A co by było, gdyby matki naprawdę przepijały 500 plus?
Paweł Matusz
Po fejsie krąży tekst Edwina Bendyka o tym, że podludzie korzystający z 500+ jednak tej kasy nie przepijają. Co za ulga. Bo przepijać mogą tylko biologiczne dzieci biologicznych rodziców, które kasę dziedziczą zgodnie z demokratyczną i świętą konstytucją. Amen. Piszę „podludzie”, bo trudno oprzeć się wrażeniu, że właśnie jako niewolników czy dziewiętnastowiecznych chłopów pańszczyźnianych traktuje się w Polsce osoby, które korzystają z pomocy państwa. Niesamowite, ile szumu wywołuje w gruncie rzeczy konserwatywny, oparty na rodzinie i całkiem banalny program redystrybucji dóbr.
Z zapartym tchem obserwuję od jakiegoś czasu, jak polskie elity gimnastykują się, próbując pozbawić sensu program 500+. Bendyk gra w inną grę. Uspokaja i infantylizuje. Na szczęście beneficjenci programu odrobili lekcję z przedsiębiorczości i grzecznie wydają przyznane pieniądze tak, jak przystało na racjonalne jednostki w demokracji liberalnej, gdzie wszyscy kierujemy się swoim indywidualnym interesem i wszystkim wychodzi to na dobre. Statystyki potwierdzają, że jesteśmy uratowani, młode matki nie przepijają i nie przepalają rządowych złotówek. A co by było, gdyby się okazało, że przepijają? Że przeprowadziły się do pałacu i stołują się jak prezydent Andrzej Duda? Co wy na to drodzy panowie spece od rozsądnych wydatków? Co wam do tego? Historia z 500+ przypomina klasyczną historię o ojcu, który żąda większej władzy nad domowym budżetem, nie mając pojęcia, ile kosztuje kilo pomidorów w pobliskim sklepie. On wie lepiej, bo jest mężczyzną, ojcem, panem domu. To wiedza i władza nadana mu arbitralnie przez patriarchat czyni go mędrcem i specem od wszystkiego.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że całe to larum w związku z tym, kto i co kupuje za 500+ jest całkowicie sprzeczne z ideologią wolności i wolnego wyboru, którą próbują nam wcisnąć neoliberałowie. W ich świecie klasy społeczne nie istnieją, a jeśli już, to tworzą harmonijną wspólnotę. Sęk tkwi w tym, że podtrzymywanie nierówności i dominacji nad tymi, którzy nie mają, polega na zaglądaniu im do portfeli przez tych, którzy mają. To za pomocą kontroli i wyzysku odbiera się nam wolność, która odmieniana jest w Polsce przez wszystkie przypadki. Największą ironią w tym wszystkim jest prostota programu 500+. Na próżno szukać w nim chytrości, o której pisze Bendyk. Nietrudno było wykiwać ekipę liberałów, która miała gdzieś sytuację ekonomiczną większości społeczeństwa. Fala szturmującego Polskę faszyzmu to nie magia. Ekipa Tusków, Balcerowiczów i Millerów zgotowała nam ten los.
Ile trzeba mieć buty i arogancji, żeby oceniać cudze wydatki? Rozumiem, że następnym krokiem walki o demokratyczną Polskę będzie postulat zakazu zakupu towarów luksusowych przez osoby zarabiające poniżej średniej krajowej? Osoby pobierające zasiłki ośmiesza się, kreując obraz rodziny, która wydaje kupę pieniędzy na telewizory, bezużyteczne sprzęty domowe, tanie ubrania z sieciówek, alkohol, papierosy, przetworzone jedzenie, podróbki. Czy bogaczy ktoś rozlicza z pieniędzy, które zarobili na ucieczce do rajów podatkowych i prywatyzacji kraju? Gdzie głosy oburzenia nad pieniędzmi wydawanymi na minimalistyczne gadżety, limuzyny, drogie garnitury, przyjęcia dyplomatyczne i wydatki na wojsko? Osób zamożnych nikt nie rozlicza z wydatków, bo zasłania je przywilej bogactwa. Nie muszą głośno upominać się o swoje prawa, nie są skazane na publiczną spowiedź ze swoich zakupów. Nie są traktowane jak czarownice, które można publicznie osądzić i spalić na stosie. A mimo to zarabiają krocie na unikaniu podatków, wyzysku osób pracujących dla nich za grosze, zgarnianiu państwowych dotacji, prywatyzacji kiedyś państwowych przedsiębiorstw i kamienic. Bogacze ochraniają się nawzajem. I to chyba jedyna solidarność, która obowiązuje w Polsce.
Ale tak właściwie to czego się czepiam? Przecież Bendyk broni 500+ i ma dobre intencje. Ale to nie o tego czy tamtego dziennikarza chodzi. Zaglądanie do portfela i do wyciągów z kont to dobrze sprawdzony sposób dyscyplinowania nieposłusznych. Tych, którzy nie głosują na tego, kogo trzeba. Tych ogłupiałych. Mój nauczyciel fizyki mawiał, że kobiety, które nie mają z czego wyłożyć na utrzymanie swoich dzieci są same sobie winne. Poza tym uważał także, że „99 procent społeczeństwa to idioci”. Jego słowa wypowiadane prawie 20 lat temu są znamienne, bo postawa polskich elit i inteligencji polega na wymądrzaniu się na temat tego, jak najlepiej wydawać pieniądze, które należą się nam wszystkim. Pod dobrymi intencjami rozgrzeszania osób korzystających z opieki socjalnej kryje się protekcjonalna duma tych, którzy wiedzą jak, co i ile wydawać. Marzenia o wspólnocie czy solidarności to mrzonki, kiedy silniejsi uważają, że budżet państwowy należy tylko do nich. I tylko oni mają prawo nim dysponować.
Dyskusję o 500+ przepełnia strach przed podziałem władzy i kapitału. Czy oni na pewno odpowiednio wydają tę kasę? Oni. Ciemny, przekupny lud, który sobie nie radzi tak, jak my: kreatywni i elastyczni. I krytyczni rzecz jasna. Czy oni nie kupują aby ciemnego pieczywa i awokado? Bo wtedy to już jest marnotrawstwo i trzeba łaskawie przyznaną jałmużnę odebrać. Wycofać, odnotować, przebadać dokładnie i zapędzić do szukania pracy, na kurs pisania CV albo na bezpłatny staż, bo się w głowach poprzewracało. W czasie fejsbukowych dyskusji pojawił się komentarz, że przecież nie można ZARABIAĆ za pomocą prokreacji. O co chodzi? Żyjemy w wolnym kraju. Każdy zarabia jak chce, a za takie innowacyjne formy mnożenia kapitału i łączenia przyjemnego z pożytecznym to należy się Virtuti Militari. Za produkcję mięsa armatniego w obliczu wojny z Rosją. A może jednak powraca wiecznie żywy mit rozpustnych i wyuzdanych biedaków?
Wszystko jest możliwe. Lewica pilnuje ludu, czy aby na pewno ręce umyte i gdzie się podziała reszta z zakupów. Bo jak znowu na jakieś słodycze, colę albo inne pierdoły, to będzie z wami krucho.