„Godna śmierć”? 73. rocznica Powstania w Getcie Warszawskim

Michalina Pągowska

Ważne było przecież to, że się strzela. To trzeba było pokazać. Nie Niemcom. Oni to potrafili lepiej. Temu innemu światu, który nie był niemieckim światem, musieliśmy pokazać. Ludzie zawsze uważali, że strzelanie jest największym bohaterstwem. No to żeśmy strzelali. – Marek Edelman w „Zdążyć przed panem Bogiem”

13106799_10208002203871188_436938142_oIlustracja Patricija Bliuj-Stodulska

Od 6 lat zbieram się do napisania tego tekstu i nie idzie mi zbyt dobrze. W zeszły wtorek były obchody 73. rocznicy Powstania w Getcie Warszawskim. Co roku mam dylemat, czy iść, czy nie. Tym razem było podobnie. Długo biłam się z myślami, ale postanowiłam pójść.

Ludzi przyszło bardzo mało, wydaje mi się, że kiedyś pojawiało się ich jednak więcej. Środek placu został wygrodzony barierkami. Nie wolno przecież wchodzić w drogę ważnym ludziom.

Trzeba im wydzielić specjalną przestrzeń, w której mogą odprawiać swój rytuał. W tle powiewały polskie i izraelskie flagi. (Tak, kiedyś reprezentowały ruch syjonistyczny, dzisiaj większość ludzi odczyta je jako symbole Państwa Izrael. We mnie wszelkie flagi budzą nieufność – a czasami wręcz odruchy wymiotne, jeśli np. jak tutaj chodzi o państwo wprowadzające apartheid – jako symbole przemocy państwowej.) Na podest wszedł prezydent Duda i opowiadał nam, rozciągając każde zdanie w nieskończoność, o przyjaznych stosunkach polsko-żydowskich na przestrzeni ostatniego tysiąclecia, o tym, że ucieczka z getta prawdopodobnie byłaby „sprytniejsza” niż powstanie, w którego powodzenie nikt nie wierzył. Przypomniał też o wielkich polskich pisarzach, których twórczość powstańcy z całą pewnością znali i kochali, i która ich przenikała, kiedy podjęli decyzję o powstaniu.

Pewnie nie powinno mnie to już nawet dziwić, że prezydent państwa, w którym mieszkam, jest w stanie mówić takie bzdury z kamienną twarzą. Zaskakuje mnie to jednak za każdym razem tak samo. I tak samo sprawia, że coś się we mnie gotuje. Ale pamiętam też obchody, na których nie było żadnego prezydenta (jestem tego pewna, bo pamiętam moment, kiedy Komorowski oficjalnie na nie przyszedł po raz pierwszy) – nie było barierek i przychodziło więcej osób – a wątpliwości miewałam już wtedy.

To, z czym mam największy problem, to kult heroizmu, bohaterstwa, który w pewien sposób umniejsza czy wręcz unieważnia śmierć cywilną, śmierć zwykłych ludzi, bez broni w ręku, bez przelanej krwi, bez patosu.

Choć pojawiają się próby odzyskania niemilitarnej historii getta (jak Marsz Pamięci 22 lipca), wciąż dominuje tamta narracja. Duda pod koniec swojego wystąpienia powiedział przecież dokładnie to: walczyli, żeby podnieść się z kolan i zginąć godną śmiercią. Co to znaczy „godna śmierć”? Czy wszystkie inne osoby, które nie walczyły, zginęły „śmiercią niegodną”? Zginęły „na kolanach”? „Dały się zabić”?

Edelman mówił o tym w rozmowie z Hanną Krall w „Zdążyć przed panem Bogiem”. O tej rozpaczliwej walce, żeby nie pozwolić sobie odebrać resztek godności. Ale mówił też o oczekiwaniach świata patrzącego na getto, o wyobrażeniach, jak powinna wyglądać śmierć. 

Kult powstańców, czyli osób, które jednak strzelały, a więc stosowały przemoc (nawet jeżeli uznamy, że w słusznym celu) oraz przepychanki symboliczne, przykrywają pamięć wszystkich tych, które_rzy zginęły_li „zwyczajnie”, „po cichu”. Nie zapominajmy o nich.

design & theme: www.bazingadesigns.com