„Kiedy następna FALa?” O Feministycznej Akcji Letniej

Gosia: poczucie siły i sprawstwa w grupie

Kilka tygodni temu ruszyła rejestracja na tegoroczną Feministyczną Akcję Letnią, czyli na edukacyjno-wypoczynkowy obóz organizowany od 2002 roku przez grupę nieformalną Ulica Siostrzana. Jest to najdłużej regularnie organizowany feministyczny obóz w naszej części Europy. Żeby dokładniej przybliżyć, czym jest FALa, i żeby zachęcić do uczestnictwa osoby, które o niej nie słyszały, lub które się wahają, porozmawiałam o FALi z Gosią i Zuzą, które w zeszłym roku były na obozie pierwszy raz. Oto pierwszy z dwóch wywiadów.

Gosia. Mówi, że zajmuje się bardzo wieloma rzeczami, że jest „kobietą pracującą”. Dawniej pracowała głównie jako redaktorka i dziennikarka, obecnie jest przewodniczką miejską. Oprócz klasycznych spacerów, typu po Starówce i Trakcie Królewskim, organizuje spacery służące odkrywaniu przyrody. Prowadzi też warsztaty dla dzieci i dorosłych na temat dzikich roślin jadalnych i leczniczych, których jest pasjonatką. 

11146146_10206413513116772_962940359_n

Osoby dorosłe i osoby dziecięce

Gosia: Na początek może opowiem o tym, co jest między mną a Zuzą jakoś tam inne, czyli o tym, że pojechałam na FALę z dzieckiem, Ignacym. Ignacy ma 4,5 roku, w tym roku zabieram go na FALę po raz drugi. Mam nadzieję że się to uda, bo dzisiaj się zgłosiłam i jeszcze nie mam odpowiedzi (śmiech).

Zośka: Na pewno się uda. A jak w zeszłym roku czuliście się na obozie?

G: Super. To jest ogromne odciążenie, że tam jest opieka dla dzieci, i że nawet, kiedy miałam ochotę zrobić sobie godzinę wolnego, nie myśleć, poleżeć na kocu, to mogłam sobie na to pozwolić. Oczywiście zdarzały się sytuacje, kiedy Ignacy po prostu stwierdzał, że nie chce uczestniczyć w jakichś tam zajęciach i musiałam przerwać aktywności, w których brałam udział i spędzić czas z nim, ale mogę je na palcach jednej ręki policzyć i nawet wszystkie by mi nie były potrzebne. To jest też świetny teren dla dzieci. A przede wszystkim fantastyczne było to, czego nie udało nam się potem kontynuować do końca w Warszawie, że on się bardzo usamodzielnił. Na ostatniej FALi miał 3,5 roku, był jeszcze bardzo małym dzieckiem, ale wędrował do domku, brał ręcznik, klapki i szedł pod prysznic, który brał sam, wycierał się, ścierał po sobie podłogę i wracał do domku. To było nasze wielkie osiągniecie. Oczywiście w tej łazience zawsze ktoś był, więc jakby coś się działo, to nie byłby bez opieki. I to też było super, że wszystkie dzieci były zaopiekowane przez wszystkich. Tak czułam i kompletnie się nie bałam, że on sobie gdzieś tam lata. Ty też miałaś w tym swój udział, kiedy lunatykował – co zdarzyło mu się pierwszy raz – i odprowadziłaś go do domku. Raz mu się to zdarzyło i ja najzwyczajniej w świecie się nie obudziłam, a nie mogłyśmy zamknąć na noc drzwi, bo miałyśmy jakiś problem z zamkiem. Było mnóstwo ludzi przyjaźnie ustosunkowanych do dzieci, a kilka osób powiedziało mi też, że przed obozem obawiały się, jak im będzie z dziećmi, ale okazało się, że jest super, że kompletnie nie czują, żeby to był dla nich jakikolwiek problem. Przynajmniej to usłyszałam i mam nadzieję, że nie było inaczej. Chodzi mi o osoby, które być może nie mają na co dzień kontaktu z dziećmi, nie przepadają za nimi. Zresztą ja też nie jestem taka bardzo prodzieciowa, nie mam dziesięciorga w domu, nie pracuję w przedszkolu, więc absolutnie rozumiem, że można mieć dzieci dość i że mogą komuś przeszkadzać. Ale myślę, że ten teren jest też na tyle duży, że gdy dzieci się bawią w jednym miejscu, to można się od tego odizolować, odciąć i w ogóle nie zwracać na to uwagi.

Z: Ja właśnie nie mam na co dzień kontaktu z dziećmi i mam do nich pewien dystans. Na poprzednich obozach funkcjonowałam zdecydowanie obok dzieci. A w zeszłym roku znałam imiona wszystkich, miałam z dzieciakami większy kontakt i to było strasznie fajne, ważne doświadczenie. Jak to wygląda z drugiej strony – czy pytałaś Ignacego, czy podobało mu się na FALi? Chce jechać drugi raz?

G: Tak, pewnie że chce jechać. Na zeszły obóz pojechałam z Agnieszką, z którą się przyjaźnię, mieszkałyśmy razem, chociaż podczas FALi funkcjonowałyśmy już w różnych światach. Ona też przyjechała ze swoimi dziećmi, z Heleną i z Łucją, które są sporo starsze od Ignacego. Relacja, która się między nimi wytworzyła była niesamowita, zwłaszcza między starszą córką Agnieszki, Łucją, a Ignacym. Taka bratersko-siostrzana więź. Zresztą tam w ogóle te dzieci fajne były. Teraz Łucja i Helena też jadą i będą inne dzieci, więc w ogóle czad. Ignacy był za mały żeby to jakoś wyartykułować, ale wiesz, dzieci są raczej takie, że jeśli im się coś nie podoba, to mówią, są szczere. Jak z Ignacym wychodzimy od kolegi, to zdarza się, że na półpiętrze, kiedy drzwi się jeszcze za nami nie zamknęły, mówi: „Nie chcę już do niego przychodzić, nie lubię go” (śmiech). No wiesz, taka okrutna szczerość. Po FALi tego nie było, także było fajnie. Miał tylko jeden dzień kryzysu i chciał do taty. Ale przeżył to i już potem było znowu fajnie. Po powrocie do domu Mariusz zabrał go na kolejną część wakacji, a ja miałam wolne od dziecka i od wszystkiego. Jesteśmy dość nietypową rodziną pod tym względem, bo nigdy z sobą razem nie podróżujemy (śmiech). Mamy różne drogi podróżowania. Mój mąż boi się latać samolotem, a ja to uwielbiam. Poza tym spędzamy ze sobą na co dzień tyle czasu, że mam potrzebę, żeby spędzić wakacje inaczej, sama, w innym środowisku i oderwać się po prostu od domu. Bardzo długo ze sobą jesteśmy, po latach okazało się że tak jest chyba lepiej, sensowniej i zdrowiej. Mamy taki układ w domu ze zawsze dajemy sobie te dwa tygodnie wolnego od siebie wszystkich. Zostajemy tylko z kotami, których po prostu nie możemy nikomu zostawić, bo jeden z nich jest poważnie przewlekle chory.

Z: Myślę, że niektóre kobiety niestety nie decydują się na przyjazd na FALę, bo chcą wykorzystać urlop właśnie na pobycie z rodziną, między innymi dlatego w tym roku obóz będzie nieco krótszy. Na samym obozie osoby opiekujące się dziećmi też mogą mieć swoje szczególne potrzeby, tematy związane choćby z funkcjonowaniem na FALi razem z dziećmi, których osoby bez dzieci mogą nie dostrzec. Na przykład to, że jeśli po obiedzie zajęcia dla dorosłych zaczynają się równolegle z zajęciami dla dzieci, to osoby z dziećmi nie mają ani chwili wolnego. Teraz sjesta dla dorosłych będzie wydłużona. Czy ty czułaś że masz dobry kontakt z innymi mamami?

G: Niespecjalnie się grupowałam z towarzystwem mamowym, nie wiem czy ono nawet istniało, może to było kilka osób. Nie odczuwałam specjalnych problemów i ich nie wyartykułowałam, bo dla mnie wszystko było ŁAŁ (śmiech). A sjesty dłuższej nie potrzebowałam bo czułam się bezpiecznie, dałam Ignacemu wolność, a on się usamodzielnił. „– Gdzie jest Ignacy? – A gdzieś tam sobie lata”. Tak go puściłam. Tutaj trudno go tak „puścić”. Mamy bardziej napięty grafik, o 20:30 chcemy go już położyć, bo o 7:30 musi wstać do przedszkola i zacząć się ubierać. Nie ma takiego luzu, że ile się będzie kąpał, tyle się będzie kąpał, że pójdzie i zrobi to w swoim tempie. Tutaj czas jest bardziej ściśnięty. 

Współpraca, edukacja, wypoczynek

Z: Masz wrażenie że FALa to trochę rezerwat?

G: Wiem, że wiele osób po powrocie pisało na przykład na Facebooku, że muszą teraz przywyknąć do normalnego świata, ja tak nie miałam. Mój świat trochę tak wygląda, nie pracuję na etacie, mam większy luz. Wiadomo, nie żyję w lesie koło rzeki i tak dalej (śmiech) ale nie miałam poczucia totalnego kontrastu, że żyję tutaj w złym świecie, a tam jest super. Chociaż oczywiście mnóstwo mi ten obóz dał, spotkałam tam fantastyczne osoby i naprawdę po prostu wielkie lowe (śmiech). Kiedy przyjechałam, zapytałam: „Kiedy następna fala?” (śmiech). Było mi bardzo tam dobrze, miło. Ale też nie miałam takiego poczucia, że nie mogę wyjechać, bo poza FALą mnie nic dobrego w świecie realnym nie spotka, no bo tak jak mówię, w moim świecie tutaj też jest mi fajnie. Inaczej, ale też OK.

Z: Co dała ci FALa? Czy jest coś takiego, co FALa w tobie zmieniła?

G: Dała mi poczucie, że jest solidarność między kobietami, czy ogólnie osobami, które się identyfikują ze światem kobiet, bo to niekoniecznie musi być jednoznaczne, jeśli chodzi o płeć. Mam złe doświadczenia w tej kwestii, typu toksyczne relacje z szefową kobietą i tak dalej. Okazało się że współpraca jest możliwa, że się można na poziomie jednej płci normalnie dogadać. Że rzeczywiście siła sióstr coś znaczy, że my sobie jesteśmy w stanie pomóc, razem funkcjonować, bez ciągłych pretensji. To jest fantastyczne. Wracasz i wiesz, że to działa, że należysz do fajnego plemienia. Pierwsza rzecz, która kojarzy mi się z FALą, to właśnie wspólnotowość. Wiem, że do grupy organizatorek przychodziły osoby z konkretnymi zażaleniami, i że miałyście dużo rozkminy, jak to rozwiązać. Dla mnie ta wspólnota była obecna, nie musiałam się bać jakichś tematów, była otwartość mówienia o swoich poglądach. Akceptacja. To jest super. Trudno powiedzieć, czy jest jedna rzecz, którą FALa we mnie zmieniła. Zawsze mam poczucie że nawarstwienie różnych okoliczności powoduje w człowieku zmianę. Trudno mi powiedzieć, czy to akurat FALa, ale na pewno nabrałam poczucia sprawczości, siły w grupie. Na FALi zawiązałam też konkretne przyjaźnie, które trwają, jesteśmy w kontakcie, spotykamy się, teraz właśnie do kogoś jadę.

Z: Rzeczywiście na grupie inicjującej jest trochę obciążenia, ale odpowiedzialność rozłożona jest na całą grupę, problemy rozwiązywane są kolektywnie, na spotkaniach plenarnych. Jedną z zasad obozu jest to, że organizowany jest oddolnie i oparty na współpracy. Ty też dużo mówiłaś o współpracy kobiet. Co to dla ciebie oznacza?

G: Na przykład to, że wszystkie warsztaty prowadziły pasjonatki różnych tematów. Ktoś potrafi zmienić koło od roweru czy coś wyreperować w samochodzie, więc po prostu dzieli się swoją wiedzą. Ja też się nią podzieliłam z osobami chętnymi. Mam nadzieję że w tym roku też będę miała taką okazję. To jest fantastyczne. Ale też to, że nie trzeba wszystkim przypominać, żeby oszczędzać wodę, że trzeba segregować śmieci, posprzątać po psie, zgnieść butelkę przed wrzuceniem do plastiku etc. O tych banałach, na które na co dzień ludzie często nie zwracają uwagi, co mnie bardzo boli. Pod tym względem FALa rzeczywiście jest rezerwatem. Po drugie – przyjeżdżają tam ludzie, którzy są w stanie się pokojowo komunikować. Nie ma takiej dość typowej dla naszego społeczeństwa agresji wobec drugiego człowieka, że zakładamy z góry, że ktoś jest wrogiem, więc nie można mu czegoś zakomunikować w normalny pokojowy sposób, tylko od razu z pretensjami. Pod względem jakiejś jedności poglądów, czy może pokojowego ich współistnienia, jest to rezerwat.

Z: Ja na FALi byłam między innymi na zajęciach z pisania kreatywnego, po których zrobiłyśmy zina (niedługo będzie można go zobaczyć na naszej stronie, teraz jest tu….) i właśnie na naprawach samochodowych. W jakich zajęciach ty uczestniczyłaś? Jakie prowadziłaś?

G: Chodziłam na hiszpański z Niną, który był bardzo inspirujący. Byłam też na fajnych zajęciach z białego śpiewu i na zajęciach z reperowania rowerów, regulowania przerzutek, zmiany kół, które też były megafajne i mam nadzieję, że w tym roku też będą. Pamiętam że były zajęcia ze wspinaczki na drzewa. No kurcze, były strasznie fajne różne zajęcia i gdyby starczyło czasu i energii, żeby w nich wszystkich uczestniczyć, to byłoby super. Były też warsztaty cielesne, w których ja nie uczestniczyłam, ale dziewczyny mocno je przeżywały, wychodziły z nich poruszone, była w nich jakaś rewolucja. Ja poprowadziłam spacer, dwa razy nawet, o dzikich roślinach jadalnych i leczniczych. W tym roku planuję też go poprowadzić, bo to było dla mnie ciekawe doświadczenie. Po pierwsze lubię się dzielić tą wiedzą, po drugie, wiem, że trochę tego w niektórych zostało, że np. ktoś zaczął zgłębiać temat.

Z: I zjadać.

G: I zjadać (śmiech). Nie wiem, ile osób z tej grupy zaczęło zbierać, ale już na obozie dzieciaki latały po krzakach i szukały bluszczyka kurdybanka i się tym emocjonowały. To było strasznie fajne. Mam nadzieję, że to się komuś na cokolwiek przydało. Mogę zrobić też inne warsztaty, z robienia naturalnych kosmetyków albo mydeł na przykład. Zresztą już to w moim falowym podaniu zaproponowałam. 

Z: Mówiłaś, że na FALi nie trzeba nikomu przypominać o sprzątaniu po psie czy segregacji śmieci. Współpraca przy organizacji obozu oznacza rzeczywiście nie tylko dzielenie się wiedzą między sobą, ale też podział pracy przy gotowaniu, sprzątaniu i tak dalej. Ominę newralgiczne pytanie o to, czy lubiłaś dyżury, i zapytam – który lubiłaś najbardziej?

G: No tak, dyżury! Mi się one podobały. I odpowiedź jest oczywista, bo ja spędzam życie w kuchni, więc najbardziej lubiłam dyżur kulinarny (śmiech). Właśnie o tym też chciałam powiedzieć – że oddolność jest też w tym, że ktoś organizuje karton na plastiki, że się pamięta o takich małych rzeczach. To mi się bardzo podobało. Że to funkcjonowało, nie było żadnych awantur. Czasem ktoś z kuchni powiedział: „Hej, nikt nam nie pomaga”, i od razu dwie osoby tam szły. Mam nadzieję, że nie było specjalnych problemów. Wiem że do grupy organizatorek przychodziły osoby z różnymi prośbami, roszczeniami, ale wydaje mi się, że to jest normalne, zawsze ktoś będzie miał jakiś problem, zawsze coś się zdarzy – doda się cukru do zupy, komuś będzie brakowało surowego jedzenia, nie będzie opcji dziesięciu diet. Dla mnie wszystko było cool i nie miałam nigdy żadnych problemów. Przyznam się też teraz, dokonuję coming outu, że nigdy nie zapisałam się na listę prysznicową, żeby mieć zagwarantowany wolny prysznic o konkretnej porze, zawsze szłam po wszystkich. I nigdy nie miałam problemu, żeby się umyć. Fajnie też, że można było się normalnie czuć w tej łazience, jak na basenie. Bez krępacji chodzić nago.

Z: To jest tajemnica poliszynela, że lista prysznicowa wisi, a większość osób i tak się myje kiedy chcą (śmiech). Ale może niektóre z tego korzystają, poza tym jest wrażenie ładu i porządku. Mówiłyśmy o zajęciach i o dyżurach, ale jest też przecież na FALi czas wolny. Pamiętam, że na jednej ze swoich pierwszych prawie nie opuściłam obozu, bo było tyle fajnych rzeczy do zrobienia, tyle zajęć. Jak ty to wspominasz?

G: Pojechałyśmy z Agnieszką i dziećmi do Czech, chciałyśmy im coś pokazać na zewnątrz. Super że są wyznaczone dni wolne, bez zajęć. Oczywiście jazda z trójką dzieci zakończyła się jakąś totalną awanturą (śmiech). Jeśli chodzi o spędzanie czasu wolnego, to dostałam dzikiego orgazmu (śmiech) na łąkach wokół obozu, chodziłam i zbierałam wszystkie rośliny, które tam rosły. Znam głównie Mazowsze, więc Śląsk Cieszyński był dla mnie odkryciem. To jest pod względem roślinności ogromnie ciekawy teren, warty eksplorowania, bo bardzo zróżnicowany, jest trochę terenów podmokłych. Dla osoby zainteresowanej tym tematem to jest duże przeżycie. Teraz już dodatkowo wiem, gdzie chodzić, ha!

Z: Na obozach pojawiają się pomysły na kontynuację wspólnych działań po obozie, kilka lat temu powstał na przykład zespół lesbo-polo. Czy ty po obozie uczestniczyłaś w jakimś wspólnym działaniu, czy były pomysły żeby coś razem zrobić?

G: Wiem, że były takie propozycje, strasznie fajne, i że są kontynuowane działania, ale nie mogę o nich mówić (śmiech). Ja akurat mam w życiu więcej pomysłów niż czasu na ich realizację, więc mało mam otwartości, by kolejną rzecz wdrażać. Może coś się jeszcze urodzi. 

Feministki, psy i ślimaki

Z: Skąd dowiedziałaś się o FALi? Czy pamiętasz, jakie było twoje skojarzenie, gdy usłyszałaś nazwę Feministyczna Akcja Letnia?

G: (śmiech) Jak śmiesznie zaakcentowałaś FEMINISTYCZNA. O obozie dowiedziałam się od Agnieszki, która była na obozie już dwa lata temu. Nie mam zielonego pojęcia, skąd ona się dowiedziała, pewnie jakoś przez internet, ma talent do wyszukiwania fajnych wyjazdów, na które można zabrać dzieci. W zeszłym roku w lipcu, w ostatniej chwili, powiedziała „jadę na FALę”, więc ja na to: „no to ja chyba też powinnam jechać”. Na szczęście było jeszcze miejsce!. W tym roku zaproponowałam jednej z moich koleżanek, żeby pojechała, na co ona odpowiedziała, że gdyby jej rodzina usłyszała, że jedzie na FEMINISTYCZNY obóz, to wszyscy by padli trupem. Ja tak nie mam – feminizm kojarzy mi się wyjątkowo pozytywnie. Na co dzień żyję bardzo zgodnie z duchem feminizmu. Swoją drogą oprowadzałam kiedyś po Warszawie dwójkę Włochów, którzy pochodzili z południa Italii – rejonu, gdzie podziały na świat męski i żeński są dość, hm, tradycyjne. Opowiadaliśmy, gdzie byliśmy na świecie, więc powiedziałam, że ostatni miesiąc spędziłam w Kalifornii. Zapytali, czy skoro mam dziecko, to zabieram je z sobą i z nim podróżuję. Gdy się dowiedzieli, że dziecko zostaje tutaj ze swoim tatą, byli zdziwieni: – Jak to? Naprawdę? To jest niemożliwe, we Włoszech wszyscy by mówili, że to jest nie do pomyślenia. Po czym spojrzeli na siebie: – Też tak będziemy robić, jak będziemy mieli dziecko, co nie? Mam takie poglądy, że mi się też należy, że mam swoje potrzeby, które realizuję, dzielę się obowiązkami po równo z partnerem.

Z: Uważasz się za feministkę?

G: Nie jestem działaczką. Jestem bardziej działaczką prozwierzęcą, jestem w to zaangażowana bardzo mocno. Żyję zgodnie z duchem feminizmu, więc mogę powiedzieć: tak, jestem feministką, w codziennym życiu jak najbardziej. Ale jeśli identyfikujemy feminizm z działaniem, to nie robię nic specjalnego niestety, oprócz tego, że czasem staram się wpływać na życie moich koleżanek (śmiech). Przekonywać je, że im się też należy wolność. Ciężko jest mi patrzeć, że ktoś moim zdaniem żyje w jakimś zniewoleniu. I patriarchacie. Który mam nadzieję upadnie (śmiech).

Z: Powiedziałaś, że jesteś działaczką prozwierzęcą. FALA była do teraz wegetariańska, w zeszłym roku po raz pierwszy była wegańska. Są też na FALi psy. Powiedz – co to dla ciebie znaczy?

G: To jest po prostu mega. Nie muszę mówić, że skoro nic nie ma dla mnie, to ja zjem surówkę i frytki. Bo zwykle tylko to jem na wyjazdach plus owoce, i to mi ogromnie przeszkadza, że muszę o tym myśleć, kombinować. Staram się nie narzucać swoich poglądów, ale od kiedy działam w biznesie turystycznym, to gdziekolwiek jestem, zawsze pytam: „Czy na śniadaniu nigdy państwo nie mieli gościa, który byłby na diecie wegańskiej albo wegetariańskiej?”. Zawsze jakoś staram się to przewalczać, żeby ktoś jednak o tym pomyślał i jakąś jedną opcję wegańską dał. To, że na obozie są psy, to też jest fajny pomysł, uwielbiam zwierzęta. Ale dobrze, że napisałyście w tegorocznym zaproszeniu na FALę, że czasem może być nerwowa atmosfera pomiędzy zwierzętami. To się zdarza, kiedy są na jednym terenie. Dobrze, że wśród zajęć są warsztaty o tym, jak z psami postępować, jak się z nimi bawić, czego nie robić etc. Wydaje mi się, że to też jest też właśnie ta wspólnota myślenia, o której wspominałam – że nie trzeba nikogo przekonywać do tego, że z psem się pracuje. Mam masę znajomych, którzy uważają, że taki kurs to jest zbędny wydatek, że jakoś sobie poradzą.

Z: Pierwszą rzeczą, którą na obozie robiłam po przebudzeniu, było strząsanie z namiotu ślimaków. Nie wszystkie osoby są przyzwyczajone do takich warunków, nie wszystkie to lubią. Jak ty czułaś się na obozie pod tym względem? I czy nie było problematyczne mieszkać w takich warunkach z dzieckiem?

G: Zawsze podróżuję na zasadzie „śpię na dworcach, w namiotach i tak dalej”, to jest dla mnie norma. Nie pamiętam kiedy spałam w hotelu, mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że nigdy. Na obozie nie spałam co prawda w namiocie, więc nie miałam problemu ślimaków, ale kiedy weszłyśmy do domku, to tam było tysiąc much. Na szczęście udało się je wygonić. Nie mam żadnego problemu ani ze ślimakami, ani z innymi takimi rzeczami, ale jako osoba, która się pcha w te chaszcze, nie jestem obiektywna. Z Ignacym też nie mam problemów, dopóki jest bieżąca ciepła woda. To jest jednak podstawa, żeby nie musieć grzać wody w czajniku i kąpać dziecka w misce. Już z nim tego próbowałam i było mi ciężko, miałam poczucie, że ciągle tylko tym się zajmuję. Powrót do kultury dawnych Słowian nie bardzo mi wyszedł, czułam że z wakacji robi się ciągły wysiłek o poradzenie sobie z czymś.

Do końca świata i jeden dzień dłużej

Z: Komu poleciłabyś wyjazd na FALę, a komu niekoniecznie?

G: No wiesz, jeżeli ktoś ma związki z Młodzieżą Wszechpolską, to może jednak niech nie jedzie. To jest skierowane do innej grupy osób, nie sądzisz? Ale poza tym każdej osobie identyfikującej się ze światem kobiet. Wydaje mi się, że wszystkie osoby by się tam dobrze czuły, i osoby różnej orientacji psychoseksualnej, w różnych konfiguracjach, matki, niematki. Myślę, że to jest dla każdej osoby bardzo fajne przeżycie, że każdy może sobie tam znaleźć swoją przestrzeń.. Nie trzeba we wszystkim uczestniczyć, jeśli coś ci nie pasuje, to możesz stać z boku, prawda?

Z: Masz poczucie że na FALi panuje jedność poglądów?

G: Nie, mam wrażenie ze jest pluralizm. I to jest super. Ale są też takie główne założenia, o których mogę mówić i to nie będzie kosmos. Mówię na przykład: „Nigdy nie zabrałam swojego dziecka do zoo”, i osoby na FALi odpowiadają, że fantastycznie, że rozumieją moje poglądy. Osoby ze środowiska, w którym funkcjonuję, dosyć często mówią: „No co ty, nienormalna jesteś? Dlaczego to robisz, jaki jest powód”, i pukają się w głowę. Oczywiście uogólniam, chodzi mi o pokazanie, że takie postępowanie, wybór, nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem. Często ze względu na moje podglądy życiowe jestem uznawana za frika, oderwańca. Nie muszę się z nich tłumaczyć, ale tego się ode mnie oczekuje, stale zadaje się pytania. Na FALi tego w ogóle nie było. Była dyskusja na ten temat, osoby często myślały podobnie. Miały wspólne wartości po prostu – równość, tolerancja, wolność. To są rzeczy, które mamy wspólnie w głowach. To jest oczywiste. Super było też to, że czułam odpowiedzialność ze strony innych osób za to, jak ten nasz dołek wygląda. Że wiele osób coś robi na co dzień: jedni dla mniejszości, inni dla zwierząt etc. I że to jest takie normalne. 

Z: Co byś robiła w lipcu zeszłego roku, gdybyś nie pojechała na FALę?

G: Gdzieś bym musiała wyjechać z tym dzieckiem (śmiech). Trudno mi powiedzieć. Myślę, że FALa wpisze się, mam nadzieję, w stały coroczny repertuar naszych wyjazdów z Ignacym. Oby trwała do końca świata i jeden dzień dłużej. 

Zośka Nawrocka – Ulica Siostrzana, OZZ IP, PK8M

Więcej o Feministycznej Akcji Letniej, o jej historii, wartościach, o tegorocznym obozie przeczytać można na stronie www.siostrzana.org. Na tej samej stronie znajduje się też formularz zgłoszeniowy.

design & theme: www.bazingadesigns.com