Fundusz Feministyczny: Działajmy na naszych zasadach!

Rozmowa z założycielkami Funduszu Feministycznego – Justyną Frydrych, Martą Rawłuszko i Magdą Pocheć. Natalia Broniarczyk: Skąd pomysł na Fundusz Feministyczny?

Magda: Fundusz Feministyczny wypełnia ważną lukę. Wierzę, że ruch feministyczny potrzebuje własnego, niezależnego źródła wsparcia finansowego, które daje mu prawdziwą siłę. Fundusz czerpie inspirację z podobnych inicjatyw w innych krajach, takich jak fundusze kobiece w Gruzji, Serbii czy na Ukrainie. Ważnym i bezpośrednim punktem odniesienia były dla mnie nowatorskie i progresywne fundusze, z którymi jestem związana: FundAction i FRIDA The Young Feminist Fund. Proponują dość rewolucyjne podejście w dziedzinie filantropii. Takiego Funduszu nie było jeszcze w Polsce, a my postanowiłyśmy go stworzyć. Pomysł na powołanie Funduszu wynikał też ze złości i pragnienia przekucia obecnego kryzysu w coś pozytywnego, co ma szansę stać się trwałą zmianą.

Marta: Pomysł przyniosła Magda Pocheć i go zrealizowała zapraszając do współpracy Justynę i mnie. I taka jest herstoria. W naszej prawie rocznej pracy, całkowicie społecznie wspierało nas kilkadziesiąt osób, które znamy z wcześniejszej pracy w organizacjach pozarządowych i grupach nieformalnych.

Justyna: Analizowałyśmy, w jaki sposób organizacje działające na rzecz praw kobiet były finansowane, zwłaszcza po 1989 roku. Przyglądałyśmy się temu, jakie to były środki i skąd pochodziły. Na początku były to fundusze zagranicznych darczyńców, później często pieniądze publiczne, w tym środki unijne. Uzyskanie czy wydawanie tych pieniędzy było obwarowane różnymi warunkami, a obszary tematyczne i priorytety wyznaczano z góry. To niekoniecznie było konsultowane na bieżąco z samymi zainteresowanymi. W rezultacie, wspierane były działania, które nie zawsze odzwierciedlały potrzeby kobiet czy ruchu feministycznego.

Marta: Wyjątkowe w naszym Funduszu jest to, że powstał on na naszych zasadach. Najpierw był pomysł, jak Fundusz ma wyglądać i funkcjonować, dopiero później szukałyśmy darczyńców, którzy byli gotowi wyłożyć na to pieniądze, jednocześnie nie narzucając nam swojej wizji i nie ingerując w nasz pomysł. Z tej perspektywy Fundusz jest czymś nowym w Polsce.

Czy teraz jest dobry czas, by ruszać z tego typu inicjatywą? Mam wrażenie, że filantropia w Polsce jest wciąż mało znanym zagadnieniem, a feministyczna filantropia, to coś zupełnie nowego. Feministyczna filantropia – co to takiego? Czym wasza inicjatywa różni się od innych funduszy?

Justyna: Dla nas feministyczna filantropia to budowanie kultury wspierania się, rozwijanie postawy solidarności w ramach ruchu feministycznego. To zapraszanie do współpracy osób, które identyfikują się z feminizmem i są gotowe wspierać regularnie działania na rzecz praw kobiet.

Magda: Jesteśmy inicjatorkami Funduszu, ale naszym zadaniem jest budowanie wokół niego społeczności osób dla których wartości feministyczne i prawa człowieka wszystkich osób bez względu na płeć czy tożsamość płciową oraz inne cechy są ważne. Jestem przekonana, że to dobry moment na takie przedsięwzięcie. Rządy partii skrajnie konserwatywnych i prawicowych wyzwoliły ogromną energię obywatelską. Mam nadzieję, że część tego wkurzenia może zostać konstruktywnie zagospodarowana. W tym sensie to świetny moment na rozwijanie feministycznej filantropii w Polsce.

Justyna: Fundusz Feministyczny jest przekaźnikiem pieniędzy, które pozyskuje od sojuszniczek i sojuszników – osób, które się identyfikują z ruchem feministycznym i chcą ten ruch wspierać – by te pieniądze z powrotem ruchowi oddać. Teraz jest szczególny czas, kiedy osoby szybko się mobilizują, chętnie wspierają różnego rodzaju inicjatywy, angażują inne osoby do wspólnych działań. Fundusz powstaje w sytuacji kryzysu, ale zależy nam, by zwyczaj regularnego przekazywania pieniędzy na działania feministyczne był trwały. By identyfikacja z walką o prawa kobiet niosła ze sobą coś jeszcze – poczucie odpowiedzialności za ten ruch i jego przyszłość.

Czyli jesteście trochę takim feministycznym mostem?

Marta: Tak. W ruchu feministycznym są osoby, które mają pieniądze i są gotowe się nimi dzielić. Czasem można coś zrobić osobiście, być na ulicy, wykonać konkretną pracę, czasem zaś można zrobić przelew. I to też ma znaczenie. Chcemy ułatwić przekazywanie środków od tych osób, które je mają do tych, które ich potrzebują, a którym trudno jest je pozyskać z innych źródeł, ze swoich najbliższych społeczności. Ktoś kogoś wspiera finansowo, osoba za otrzymane kasę robi robotę, która w efekcie wspiera nas wszystkie, w tym również osobę, która zrobiła przelew. Koło się zamyka – feministyczna filantropia to obieg i wzajemne wspieranie się w walce o wspólne prawa.

Wasza nazwa to Fundusz Feministyczny. Czy to nie ryzykowne? Z jednej strony coraz więcej osób działa na rzecz kobiet, ale czy się identyfikują one z feminizmem?

Magda: Pewne nasze wartości nie podlegają negocjacjom. Wierzę, że taka nazwa nie będzie ograniczeniem, lecz siłą. Liczę na to, że dzięki działaniom, które umożliwi Fundusz słowo feminizm, od którego wciąż wiele osób się dystansuje wypełni się w jeszcze większym stopniu treścią oraz konkretnymi, różnorodnymi działaniami. Może w ten sposób ułatwi też identyfikację ze słowem na “f”. Nie boimy się tego słowa! 

Proponujecie coś nowego – wsparcie dla grup nieformalnych, kolektywów, a co za tym idzie często też dla działań spontanicznych. To w Polsce nowość. Skąd ta decyzja?

Justyna: Zależy nam by wspierać finansowo również feministyczne grupy nieformalne, bo tego typu wsparcie było dla nich do tej pory właściwie niedostępne. To właśnie grupy nieformalne pokazały w ciągu ostatnich dwóch lat, że potrafią skutecznie reagować na próby zaostrzenia prawa antyaborcyjnego – na kryzysy, na opresję, na zamachy na prawa kobiet. Nie boją się odważnych akcji, podejmują ryzyko. Mam też wrażenie, że kolektywy i grupy nieformalne skupiają się na samym działaniu i jego efektach, robią coś, bo autentycznie tak czują – bo same są osobami, na rzecz których działają.

Kolektywy, grupy nieformalne mają to do siebie, że są mniej trwałe niż zarejestrowane organizacje. Byłam kiedyś na ogólnopolskim spotkaniu dla aktywistek i miałyśmy podzielić się planami na przyszłość. Zdecydowana większość zadeklarowała, że planuje otwierać fundacje, zakładać stowarzyszenia. Ich wspólnym doświadczeniem był aktywizm w grupach nieformalnych, które prędzej czy później się rozpadły. Kolektywy borykają się z codziennymi problemami takimi jak brak miejsca na spotkania, spadek motywacji, co przekłada się na ich trwałość.

Marta: Myślę, że to super, że bazując na własnych doświadczeniach i potrzebach, kobiety mogą podjąć decyzję, że chcą założyć organizację i to robią. Skoro to ich decyzje, naszą rolą nie jest ich kwestionowanie. Fundusz zaprasza do konkursu zarówno grupy nieformalne, jak i organizacje pozarządowe. Zależy nam na wspieraniu aktywizmu i feministycznych działań, a nie trwałości i stabilności samych grup czy organizacji. Jeśli jakiś kolektyw, korzystając z pieniędzy Funduszu zrealizuje świetną akcję, a następnie jego członkinie powiedzą sobie “dobra, na tym koniec” – dla nas jest to ok. Rozumiemy, że tak to działa, można się zawiązać ad hoc, coś zrobić i powiedzieć sobie „cześć, pa, na razie”.

Magda: Nie wartościujemy. Chcemy dostrzegać wielość aktorek i aktorów społeczeństwa obywatelskiego. Ta przestrzeń, przez wiele lat była zagospodarowana przede wszystkim przez organizacje pozarządowe. To się w bardzo widoczny sposób ostatnio zmieniło. Poprzez Fundusz Feministyczny chcemy powiedzieć grupom nieformalnym: widzimy was, jesteście ważną częścią tego krajobrazu.

To jest nowe podejście, można powiedzieć, że partnerskie?

Magda: Naszą ambicją jest nieustanne poddawanie refleksji relacji władzy, w tym tych wpisanych w stosunek między grantodawczyniami a grantobiorczyniami.

Justyna: Dotychczas te relacje bywały bardzo hierarchiczne i od tego chcemy odejść.

Jak chcecie tego uniknąć?

Justyna: Przede wszystkim wnioski, które zostaną złożone w ramach konkursu, nie będą oceniane przez nas, czy przez grono wybranych wcześniej zewnętrznych ekspertek i ekspertów. Tymi ekspertkami będą osoby, które aplikowały o minigranty. To one są częścią ruchu feministycznego i wiedzą czego same potrzebują. Dlatego to uczestniczki konkursu będą decydowały, do kogo te pieniądze trafią.

Dobrze rozumiem, że razem z dofinansowaniem oferujecie stworzenie społeczności oraz procesu, w którym grupowo podejmuje się decyzję, jaki problem rozwiązać, na czyją potrzebę odpowiedzieć?

Marta: Byłoby świetnie, gdyby udało nam się spotkać w takim właśnie rozumieniu oceny wniosków w konkursie. Aby zamiast spekulacji i planowania, w jaki sposób moja grupa może zdobyć dotację, pojawiła się rozmowa o tym, co jest potrzebne i kto w stosunkowo największym stopniu potrzebuje teraz wsparcia finansowego.

Justyna: Pierwszy konkurs traktujemy jako pewien eksperyment. Chcemy się uczyć wspólnie z wnioskodawczyniami i chcemy uczyć się od nich. Planujemy spotkanie z wszystkimi grupami i organizacjami, które otrzymają dofinansowanie. Jesteśmy otwarte na ich komentarze i pomysły i na to, że pewne rzeczy będą wymagały poprawy w kolejnych edycjach konkursu.

Magda: Planujemy te spotkać ze sobą wszystkie grantobiorczynie. Zależy nam, by to uczestniczki konkursu, które zrealizują swoje pomysły, nawzajem zdały relację z tego, co wyszło z minigrantów. Będzie to dopełnienie procesu oceny wniosków. Wspólnie podjęłyśmy decyzje, a więc wspólnie przyjrzyjmy się ich efektom. Chcemy, aby te grupy czuły się odpowiedzialne względem siebie, a nie nas jako zespołu, który organizuje ten proces.

Marta: Myślę, że ważne jest też to, że nie mamy zamkniętej listy wydatków, na które można przeznaczyć minigrant. Jeśli jakaś grupa chce kupić kilogram gwoździ, bo chce coś zbudować, to może kupić kilogram gwoździ. Jeśli inna grupa potrzebuje pieniędzy na 100 tęczowych flag, bilety PKS, kawę na spotkania, wlepki czy ich druk, to na to wszystko może wydać dotację Funduszu.

Każda zmiana społeczna wyrasta z gniewu – czy Fundusz Feministyczny będzie wspierał gniewne inicjatywy?

Justyna: Fundusz Feministyczny jest otwarty na inicjatywy, które wyrastają z różnych emocji – z gniewu, z wkurwienia, ze złości, ale też chcemy dostrzegać inicjatywy, które działają z potrzeby wspólnego spędzenia czasu, odpoczynku, zadbania o siebie.

Kiedy rusza konkurs i jak można Was znaleźć?

Magda: Konkurs na minigranty ruszył 8 stycznia. Zapraszamy do wejścia na naszą stronę: www.femfund.pl, zapoznania się z zasadami konkursu i złożenia wniosku do 4 lutego.

Marta: Już wkrótce wyruszymy też poza Warszawę na spotkania osobiste z osobami zainteresowanymi udziałem w konkursie. Mamy nadzieję, że to one same, wskażą, gdzie powinnyśmy pojechać! Jeśli wśród czytelniczek Codziennika są takie osoby, polecam szukanie grafiki z konturem Polski na naszym Facebooku i… wpisywanie miast w komentarzach [śmiech].


design & theme: www.bazingadesigns.com