Duda: Problemy z mężczyznami, czyli największe rozczarowanie
Gdzie ci mężczyźni? Zimbardo i Coulombe to jedna z najbardziej oczekiwanych książek tego roku, Gdzie ci mężczyźni? to także moje największe czytelnicze rozczarowanie. Opinia wybrzmiała, toteż poniżej mogę skupić się na jej uzasadnieniu.
Temat mężczyzn/kategorii męskości, którzy przechodzą zmianę lub znajdują się w kryzysie, nie jest nowym zagadnieniem. Nawet wśród polskich badaczek i badaczy wspomniana kwestia cieszy się niemałym zainteresowaniem już od ponad dziesięciu lat. To nie znaczy jednak, że studia nad męskością wyszły w Polsce poza obieg socjologiczny, medioznawczy czy kulturoznawczy, a na uczelniach i w instytutach badawczych doczekaliśmy się zespołów i katedr zajmujących się problematyką męskości. Niestety. Zamiast tego męskość w kryzysie – jak najczęściej określa się tematykę badań mężczyzn i męskości w Polsce – co rusz gości na łamach kolorowej prasy, miesięczników kierowanych do mężczyzn czy tygodników opinii. Zazwyczaj jako problem nowy, mężczyznom wcześniej nieznany. Mimo tego kategoria męskości najczęściej wydaje się przezroczysta. Dyskutowana jest dopiero w momencie, gdy pojawia się problem z cytowaniem norm i stylów zachowania, które przez wieki przypisywane i wymagane były od chłopców i mężczyzn.
Na tle uproszczonych medioznawczych analiz psychologiczno-socjologiczne ujęcie zmiany paradygmatu męskości wydaje się potrzebne i wyczekiwane. Po lekturze Gdzie ci mężczyźni? wspominane wyczekiwanie niestety nie słabnie. Osłabiona zostaje jedynie nadzieja na to, że książkę zbierającą interpretacje wyników badań kondycji męskości da się napisać, wychodząc poza paradygmat walki płci.
Tekst Zimbardo/Coulombe podzielony jest na trzy jasne części. Autorski tandem najpierw opisuje objawy, dalej przygląda się przyczynom, a na końcu proponuje rozwiązania kwestii problemowych. Jak piszą autor i autorka: „Jeżeli chcemy zrozumieć i wyjaśnić złożone zachowania ludzi, to konieczne jest odwołanie się do analizy trzypoziomowej: po pierwsze, jaki wkład w kontekst behawioralny ma jednostka – jej cechy i stałe charakterystyki; następnie należy przeanalizować, jakie zachowania prowokuje sytuacja związana z konkretnym społecznym czy fizycznym środowiskiem, w którym człowiek je ujawnia; i w końcu, w jaki sposób leżący u podstaw układ sił tworzy, podtrzymuje lub modyfikuje owe sytuacje” (s. 12).
Schemat jest prosty: jednostka – sytuacja – układ sił. Język jest przystępny. Dodatkowo komiksowo-obrazkowa szata graficzna sprawia, że całość uznać można za publikację popularyzującą myśl naukową, więc kierowaną dla szerokiego odbiorcy. Należy się jednak zastanowić nad tym, czy jeśli książka traktuje o chłopcach, to w jej treść wpisywać trzeba komiks tylko po to, by zainteresować nią chłopców/mężczyzn. Czy to nie zbyt prosty schemat? Na szczęście forma wydania nie ujmuje treści. Przynajmniej nie w każdym rozdziale (1).
Posługując się danymi dotyczącymi Brytyjczyków i Amerykanów, Coulombe/Zimbardo dokładnie oświetlają społeczną kondycję współczesnego mężczyzny, który swoim zachowaniem wypisuje się ze społecznej struktury. Jego absencja zaczyna się już na poziomie edukacji. Statystyki pokazują, że mężczyźni znikają zarówno z uczelni wyższych, jak i z rynku pracy. Nie oznacza to jednak, że rezygnują z zarządzania wszechświatem. Zmianie ulega tylko miejsce trzymania sterów. Jak mówi tytuł jednego z rozdziałów: chłopcy i mężczyźni zarządzają wszechświatem z własnej sypialni. Ta uwaga otwiera rozdział zawierający wyniki badań czasu poświęcanego na gry komputerowe, struktur gier, ale też zmian w zachowaniu oraz myśleniu osób, które popadają w uzależnienie od gier. Możliwość wcielania się we samodzielnie zaprojektowanego awatara, dzięki któremu ma wpływ na kształt i fikcyjnego świata, i w szybki sposób osiąga pożądany wynik i gratyfikację, powoduje, że wspomniany gracz wycofuje się z przestrzeni i relacji, które nie są dla niego równie pobudzające i satysfakcjonujące jak świat gier. Dzięki wirtualnej rzeczywistości męska (ale nie tylko) potrzeba uznania zostaje zaspokojona bez żadnych konsekwencji i w całkowitej izolacji od rzeczywistości społecznej.
Zjawisko Social Intensity Syndrome (zespół intensywności społecznej) pokazuje z kolei, że jeżeli już chłopcy i mężczyźni zdecydują się na realne towarzystwo, to o wiele bardziej niż związki/partnerstwo z kobietami cenią sobie męskie grono. Jak piszą Zimbardo/Coulombe, ów układ oferuje wiele zalet, m.in. możliwość nauki i czerpania wzorów męskości. Z czasem jednak staje się jedynym punktem odniesienia, toteż mężczyzna przebywający poza męskim przymierzem, pozbawiony wpływów tej społecznie intensywnej grupy, może czuć i zdradzać objawy odstawienia, por.: „Paradoksalnie mężczyźni ci są w stanie osiągnąć pobudzenie jedynie w obecności innych mężczyzn w sytuacjach grupowych, ale jednocześnie muszą w takich kontekstach unikać ujawnienia czy wręcz doświadczenia uczuć bliskości z powodu strachu przed uznaniem za geja czy, co gorsza, przed daniem choćby najdrobniejszego sygnału o homoseksualnym podtekście” (s. 47). Mechanizm podwójnego splątania nie jest nowy. Zarówno w kontekście męskości, jak i grup męskich, był już opisywany, tyle że częściej w ujęciu antropologicznym czy kulturowym, a nie psychologicznym. Dla autorskiego tandemu jasne jest, że z SIS wiązać może się szereg objawów, takich jak słabe więzi z partnerką, większa przemocowość i częstsze rozstania. Wszystko to wynikać ma z traktowania kobiety jako innej, tej która nie rozumie potrzeb mężczyzny.
Niedojrzałe relacje z partnerkami o równym statusie stają się także jedną z przyczyn korzystania z ogólnodostępnej pornografii. Uzależnienie od tej ostatniej, obok uzależnienia od gier internetowych, społeczności budowanych wokół nich oraz, w mniejszym stopniu, stymulacji używkami, stają się głównymi objawami kryzysu męskości. Aparat przypisów zdradza ogrom źródeł i badań ukazujących wspomniane problemy. Odniesienia do konkretnych tytułów, prac badaczek i badaczy czy do statystyk to największa zaleta tej publikacji. Ilość zawartych w niej informacji jest porażająca i wskazuje nie tylko pojedyncze badania, ale też metaanalizy, powtórzenia, które w rzeczywistości potwierdzają i ujawniają skalę ilustrowanych problemów. Jedynym zarzutem jest wymieszanie kontekstu brytyjskiego i amerykańskiego. Autor i autorka przeplatają informacje z obu przestrzeni, toteż czytelnikowi_czce często umyka kontekst, do którego odnoszą się przytaczane informacje.
Wydaje się, że rozdziały dotyczące gier komputerowych oraz nadmiernego korzystania z pornografii, oba prezentujące efekty zmiany przestrzeni realnej na wirtualną, powinny stać się lekturą obowiązkową dla wszystkich: rodziców, wychowawców, młodzieży. Negatywne skutki oglądania pornografii w warunkach izolacji zaburzają realne odniesienia. W ten sposób pornograficzne fantazje stają się nieosiągalnym wzorem. Dodatkowo, dając natychmiastową gratyfikację, są kolejną przyczyną osłabiania rzeczywistych relacji, które wymagają podmiotowego podejścia, ale też w przeciwieństwie do świata wirtualnego stać się mogą źródłem lęku przed odrzuceniem lub niesprostaniem byciu w trwałej relacji i wymaganiom potencjalnej partnerki. Analogicznie do wcześniej opisanych uzależnień.
Opis zmian postrzegania wynikający z łatwego (prze)stymulowania umysłu przy pomocy gier i wirtualnej, darmowej pornografii jest sugestywny. Według przytoczonych w Gdzie ci mężczyźni? badań Gary’ego Wilsona uzależnienie od pornografii działa tak samo jak inne uzależnienia behawioralne, por.: „Oglądanie filmów pornograficznych przez wystarczająco długi czas sprawia, że układ nagrody się wypala, ponieważ został przestymulowany przez układ dopaminergiczny i jego reakcje na dopaminę stały się słabsze. W tym momencie dana osoba staje się zależna od nowej pornografii, ponieważ potrzebuje coraz więcej stymulacji, by się podniecić i uzyskać erekcję. W końcu związane z pornografią szlaki nerwowe w mózgu stają się tak silne, że nie reaguje on już na normalne czy zwykłe bodźce, jak seks z prawdziwym człowiekiem” (s. 158). Język diagnozy wciąż jest prosty i przekonujący. Jeśli dodać do tego wypunktowane konsekwencje uderzające w męską potencję: „pornografia osłabia dokładnie to, co intensyfikuje” (s. 159) oraz informacje wprost mówiące o zaniżeniu samooceny oglądających nierzeczywiste sceny seksu między wyselekcjonowanymi aktorami i aktorkami, których fizyczność i zachowania mają niewiele wspólnego z powszechnym wyglądem i zachowaniem, okaże się, że zapisy dotyczące „oczarowania technologią” staną się najmocniejszymi fragmentami książki Coulombe/Zimbardo. Nie bez przyczyny autor i autorka skupiają się tu na uderzeniu w cielesność i seksualny potencjał mężczyzn. Takie ujęcie, zaraz obok działania wydawcy, który treść książki ilustruje komiksami, uznać można za kolejne wykorzystanie stereotypu w walce z relacyjną absencją mężczyzn. Tym razem dysponentami stereotypu są jednak autorka i autor, nie wydawca.
Opisane fragmenty zbierające objawy i przyczyny kryzysu męskości wypełniają ponad połowę treści Gdzie ci mężczyźni?. Gdyby tandem badaczy zakończył swoją narrację w tym miejscu, moje zastrzeżenia dotyczyłyby tylko redakcji, która pozostała nieczuła na następujące konstrukcje: matka określona mianem „jednego z najważniejszych mentorów” (s. 85) czy „wiele naszych przyjaciół feministek” (s. 231). Czytając te kalekie struktury można się złościć na brak żeńskich końcówek. Niestety narracja Coulombe/Zimbardo płynie dalej.
Już pod koniec części rysującej przyczyny pojawi się założenie, na którym oparto większość wcześniej wspomnianych prasowych doniesień prezentujących męskość w zmianie lub w kryzysie. Wszystkie one zbudowane są na mniej lub bardziej ujawnionym przeświadczeniu, że problem mężczyzn i męskości jest pochodną działania kobiet, w szczególności feministek, które walcząc o swoje prawa, weszły na miejsce mężczyzn. Tego dowodzić mają statystyki pokazujące większą liczbę absolwentek szkół wyższych i rosnącą liczbę kobiet na rynku pracy, także w zawodach uważanych za stereotypowo męskie. Ta zależność prowadzić ma do wycofywania się mężczyzn z życia społecznego i rodzinnego. Według takich twierdzeń kobiety zabierają miejsca z ogólnej puli dostępnych możliwości, co oznaczać ma, że emancypują się i zdobywają władzę czy wpływy przeciwko mężczyznom. To ostatnie działanie ma zazwyczaj przymiotnik: kobiety robią to nieświadomie. Zimbardo/Coulombe nie powtarzają tego błędu wprost. Piszą jednak, że kobiety same wybrały się w emancypacyjną podróż, a mężczyźni zostali i nie rozumieją, co mają robić. Toteż dzisiaj wszyscy muszą się pochylić nad kondycją mężczyzn. Nie tylko oni sami. Nie tylko ojcowie (obecni i nieobecni) oraz mężowie i partnerzy.
Odpowiedzialność za zmiany i zagubienie mężczyzn ponosi także rząd, który nie finansuje badań mężczyzn (np. raka prostaty; według przytaczanych statystyk jest on częstszy niż rak piersi) w takim stopniu jak finansuje badania kobiet, np. profilaktykę i badania piersi. Żadna z agencji rządowych nie prowadzi działań prozdrowotnych przeznaczonych tylko dla mężczyzn. Analogiczne, przeznaczone tylko dla kobiet istnieją i są nagłaśniane. Odpowiedzialność za badaną i opisywaną rzeczywistości dzisiejszych mężczyzn ponoszą także media.
Wytyczne obejmują sugestie dla wszystkich wymienionych. Autorski duet problem kryzysu męskości widzi więc holistycznie, strukturalnie. To spora zaleta tej publikacji. Zaskakuje jednak wyraźny podział formalny. W momencie odpowiedzi na pytanie: Co mogą zrobić kobiety? (analogicznie do wcześniejszych: Co mogą zrobić media, szkoły, rząd, rodzice, mężczyźni?) zmienia się język komunikatu. Wskazówki kierowane do mężczyzn napisane zostały w formie komunikatu rozwojowego/poradnikowego: Uprawiaj sporty, Wyłącz pornografię, Ściel łóżko: małe osiągnięcia prowadzą do większych osiągnięć, Odkryj swoją wewnętrzną siłę, Zaprzyjaźnij się z dziewczynami, Nie obrażaj kobiet, Znajdź mentora, Głosuj w wyborach. Z kolei te przeznaczone dla kobiet wydają się nie tyle prezentacją rozwiązań, ile pewnym przymusem, powinnością.
Ta zależność wynikać może z przeświadczenia, na którym oparta jest ta narracja, że to kobiety mają dziś silniejszą pozycję niż mężczyźni. Stąd nakazowość. Odpowiedzialność kobiet za kondycję mężczyzn wiązać może się z jeszcze jednym stanowiskiem, wedle którego za kwestie związane z rodziną, partnerstwem i relacjami odpowiedzialne są w głównej mierze kobiety. To twierdzenie zakwalifikować można jako seksizm. Podczas gdy kobiety, walcząc o równe prawa, wyruszyły we wspomnianą już podróż, mężczyźni zostali w tyle, Coulombe/Zimbardo sugerują więc, że faceci nie umieli się sobą zająć. Nie umieli się rozwinąć i dostosować do nowych warunków, toteż dziś kobiety muszą być „cierpliwe i silne” (s. 310), „kobiety muszą zachęcać mężczyzn do tego, żeby robili więcej” (s. 322), „kobiety muszą również chcieć ich wspierać i z nimi współpracować” (s. 322). I dalej: „Dostrzegaj sytuacje, które są dla mężczyzn niewygodne, ponieważ brakuje im doświadczenia, jak choćby taniec towarzyski. Inicjuj takie aktywności i ucz ich, jak się nimi cieszyć. Dzisiaj, inspiruj mężczyzn, by i oni zauważyli, że tak powinna wyglądać ich idealna przyszłość” (s. 324). Według autora i autorki długoterminowym celem wielu kobiet staje się „romantyka, miłość, rodzina” (s. 323-324), to z kolei prowadzi do założenia, że kobiety muszą być opiekuńcze i wspierające. Zimbardo/Coulombe twierdzą także, że to kobiety są odpowiedzialne za to, jak wobec nich zachowują się mężczyźni. W ramach rozwiązań problemu mężczyzn autor i autorka szeroko opisują kwestie zmian w podejściu do randkowania i seksu.
Rekapitulując: wyzwolenie seksualne doprowadziło do skrócenia czasu zawarcia transakcji seksualnej. Dodatkowo deficyt mężczyzn (towaru) powoduje popyt gorszych egzemplarzy. Obserwacja finalizacji transakcji ukazuje nabycie gorszego asortymentu. To prowadzić ma do zmniejszania wysiłku/starań inwestorów – innych mężczyzn. Seks, czyli zysk, nie wymaga już takiego nakładu czasu, środków i starań jak kiedyś. W tej ekonomicznej metaforze przedstawiona została kwestia relacji między mężczyznami i kobietami zawężona do seksu. Cały passus kończy się następującym stwierdzeniem: „Następnym razem, kiedy pozwolisz, by olśnił cię jakiś gość za pomocą ‘gładkiej gadki’, za którą nic, ale to absolutnie nic nie stoi, rozważ, jaką wiadomość wysyłasz pozostałym mężczyznom uczestniczącym w tej [barowej, MD] scence. Czy to jest poziom zaangażowania, jaki faceci #2, #3 i #4 mają pokazać następnej dziewczynie, na którą się natkną? A może chcesz im rzucić wyzwanie, by sięgnęli odrobinę wyżej, tak jak mogłaby to zrobić dla ciebie inna kobieta? […] Kobiety powinny się naprawdę zastanowić, czego chcą i potrzebują ze strony mężczyzn” (s. 323). Ta konkluzja odpowiedzialność za budowanie relacji nakłada na kobiety: „proponujemy aby kobiety wzięły na siebie rolę wspierającą, ucząc mężczyzn innych sposobów budowania i utrzymywania związku” (s. 321) piszą twórcy Gdzie ci mężczyźni?. W tym momencie Zimbardo/Coulombe tracą szansę na rozbicie podwójnej normy. Mogliby ukazać mężczyznę jako jednocześnie błądzącego i potrafiącego samodzielnie znaleźć wyjście z kryzysowej sytuacji. Zamiast tego za budowanie relacji nadal odpowiedzialna pozostaje kobieta, która najpierw nauczyć musi mężczyznę, jak utrzymywać związek. Mężczyźni funkcjonują zaś tylko na poziomie odruchu Pawłowa. Zrobią to, do czego kobiety ich wytresują, wzmacniając ich odruchy seksualną gratyfikacją. Są całkowicie zewnętrznie sterowalni i bezwolni. Ta kuriozalna uwaga znajdzie odbicie w poradzie przeznaczonej dla mężczyzn: „Jeśli poziom komunikacji w waszym małżeństwie potrzebuje wsparcia, to sięgnijcie po klasyczną pozycję Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus Johna Graya. Jest to bez dwóch zdań jeden z najlepszych i najprostszych poradników, który poprawi waszą komunikację. Książka ta nadaje się także dla starszych nastolatków” (286) piszą autor i autorka. Polecanie tak bardzo wstecznej i stereotypowej pozycji pokazuje, że Coulombe/Zimbardo nie zależy na budowaniu partnerskich i podmiotowych relacji. Ewentualnie, ratując powyższe wskazanie lekturowe, uznać należy, że przeświadczenie autorskiego duetu na temat kryzysu męskości jest tak duże, że nie są oni w stanie zaproponować mężczyznom bardziej wymagającej lektury niż książka dla relacyjnych jaskiniowców.
To wszystko sprawia, że w treści Gdzie ci mężczyźni? przysłonięte zostają tak ważne i proste spostrzeżenia jak poniższe: „Gdyby taki list napisał facet [list kobiety, która obraża brodatych hipsterów, ponieważ zniszczyli jej fetysz brody kojarzonej z siłą, władzą i męskością], rozprawiając się w nim z owłosionymi damskimi pachami czy łydkami, zostałby rozszarpany. Jak to jest, że kobieta może publicznie mówić, że rzuciła chłopaka, ponieważ ten nie chciał zaspokajać jej oralnie, może opowiadać, jak fajnie jest sypiać z młodszymi, a nawet sugerować, iż mężczyźni powinni płacić wyższe podatki, natomiast jeśli podobne wypowiedzi padną z ust mężczyzny zostanie on wyszydzony? Podwójny standard zazwyczaj dyskryminował kobiety, ale jeśli przyjrzymy się mu z nowej perspektywy, to dostrzeżemy, że dziś faceci częściej są źle traktowani” (s. 232). Przytoczony fragment w pigułce oddaje styl książki Zimbardo/Coulombe. Z jednej strony oboje pokazują ważny problem, wedle którego mężczyzna wciąż jest uplątany w kategorie, które go wielokrotnie ograniczają, z drugiej jednak obrazowane spętanie zawsze zestawiane będzie z przerysowaną figurą wyzwolonej i silnej kobiecości. Zawsze na zasadzie hierarchii i zawsze w odniesieniu do władzy. Z tego powodu podwójna norma będąca (nowym?) problemem dla mężczyzn zejdzie na dalszy plan. Tak zarysowana podwójna norma ma być wynikiem działania ruchu kobiecego, który „doprowadził do zwiększenia liczby świetnie wykształconych kobiet, ale popsuł relacje, ponieważ kobiety odbyły tę podróż samotnie, bez towarzystwa mężczyzn. Problemy mężczyzn były w ogromnej mierze bagatelizowane czy lekceważone, co raczej nie zachęca do bycia mężczyzną. Obie płcie potrzebują szczerego spojrzenia na to, jak druga strona doświadcza bezsilności, oraz przyzwolenia na eksplorację dynamiki władzy” (s. 243) konkluduje para badaczy.
Nie bez znaczenia pozostaje także fakt, że Gdzie ci mężczyźni? przede wszystkim dotyczy mężczyzn i męskości heteroseksualnej. Gej pojawia się jedynie na marginesach, jako uzupełnienie. Nie chcę tego jednak traktować jako błędu czy uchybienia. Homoseksualność i homoseksualna męskość doczekały się już wielu ciekawych analiz. Cieszyć się należy, że męska heteroseksualność także przestaje być przezroczysta.
W tym miejscu należałoby zapytać o to, w jaki sposób pisać rekomendacje, które pozwolą mężczyznom przejść przez zmianę bez kosztów dla kobiet, a także zastanowić się nad tym, czy jakiekolwiek pisanie o kondycji męskości nie jest skazane na komunikacyjne niepowodzenie i czytelniczy bunt. Odpowiedź na pierwsze pytanie jest prosta. Takie wskazówki powinny w podobny sposób traktować wszystkich odbiorców. Nie ustanawiać hierarchii zależnej od płci, tylko skupiać się na jednostkowym budowaniu podmiotowości oraz na wspólnym interesie społecznym kobiet i mężczyzn. Czytając Zimbardo/Coulombe, ma się wrażenie, że pozytywne przejście przez zmianę leży przede wszystkim w interesie kobiet, które narzekają na brak odpowiedzialnych mężczyzn i partnerów życiowych, seksualnych, biznesowych, rodzicielskich, czy przyjacielskich. Sami mężczyźni jeszcze nie zdają sobie sprawy z tego, co się dzieje, są krótkowzroczni albo dobrze im w nowej pozycji usprawiedliwionego, który przegapił kilka zmian. Brak refleksyjności usprawiedliwiać ma jego niewiedzę i nieprzystosowanie. Problem jednak w tym, że brak autorefleksji nie wiąże się z działaniami kobiet, tylko z przyzwoleniem na cytowanie starych schematów męskości bez jakiejkolwiek próby reformy. Podstawowe działanie powinno zakładać męską podmiotowość i możliwość samodzielnej zmiany, w imię własnego interesu. Takie podejście jest w stanie przenicować kategorię męskości i skontaminować rozwój mężczyzn z zagadnieniem relacyjności (nie tylko męsko-męskiej, ale też męsko-żeńskiej), a nie, jak to powszechnie bywa, z zagadnieniem indywidualizacji. Sami autorzy powinni dojrzale i podmiotowo traktować mężczyzn. Zamiast prowadzić ich za rękę (kobieta wieczną przewodniczką życia), należy przedstawić im problem z kobiecej i męskiej perspektywy oraz zachęcić do rozwiązania, wskazując na współodpowiedzialność i korzyści. To jest odpowiedź na drugie postawione wyżej pytanie. Takie pisanie o kryzysie męskości łączyć będzie podmiotowość, sprawstwo i odpowiedzialność, bez wskazywania winnych stanu rzeczy. Odbiorca takiego komunikatu nie będzie mógł ukrywać się za myślą: „no tak, przecież one same nie wiedzą, czego od nas chcą”, natomiast odbiorczyni nie będzie odczuwała irytacji. Nikt bowiem nie będzie jej imputował, że jej rozwój wiąże się z krzywdą mężczyzn.
Na koniec powtórzyć należy wstępne twierdzenie: Gdzie ci mężczyźni? to książka wyczekana i wzbudzająca ogromne czytelnicze rozczarowanie, ponieważ jej autor i autorka, odsłaniając bardzo ważne dane, prowadzą czytelników na manowce społecznych interpretacji.
Maciej Duda
Maciej Duda – doktor nauk humanistycznych, związany z Poznaniem i Szczecinem, trener, wykładowca (m.in. Gender Studies UAM, Podyplomowe studium Gender mainstreaming przy IBL PAN). Prowadzi szkolenia równościowe i antydyskryminacyjne. Autor książki „Polskie Bałkany. Proza postjugosłowiańska w kontekście feministycznym, genderowym i postkolonialnym. Recepcja polska”.
Philip G. Zimbardo, Nikita S. Coulombe, Gdzie ci mężczyźni?, przeł. Małgorzata Guzowska, ilustrował Igor Myszkiewicz, Warszawa: PWN 2015.
Przypis:
(1) Ważnym kontekstem pozostaje też tłumaczenie tytułu. Polski wydawca postanowił wykorzystać znany tytuł popularnej piosenki. Wersja angielska książki Zimbardo/Coulombe nosi tytuł Man (Dis)connected: How technology has sabotaged what it means to be male. Polskie przekład nie tylko zmienia punkt ciężkości narracji, ale też kwalifikować może ją lub opisywane w niej problemy jako niepoważne.
Korekta: Michalina Pągowska i Aleksandra Sontowska