Dziewczyny w filmie: O tym, jak seksizm rujnuje przemysł komiksowy

Mimo że produkcje o superbohaterach i superbohaterkach coraz skuteczniej podbijają box office, tendencja do tworzenia seksistowskich i mizoginicznych kreacji kobiecych nadal istnieje i ma się całkiem dobrze.

koms

Jeśli wierzyć zeszłorocznemu rankingowi hitów kasowych, komiksy powinny nie tylko znajdować się w samym centrum kultury masowej, ale także przeżywać renesans swojego rozwoju jako gatunku. Na ubiegłorocznej liście kinowych hitów, które przyniosły największe zyski, znajduje się „Iron Man 3”, „Człowiek ze stali”, „Wolverine” oraz „Kick-Ass 2” – kolejna adaptacja równie popularnej, co kontrowersyjnej serii komiksów autorstwa Marka Millara. Produkcje te ugruntowują tylko już i tak bardzo silną pozycję superbohaterów i superbohaterkek w przemyśle filmowym.

Fabuły komiksów, z których pochodzą najbardziej znane bohaterki i znani bohaterowie, są fikcją, często mają jednak swoje odzwierciedlenie w rzeczywistym świecie. Patrząc przez pryzmat historii niejednokrotnie ocierają się o kwestię płci kulturowej, rasy i kultury. Ale skoro „potencjał komiksów jest nieograniczony, przez co niezwykle ekscytujący” – jak zauważa Scott McCloud, jeden z wiodących teoretyków komiksowych – dlaczego więc tak wielu twórców płci męskiej traktuje ten gatunek jak formę ograniczoną i skostniałą?

W sierpniu 2013 roku „The New Republic” opublikowała wnikliwy wywiad z Millarem, w którym twierdzi on stanowczo, iż „gwałt jest równy każdemu innemu aktowi przemocy”. „Wiesz, że najcięższą zbrodnią pozostającą w sferze tematów tabu, a której można użyć w celu zdemonizowania postaci, jest gwałt?” – mówi Millar – „Moim zdaniem nie ma to znaczenia. Tak samo jest, na przykład, ze ścięciem głowy – to po prostu przerażający akt przemocy, pokazujący jak złym charakterem jest dana postać”. Kontynuuje wypowiedź z ogromnym entuzjazmem i zaparciem, mówiąc że „zawsze lubił przekraczać granice, by zobaczyć to, czego wcześniej nie widział”.

Millar jest w błędzie – gwałt w komiksach widzieliśmy i widziałyśmy wcześniej, i to wielokrotnie. Tak naprawdę w całym jego dorobku artystycznym stanowi on jeden z regularnie pojawiających się motywów („Wanted”, „The Authority”, „Kick-Ass 2”), co w dodatku dowodzi tylko kontynuacji długotrwałej tradycji w przedstawianiu superbohaterek, takich jak Black Cat, Ms. Marvel czy Rouge jako ofiar gwałtu. Tym samym gwałt przestaje  już być obrośniętym zmową milczenia tematem tabu w kulturze komiksu, która przepełniona jest molestowaniem seksualnym i jego groźbami w większym stopniu niż świat rzeczywisty.

Porównanie użyte przez Millara jest jednym z tych, które udaremniają dyskurs nad kwestiami rasizmu i płci w komiksach – uparta ignorancja uniemożliwiająca rozwój i konstruktywną krytykę. Jak wspomniał Joseph Hughes w „Comics Alliance” – kolejne fabuły, w których kobiece postaci gwałcone są po to, by rozdrażnić superbohaterów, sprzedaje się społeczeństwom, w których gwałt jest najbardziej rozpowszechniony. „W Szkocji, skąd pochodzi Millar, liczba gwałtów oraz prób gwałtu wzrosła od 2011 roku aż o 15 procent.”

Millar nie jest w swej krótkowzroczności osamotniony – kilka dni po publikacji jego wywiadu, podczas emisji Television Critics Association, popularni twórcy komiksowi, tacy jak Todd McFarlane („Spawn”), Gerry Conway („The Punisher”) oraz Len Wein („Wolverine”) stanowczo odmówili odpowiedzi na pytanie dotyczące kwestii kobiet i mniejszości w komiksach.

To samo błędne rozumowanie skłoniło McFarlane’a do wygłaszania tez, jakoby męskie ciało było w równym stopniu poddawane stereotypizacji w komiksach, co ciało kobiece – tym samym całkowicie ignorując fakt, że nie jest to tylko kwestia przedstawienia cielesności, ale także zachowania się bohaterów i bohaterek i przebiegu akcji. („The Hawkeye Initiative” w celu zobrazowania tego problemu stawia popularnych superbohaterów w sytuacjach, w których znajdowały się kobiece postaci komiksowe.) To samo przyzwyczajenie kierowało Lenem Weinem, który zapytany o wzrastającą różnorodność w komiksach, odpowiedział: „Moim zdaniem za każdym razem, kiedy tworzysz postać kobiety, Latynosa/ki, homoseksualisty/ki i podkreślasz tę cechę charakterystyczną, jednocześnie spłycasz ją i umniejszasz jej wartość.”

Istnieje ogólnie przyjęte założenie, że komiksy szerzące różnorodność wymagają od twórców kreowania postaci zdefiniowanych poprzez swoją odmienność – jak z żalem mówi Wein, twórca „Storm”, i postuluje, by superbohaterowie/ki przedstawiani/e byli/ły „jako istoty ludzkie”. Ale różnorodność w rzeczywistości wcale nie umniejsza potencjału fabuły, wręcz przeciwnie – często ten potencjał zwiększa. To właśnie różnorodność pozwala odkrywać jak superbohaterowie i superbohaterki umiejscawiają swoją odmienność w kulturze – nie tylko jako istoty o nadprzyrodzonej sile, ale także jako ludzie o innym od otoczenia pochodzeniu. Doskonałym przykładem jest postać Supermana, którego cała historia skupia się na jego usytuowaniu w obcym świecie, a jest on przecież jednym z najbardziej ikonicznych bohaterów komiksowych.

Bohaterka „Kick-Ass” Hit Girl, zanim stała się „jedną z najbardziej odrzucających bohaterek w historii „Daily Mail”, jak tłumaczy się Millar, była „słodką małą dziewczynką” zrodzoną z potrzeby „stworzenia czegoś dla mojej córki”, która uwielbiała superbohaterów, ale nie znajdowała wśród nich nikogo, z kim mogłaby się identyfikować. Jednak poinformowany o tym, jak niewielki procent filmowej obsady stanowią dorosłe postaci superbohaterek, a następnie zapytany, czy kiedykolwiek rozważał stworzenie takiej bohaterki, odpowiada: „To nie są moje priorytety. Zawsze myślałem, że to co najmniej dziwne, kiedy facet afiszuje się z deklaracją <<kwestie feministyczne są dla mnie priorytetowe>>”. Millar nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że powód, dla którego sam stworzył postać Hit Girl, ma podłoże feministyczne; dostrzegł „ogromną lukę w przemyśle filmowym” i postanowił dać swojej córce superbohaterkę, która by tę lukę wypełniła. Fakt, że Hit Girl zyskała tak ogromną popularność świadczy tylko o tym, jak wielkie jest zapotrzebowanie na silne, interesujące postacie kobiece.

W międzyczasie McFalane opisuje siebie jako „faceta, który lubi wyzwania” i wywraca stereotypy do góry nogami. Jednak podczas panelu TCL zastanawia się nad tym, czy komiksy stanowią „odpowiednie podłoże” dla historii z kobietą w roli głównej, jako że jest to „typ opowiadań przeładowanych testosteronem”. Mimo że rozważa „polityczne i rządowe kwestie”, to w „Spawn mythos” mówi także, że „[w] rzeczywistości, w historii nigdy nie było jeszcze komiksu, który, przekazując tego typu treści, odniósłby sukces”. Jak słusznie zauważa Noah Berlatsky w „The Atlantic” –  to sentymentalne podejście ma negatywny wpływ na podejmowanie w komiksach zarówno kwestii politycznych, jak i feministycznych.

Współtwórca „Punishera” Gerry Conway początkowo popierał potencjał koncepcji, wypowiadając się podczas posiedzenia TCA: „Myślę, że zapomniano o tym, co najważniejsze – te postaci mogłyby być usytuowane w historii każdego niemalże rodzaju. Jest to współczesny rodzaj mitu, który można wykorzystać do opowiedzenia jakiejkolwiek fabuły”. Jednakże ton jego głosu zmienił się diametralnie, kiedy pojawił się temat różnorodności komiksów. Conway twierdzi, że istnieją „niezmienne ograniczenia” dla superbohaterów i superbohaterek – tak samo, jak w średniowieczu nie było rycerek, gdyż, jak pokazuje historia, był tylko jeden taki przykład i była nim Joanna d’Arc (tak, naprawdę). Tłumaczy też, że jego córka czyta tylko komiksy autorstwa Faith Erin Hicks, „która pisze historie do niej trafiające. Nie interesują jej więc historie dla facetów” – bez skrupułów ignorując fakt, że Hicks pisała właśnie o superbohaterach i superbohaterkach, podejmując jednocześnie inne, popularne dla komiksów tematy, jak demony czy zombie.

„Decyzja o podążaniu drogą swoich własnych, ograniczonych i krótkowzrocznych fantazji to kwestia wyboru, a nie determinizm biologiczny” napisała Alyssa Rosenberg. Niezależnie od tego, czy ci mężczyźni są rzeczywiście seksistami, to ich podejście do komiksu – medium, którego są współtwórcami – zdecydowanie jest seksistowskie. I nie chodzi tylko o to, co zostało zapisane na papierze, ale też o to, w jaki sposób twórcy reagują na potrzeby odbiorców i odbiorczyń oraz głosy krytyki. Nie dość, że dopuszczają się jawnej dyskryminacji, to jeszcze ugruntowują błędne stanowisko w dyskursie na temat różnorodności w komiksach – twierdząc na przykład, że polityka, feminizm i silne postaci superbohaterek nigdy nie będą się dobrze sprzedawać. To ograniczenie i nieugiętość dotyczy mężczyzn, którym, paradoksalnie, płaci się grube pieniądze po to, by byli kreatywni i naginali granice własnej wyobraźni.

To właśnie ta nieugiętość rujnuje gatunek. Komiks popadł w „błędne koło”. Sprzedaż nie ulega zmianie, ale zamiast poszerzać zasięg odbiorców i odbiorczyń, większość twórców uparcie go ogranicza. „Nadal twierdzę – napisała raz Laura Hudson – że aby przysporzyć sobie więcej czytelniczek, gatunek komiksowy nie musi nawet celować do kobiet w jakiś szczególny sposób – wystarczyłoby, żeby przynajmniej przestał je tak bezustannie poniżać. Postaci kobiece to głównie niezaspokojone, półnagie kosmitki tylko dlatego, że ktoś wymyślił sobie, że właśnie takie mają być. […] Nie musimy traktować tego jak nienaruszalną rzeczywistość, zwłaszcza w świecie komiksowym, który dopiero co powstał.”

Twórcy posuwają się do tego, żeby uczynić Supermena bohaterem komunistycznym – jak to zrobił Millar we wspomnianej serii limitowanej „Superman: Red Son” – ale zmiana postawy wobec kobiet i mniejszości, to dla nich zdecydowanie zbyt wiele. Jesteśmy zmuszani i zmuszane do tego, by wierzyć, że tak to już z komiksami jest. Marry Marvel zawsze była typem cycatej dominy i wcale nie wypracowywała sobie przez dziesiątki lat pozycji, która przyniosłaby dumę Ammy Cuddy. McFarlane zarzeka się na wszystkie świętości, że komiksy są przeznaczone dla „konkretnej grupy docelowej”. Ten fakt mógłby być do zaakceptowania przez podstarzałego mizogina, próbującego zniewolić gatunek komiksowy własnymi, skostniałymi fantazjami macho – ale nie dla ludzi takich, jak zwyciężczynie Eisner Awards: Hope Larson i Fiony Staples. Stwierdzenie to nie ma także żadnych podstaw historycznych. Gatunek komiksowy bazuje na fundamentach, na które składają się kasowe produkcje typu „Superman”, „Spider Man” czy „Kapitan Ameryka” – ale także historie o superbohaterkach, takie jak „Mary Marvel”, „Wonder Woman” i wiele innych.

„Znam pewną małą dziewczynkę, która pewnego razu zapięła sweter pod szyją tak, by na jej rozpostartych ramionach wyglądał jak uwolnione skrzydła gotowe do lotu”, napisała w 1942 roku Lovell Thompson, wzywając do tego, by komiksy dostosowane były do wszystkich odbiorców i odbiorczyń. Stanowiąc od zawsze nieograniczony w środkach gatunek, mogą odpowiadać na różnorodne zapotrzebowania – o ile ci odbiorcy są w równy sposób uświadomieni i szanowani.

Tłumaczenie: Patrycja Masłowska

Korekta: Marta Rudnicka

design & theme: www.bazingadesigns.com