Drozda: Facet w sukience – genderapokalipsa

Tegoroczna studniówka z Ostrzeszowa – chłopcy w różowych spódniczkach i rajstopkach kicający w rytm jeziora łabędziego zdobywają youtube. W jeden dzień stają się prawdziwymi bohaterami. „Jestem z nich dumna!” , „łezka się w oku kręci”, „u mnie maturę macie już zdaną” – pisze nauczycielka. Mi również podobało się to show, przypomniałam sobie wygłupy moich kolegów z liceum. Budowlańcy z maturalnej klasy stali się też nieoczekiwanie rycerzami w walce o gender. Ale czy faktycznie swoim występem sprzeniewierzyli się stereotypowemu postrzeganiu płci? Niekoniecznie, dla faceta w sukience jest przecież w patriarchacie bardzo wygodne, ma wymoszczone od dawna, cieplutkie miejsce.

Print

Facet w sukience – to jest zawsze śmieszne.

Właśnie dlatego, że nie postrzegamy przedstawicieli obydwu płci w równy sposób, a właściwie zawsze postrzegamy kobiety jako osoby mniej poważne, o mniejszych kompetencjach intelektualnych, które są raczej ozdobą spotkania niżeli jego pełnoprawnymi uczestniczkami – no chyba że przywdzieją męskie atrybuty takie jak garnitur i koszula. Nie będę cytować miliarda badań, które tego dowodzą, nie będę mówić o „męskiej decyzji” i „babskim gadaniu”, każdy z nas wie doskonale co mam na myśli. Ciężko się wznieść poza własną kulturę – która na całe szczęście się coraz bardziej dynamicznie zmienia na lepsze.

Robią to „artyści” z kabaretów z dwójki. Osiągają efekt instant – wystarczy wejść na scenę w peruce i z odkrywającym owłosiony brzuch topem i ryk śmiechu zagłusza głos konferansjera. Robili to mistrzowie z grupy Monty Pythona. Udało się im wyjść z seksizmu erudycyjnymi dialogami, ale nie można zaprzeczyć, ze wielu widzów i widzek śmiało się po prostu z tego, że przebrali się za „baby”. W kinie na pokazie filmu „Matterhorn” – scena, w której jeden z bohaterów, niepełnosprawny intelektualnie, ubrał się w sukienkę wywołała salwy śmiechu na widowni. Naprawdę? To takie śmieszne?

Mężczyzna świadomie ubierając się w sukienkę działa w sposób seksistowski, ale przekaz jest zawoalowany „żartem” – ty wiesz, że on tak naprawdę przynależy do wyższej kasty, ale dla uciechy przebiera się w damskie ubrania i sam ten akt jest komiczny. Często naprawdę śmieszny – nie mówię, że mnie to nie bawi! Ale warto się zastanowić, czemu mówimy wtedy, że ma do siebie dystans? Lub że ma odwagę? Jaką odwagę?!

Czy jakbym ubrała kalesony, krawat i męskie buty, ktokolwiek by mnie pochwalił, powiedział, że jest ze mnie dumny? Oczywiście, że nie. To „naturalne” dla mnie by dążyć do doskonałości – dla niego to jest degradacja. Gdy jest kontrolowana – jest zabawna. Gdy istnieje groźba, że w przedszkolach (na razie istniejących tylko w imaginarium „antydżenderystów”) ktoś przebierze w sukienkę małego chłopczyka – podnosi się larum. Dzieje się krzywda. Trauma na całe życie. Stąd już prosta droga do rynsztoka tożsamości.

Kobiety kilkaset lat walczyły o prawo do noszenia spodni – całe szczęście nie tylko o to – królowa Elżbieta wydała oficjalne pismo w tej sprawie dopiero w latach 70. Udało się, nie było łatwo, ale udało się. Uff. Już nikt – trzymam za to kciuki, choć wiem, że przesadzam z optymizmem – się nie śmieje, że „studentka” to nazwa torby studenta, a „ministra” to głupi neologizm. Trzeba zaklinać rzeczywistość. Pojawiła się polityczna poprawność, grupy protestacyjne na Facebooku, nie opłaca się już seksistowsko żartować.

Już tylko najbardziej twardogłowe posłanki Solidarnej Polski i okolic są w stanie wymagać by zwracano się do nich jak do mężczyzn. I to w prawdziwym życiu. Nie na zakrapianej imprezce czy studniówce. Na serio. „ Pani poseł” – genderapokalipsa.

Awa Drozda

design & theme: www.bazingadesigns.com