Wójcik: Galeria bardziej surowa niż sądy

W elbląskiej Galerii EL zdemontowano wystawę dwóch homoseksualnych artystek, która miała budzić „niesmak” u zwiedzających. Artyści mogą się dzisiaj czuć pewniej przed składem sędziowskim niż przed środowiskowym jury.

limLiliana Piskorska & Martyna Bianka Tokarska, fot. Czytnik Kultury

Polskie i europejskie sądy wypracowały standardy, dzięki którym Martyna Tokarska i Liliana Piskorska, autorki zdjętego z wystawy w Galerii EL filmu Podróż, mogłyby czuć się pewniej przed składem sędziowskim niż przed środowiskowym jury.

Wątpliwa elipsa

Tokarska i Piskorska w filmie stanowiącym część projektu Podróż (2013) przemierzają Polskę ubrane w suknie ślubne i prowokują dyskusję o niehetoronormatywnej miłości oraz konsekwencjach braku możliwości zawarcia związku partnerskiego czy małżeństwa przez osoby tej samej płci. Ich projekt był prezentowany w kilku polskich miastach. Największe kontrowersje wzbudził w Elblągu, gdzie w wyniku nacisków ze strony urzędników został zdjęty przed planowanym terminem.

W Odpowiedzi Dyrektora Galerii EL na list otwarty Martyny Tokarskiej i Liliany Piskorskiej czytamy:

Projekt Podróż został zaprezentowany w ramach cyklu wydarzeń filmowych Krużganek Movie. Pokazowi filmu w dniu 9 maja towarzyszyła – na zasadzie dopełnienia – wystawa fotograficzna, dokumentująca proces. Projekcja, jak i wystawa odbywała się w krużganku Galerii EL – miejscu żyjącym raczej eventowo, niźli będącym celem odwiedzin widzów. Opinia, że dostęp do wystawy mogły mieć dzieci, jest formułowane co najmniej na wyrost, bo w ramach obecnie trwającej wystawy (Interaktywny Plac Zabaw), każda grupa zwiedzających, jest po wejściu do galerii przejmowana przez wolontariuszki lub pracowników i oprowadzana po głównej sali ekspozycyjnej. Inaczej było w trakcie Nocy Muzeów z 17 na 18 maja, kiedy krużganek był udostępniony wszystkim gościom odwiedzającym tego wieczora Galerię EL. I to w trakcie tego wydarzenia ekspozycja została rozpoznana jako naruszenie, w konsekwencji czego na skrzynkę emailową Urzędu Miasta wpłynęła skarga na działalność instytucji, opatrzona stosownymi zdjęciami. Galeria EL nie otrzymała kopii tego listu, a o samym fakcie zostałem poinformowany w dniu 19 maja w godzinach porannych w gabinecie prezydenta Elbląga. Skutkiem tego spotkania była moja zgoda na skrócenie czasu trwania wystawy. (… ) Kluczowym dla wyjaśnienia całej sytuacji zdaje się być skarga mieszkańca / -ów dotycząca wystawy. To ona miała zdecydować o takiej, a nie innej interpretacji wymowy wystawy przez prezydenta Elbląga. [pisownia oryginalna]

Dyrektor Jarosław Denisiuk argumentuje dalej, że decyzja o skróceniu czasu trwania wystawy – spowodowana rzekomo publiczną reakcją na te prace (wpłynęła jedna skarga) – jest elementem procesu twórczego i powinna być przez artystki… doceniona. Sugeruje, że projekt, który od początku miał polityczne intencje, za pomocą elipsy, przez brak pracy w przestrzeni galerii oraz medialny szum, zyskuje na znaczeniu i osiąga zakładany efekt, czyli pobudzenie publicznej debaty:

To kompletna obojętność i brak reakcji zadaje takiemu projektowi klęskę, niwecząc i nośność i dezaktualizując problem. Projekt „Podróż” takim „wirusem społecznym” dla Elbląga się stał. Choć skrócony w sensie czasowym i fizycznej obecności, stał się nośny w sensie ideowym, pozwalając na wybrzmienie o zakresie nieprzewidywalnym przed jego inicjacją.

Kto cenzuruje sztukę

Faktycznie, projekt osiągnął ogólnopolski rozgłos dopiero po interwencji władz galerii, kiedy napisała o nim m.in. „Gazeta Wyborcza”, ale dyskusja zboczyła z początkowych torów. Ważny społecznie temat związków partnerskich i małżeństw osób tej samej płci został prawie zupełnie zmarginalizowany. Teraz na pierwszy plan wysuwają się kwestie cenzury i granic swobody wypowiedzi artystycznej.

Denisiuk pisze: Problemem jednak jest rozstrzygnięcie, gdzie leży ta płynna granica między obrazą uczuć religijnych (kobiety ubrane w suknie ślubne) a wypowiedziami artystycznymi. Dziesiątki przypadków cenzurowania wystaw w Polsce pokazuje, że mamy z tym problem. Że w pewnym momencie zabrakło nam – jako społeczeństwu precyzyjnego określenia tej granicy.

To ciekawy fragment, nie tylko dlatego, że autor zapomina, że biała sukienka w rzekomo laickim państwie nie musi oznaczać przysięgi przed ołtarzem i kojarzyć się z religią. Ciekawsza jest diagnoza odnośnie cenzury wypowiedzi artystycznych. Tu Denisiuk ma rację: w Polsce wolność wypowiedzi najskuteczniej nie jest ograniczana przez państwo – i jego emanację, wymiar sprawiedliwości – ale właśnie przez autocenzurę samych instytucji, które tak łatwo poddają się politycznym naciskom. Na szczęście, w przeciwieństwie do tego, co stwierdza dyrektor Galerii EL, mamy mechanizmy, które dość precyzyjnie określają, jak wygląda relacja między wolnością twórczości artystycznej a innymi dobrami. Polskie sądy stanęłyby po stronie artystek.

Sztuka przed trybunałem

Dzięki sporom wokół sztuki krytycznej lat 90. polski wymiar sprawiedliwości dopracował się dość bogatego orzecznictwa dotyczącego swobody wypowiedzi artystycznej. Warto przypomnieć zamieszanie wokół wizerunku Madonny z posłem Jurkiem w ręku, Matkę boską w masce gazowej z „Wprost”, plakat do filmu Skandalista Larry Flint, czy wreszcie słynną, ciągnącą się przez dekadę sprawę Doroty Nieznalskiej. W tych przypadkach sądy musiały zważyć, czy dobro, jakim jest wolność wypowiedzi, w tym wypowiedzi artystycznej, nie narusza drugiego dobra – swobody sumienia innych osób.

Podsumowując w „Gazecie Wyborczej” „dwudziestopięciolecie wolności”, Dorota Jarecka zauważyła:

Ostateczny wyrok uniewinniający Nieznalską zapadł dopiero w 2010 r. Na przyznanie, że artysta ma prawo do wolnej ekspresji, a sztuki nie wolno cenzurować, potrzeba było kilkudziesięciu rozpraw, setek tomów akt. Udało się? Właściwie tak. Wyrok, choć stwierdzający oczywistość, stworzył precedens. Od tej pory każdy, kto chciałby artystę karać za korzystanie z wolności, będzie musiał obalić logiczną argumentację tamtego sądu. 

Warto pamiętać, że sądowa wojna o wypowiedzi artystyczne toczy się nie tylko w Polsce, a po przykłady nie trzeba wcale sięgać aż do spraw Baudelaire’a czy Flauberta. Polscy sędziowie w wyrokowaniu opierają się na bogatym orzecznictwie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Precedensowe wyroki wydano m.in. w Szwajcarii (sprawa Müllera,1988), Austrii (Otto-Preminger-Institute, 1994), Wielkiej Brytanii (Wingrove, 1996), czy Turcji (I.A. v. Turcja). Uzasadnienia tych wyroków dostarczyły standardu odnośnie tego, co można publicznie wystawić.

Co można publicznie pokazać

W demokratycznym państwie ograniczenia wolności twórczości artystycznej dotyczą nie tyle możliwości tworzenia, ile publicznej prezentacji, „Publiczny” oznacza albo prezentację w miejscu publicznym, albo rozpowszechnianie za pomocą medium dostępnego dla nieograniczonej liczby osób. Publicznie wystawiane dzieło powinno „unikać wyrażeń, które bez powodu obrażają innych, a przez to nie przyczyniają się w jakiejkolwiek formie do publicznej dyskusji zdolnej pogłębić postęp w ludzkich sprawach”. Nie może być też „bezzasadnie obraźliwe“ ani „krzywdzące“ i powinno posługiwać się „środkami adekwatnymi do problemów“, które porusza.

Pobawmy się przez chwilę w ćwiczenie z prawniczej logiki i zadajmy Podróży pytania, na które musiałby odpowiedzieć sąd – kierując się kryterium „przeciętnego odbiorcy”.

Ciężko zarzucić projektowi Podroż, że jest w jakikolwiek sposób „bezzasadnie obraźliwy” wobec konkretnych osób czy grup, ani że narusza ich wolność sumienia i wyznania. Czy stosuje środki adekwatne do problemu? Film o zakochanych dziewczynach przemierzających Polskę w sukniach ślubnych i spotykających się z różnymi reakcjami nie jest jakoś szczególnie radykalny ani pod względem formy, co najwyżej odważny pod względem treści. A dyskusja, którą podejmuje, ma duże społeczne znaczenie.

Zdjęcie pracy Tokarskiej i Piskorskiej narusza zbyt wiele społecznych dóbr, żeby można było przejść nad tym do porządku: swobodę wypowiedzi i prawo do informacji, łącznie z informacjami, które mogą szokować, wartościową analizę i krytykę, adekwatny społeczny komentarz, prawo do eksperymentu artystycznego.

Dyrekcja Galerii EL, powołując się na szerszy społeczny interes, chce ukryć swój oportunizm wobec najlżejszych politycznych nacisków. I jeśli coś w tej całej aferze może budzić „niesmak”, to tylko i wyłącznie zachowanie dyrekcji.

Anna Wójcik

Autorka jest studentką MISH i Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie w Katedrze Filozofii Prawa przygotowuje pracę magisterską o granicach swobody wypowiedzi artystycznej.

design & theme: www.bazingadesigns.com