i prac domowych.

A jakie jest nasze kulturowe postrzeganie ojców, którzy pracują? To po prostu mężczyźni. To jawna niesprawiedliwość, ale może jesteśmy w stanie przechylić trochę języczek u wagi nierówności społecznych, rzucając czasem część prania pod nogi naszego partnera.

Tracie Egan Morrissey, 9 lipca 2013

Tłumaczenie: Justyna Kowalska

design & theme: www.bazingadesigns.com