Amana Fontanella-Khan: Kobiety wchodzą w sferę publiczną

Amana Fontanella-Khan jest dziennikarką, której teksty ukazały się m. in. w „New York Times”, „Financial Times”, „Slate Magazine” oraz „Vogue India”. Przez prawie pięć lat mieszkała w Indiach. Niedawno w polskim tłumaczeniu ukazała się jej książka – „Gang Różowego Sari” opowiadająca historię Hindusek ze stanu Uttar Pradeś, owianego złą sławą ze względu na nędzę i korupcję (w policji i polityce) tam panujące. Gwałty i przemoc domowa zarówno ze strony męża, jak i teściowej, są tu na porządku dziennym. 

1

Bohaterki książki nie godzą się jednak na smutny los ofiary i biorą obronę sprawiedliwości we własne ręce, po tym jak policja odmawia im pomocy. Zakładają różowe sari i pojawiają się w progach domów winowajców, w tym policji, z kijami w rękach. Próbują przekonywać do rozsądku rozmową, ale przyznają, że przemoc bywa jedynym rozwiązaniem. Gang odniósł wielkie sukcesy i liczy obecnie ponad 20 000 członkiń. Ponadto zaczął również walczyć z polityczną korupcją.

W wywiadzie przeprowadzonym przez Aleksandrę Eriksson autorka opowiada o problemach Indii z kobietami oraz Europy ze społecznością romską. 

Aleksandra Eriksson: Jak Gang Różowego Sari przyciągnął twoje zainteresowanie?

Amana Fontanella-Khan: W Indiach istnieje wielka przepaść między klasą średnią, a resztą społeczeństwa. Przyglądałam się osobom z niższych sfer społecznych, mieszkańcom slumsów i zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym znalazła się w ich sytuacji. Wyobrażam sobie, że mój los byłby równie nędzny.

Jednak przypadek Różowego Gangu nie pozwala na traktowanie mieszkańców i mieszkanek slumsów w sposób pobłażliwy. Te kobiety, mimo że urodziły się w największej nędzy i musiały pokonać wszelkiego rodzaju przeszkody, walczą o swoją godność. Nadzieja w historii jest bardzo ważna. Nie chciałam zapędzać czytelników do poczucia beznadziei, tragedii. Oczywiście trzeba dokumentować przypadki nadużyć, nagłaśniać przemoc i przestępstwa, ale wydaje mi się, że naświetlanie pozytywnych historii jest także bardzo ważne. Dotyczy to szczególnie kobiet, które często przedstawia się jako ofiary, przedmioty biernie znoszące przemoc. Dlatego zresztą zaczęto mówić o kobietach, które doświadczyły gwałtu jako o „rape survivors”, czyli osobach, które przeżyły gwałt.

Członkinie Różowego Gangu nie utożsamiają się jako ofiary, ale jako przebojowe, silne kobiety, które wzięły los we własne ręce. Kiedy zaczęłam pisać o gangu, nie był on jeszcze sławny. Ale od tej pory nazwisko założycielki Sampat Pal stało się powszechnie znane. Uczestniczyła bowiem w indyjskiej wersji Big Brother, licząc, że w ten sposób nagłośni problemy kobiet. Pozostali uczestnicy chyba nie dzielili jej zdania bo szybko ją wyeliminowali. W każdym razie, jej gang dobrze się kojarzy. 

AE: W artykule dla New York Times opisałaś problem słabego państwa w Indiach. Zauważyłaś, że po uzyskaniu niepodległości nie wypracowały się struktury zapewniające praworządność, a jednocześnie powstały podmioty niepaństwowe, które często rządzą nad kobietami wbrew ich woli. Chodzi np. o działające na wsi, złożone z wyłącznie mężczyzn rady, które opowiedziały się m. in. za honorowymi zabójstwami. Tak zwane „rady kast” są zabronione prawnie, ale ze względu na brak efektywnego wymiaru sprawiedliwości wiele osób się do nich zgłasza.

AFK: Problemem Indii, a stanu Uttar Pradeś w szczególności, jest brak państwa. Rząd wiele razy nazwał Uttar Pradeś bezrządnym. W sytuacji, gdzie brakuje instytucji państwa, albo gdy instytucje są skorumpowane tak jak policja, która działa tylko za łapówką, ludzie szukają innych form stanowienia prawa. Gang Różowego Sari jest takim przykładem, rządy kast drugim. 

AE: W książce przytaczasz szokującą statystykę: liczba gwałtów w Indiach w ciągu ostatnich 40 lat wzrosła o 792 procent. Jak to możliwe?

AFK: Po notorycznym gwałcie w Delhi nikt nie może zaprzeczyć, że sytuacja kobiet jest dramatyczna.

Pojawiło się jednak wiele zacofanych komentarzy. Znasz może alternatywne imię Indii czyli Bharat, nazwę, która wywodzi się z sanskrytu? Pewien skrajnie prawicowy polityk, indyjski fundamentalista, powiedział, że w Bharat nie ma gwałtów, mając na myśli że gwałty są produktem zanglizowanych Indii, które nie mają nic wspólnego z tradycyjnym, nieskażonym społeczeństwem Bharat. W jego mniemaniu wszystkiemu winny jest rozwiązły, seksualnie perwersyjny Zachód, a kobiety, które ubierają się w stylu zachodnim lub słuchają zachodnią muzykę, są same sobie winne.

Niektóre osoby sugerują, że fala gwałtów ma związek z faktem, że kobiety po raz pierwszy w historii Indii pracują na nocnych zmianach, prowadzą niezależne życie, żyją samodzielnie od swoich rodziców przed ślubem — do tej pory było to niesłyszane! Mam wrażenie, że mężczyźni czują się zagrożeni kobietami, które wkroczyły w sferę publiczną. Nigdy wcześniej nie musieli jej z nimi dzielić, szczególnie nie nocą. Kobiety wchodzą w sferę władzy i możliwe, że istnieje pewna ilość żądza kary, chęć nauczenia „lekcji”.

Z drugiej strony, przedstawiciele klas wyższych obwiniają wiejską mentalność mężczyzn, którzy przybywają do wielkich miast. Twierdzą, że osoby ze wsi nie są przystosowane do XXI wieku. Nawet premier Indii, Manmohan Singh, wypowiedział się w sposób sugerujący moralną przewagę klas wyższych. Ja nie popieram takiej retoryki, która demonizuje migrantów, bo gwałcicielem może być mężczyzna z każdej klasy i grupy demograficznej. 

AE: Mieszkasz teraz w Brukseli. O czym będzie twoja następna książka?

AFK: Już za kilka dni wybieram się do Rumunii, gdzie będę się spotykała z przedstawicielami i przedstawicielkami społeczności romskiej. Interesuje mnie kultura romska, bardzo się cieszę, że będę miała możliwość dowiedzieć się więcej na ten temat. Żyjemy w świecie nadmiaru informacji, a wciąż tak mało wiemy o Romach, mimo że stanowią 10-12 milionów obywateli i obywatelek UE. Istnieje za to mnóstwo przesądów, które trudno odrzucić przez brak wiedzy. Wiesz, że połowa dzieci romskich idzie do szkół segregowanych? A kiedy na Słowacji powstają ściany anty-romskie, lub gdy w Szwecji policja prowadzi rejestr osób romskich, w tym dzieci, nie budzi to powszechnego sprzeciwu. Jak to możliwe, że w Europie XXI wieku traktuje się ludzi w sposób, który przypomina traktowanie nietykalnych w Indiach? To mówi coś o Europie, niestety w sposób bardzo niepokojący.

design & theme: www.bazingadesigns.com