Duda: Oszukani przez geja w koloratce, czyli o tym, gdzie kończy się ksiądz, a zaczyna mężczyzna

Maciej Duda

Księża i homoseksualiści niewiele się różnią. Obie grupy, by być zaakceptowane przez Kościół katolicki, zachowywać muszą wstrzemięźliwość seksualną. Dla jednych to celibat, dla drugich wewnętrzne uporządkowanie. W obu przypadkach – już na poziomie języka – seksualność zostaje wymazana. Obie grupy nie mogą też zawrzeć związku małżeńskiego ani posiadać potomstwa. Można więc przyjąć, że ksiądz homoseksualista nie powinien nikogo dziwić. A jednak.

10841122_10204143862290865_1598543979_n

Przy okazji coming outu księdza Charamsy medialni komentatorzy używają frazy „to zbyt wiele”. Kapłaństwo, Watykan, homoseksualizm, Kongregacja Nauki Wiary, język przemocy, narzeczony, czyny seksualne, celibat. Tego wszystkiego nie da się pogodzić, to oczywiste. Myśląc sprzecznościami, komentatorzy skupiają się więc na tym, co pewne. Najważniejszy staje się kontekst braku seksualnej wstrzemięźliwości. I dobrze. Choć jak zaznaczam wyżej, temat wstrzemięźliwości wcale nie musi sprzyjać odrzuceniu tematu homoseksualności. W kontekście Kościoła katolickiego jest wprost przeciwnie.

Komentarz jednego z ojców profesorów, współpracownika księdza Charamsy brzmi tak: „inteligentny, załgany, umie się kryć całymi latami”. „Nikt o tym nie wiedział. Nikt się nie spodziewał”. Nie mam podstaw, by mu nie wierzyć. W Kościele i poza nim nie istnieje temat seksualności księży. Toteż przez 18 lat pracy i powołania księdza Charamsy nikt nic nie usłyszał i nie zobaczył. Przez kilka lat seminarium również. O czym to świadczy? Czy nie o tym, że w Kościele rozumianym jako wspólnota można przeżyć ponad dwadzieścia lat i nie rozmawiać o własnych uczuciach, sprawach, problemach, wreszcie uzyskać możliwości wsparcia, pomocy, zrozumienia? To wspólnota, w której prawdopodobnie owego wsparcia się nawet nie szuka. Tyle wynika z działań i komentarzy członków Kościoła. Krytycy Charamsy twierdzą coś innego – wspiera go homoseksualne lobby. Należy więc zapytać na czym budowana jest owa wspólnota? Na podziwie dla czyjejś inteligencji? „Był inteligentny, więc nikt o nic nie pytał”. Wówczas Kościół, który powołany jest do przewodnictwa, pomocy i wspólnotowego działania nic nie wiedziałby o swoich członkach, którym powierza tak ważne funkcje jak księdzu Charamsie? Dla jakiej rodziny może być wzorem tak pojęta wspólnota? Może ten wątek powinien być dyskutowany na trwającym właśnie Synodzie?

Drugą odpowiedzią jest hipoteza, że owa wspólnota budowana jest/być może na cichym przyzwoleniu na seksualną aktywność. Wówczas celibat byłby milczeniem na temat swojej seksualności i/lub seksualnej aktywności, a nie seksualną wstrzemięźliwością. Wtedy ten tekst nie byłby potrzebny.

Wykorzystane i zinstrumentalizowane czują się także media. Redakcje liczyły na ekskluzywny materiał, który obiecał im ksiądz, na inny wydźwięk sytuacji. Miał być ksiądz potępiający język przemocy innego duchownego. Miał być ksiądz gej. Nikt nie autoryzował księdza geja w pakiecie z narzeczonym z importu. Tłumaczą się twórcy filmu „Artykuł osiemnasty” oraz redakcja „Tygodnika Powszechnego”. Okazuje się, że dla wielu słowa księdza znaczą więcej niż słowa księdza geja, toteż czytelnicy „Tygodnika Powszechnego” czują się oszukani. Orientacja jednak ma znaczenie. Hierarchia i rozłączność bytów musi zostać zachowana.

Nie, nie zamierzam bronić księdza Charamsy. Zrobił to, co czuł. Tak myślę i życzę mu jak najlepiej. Nie mogę wymagać od niego, by w interesie mniejszości poświęcał własne życie i taktycznie milczał/ujawniał sprawę po kawałku. Problem jest zupełnie gdzie indziej. Okazuje się, że kolejny raz odbywamy dyskusję zastępczą. Odpowiadamy na pytania: „Czy on to zaplanował?, Dlaczego zrobił to na dzień przed synodem?, Jak mógł być księdzem?, Jak mógł łamać przepisy?, Jak mógł wszystkich oszukać?” Rozmawiamy o przypadku, nie o problemie struktury.

„On dawno przestał być księdzem”. Gdy czytam taki komentarz, zastanawiam się, gdzie kończy się ksiądz? Czy wyznacznikiem księdza jest nasza wiara w jego aseksualność? Statystycznie aseksualnych mężczyzn nie ma na świecie tak wielu, jak księży katolickich. Gdyby przyjąć takie założenie, ich wspólnota objęłaby zaledwie kilkadziesiąt może kilkaset parafii. Wniosek z tego taki, że księża (i siostry zakonne) także przeżywają swoją seksualność. I mogą mieć z nią problem. Nawet jeśli w wieku dwudziestu kilku lat podejmą wyzwanie i przyjmą zasady celibatu, starając się w nim wytrwać. Celibat to proces, a nie performatywne zaklęcie wypowiadane w chwili przyjmowania ślubów czystości. Jeśli ktoś od niego odstępuje, to znaczy, że nie radzi sobie z wymogami instytucji, w której się znajduje. Czy w takim momencie otrzymuje wsparcie i opiekę? Czy może i ma z kim na ten temat porozmawiać? To jest główny problem tej sytuacji – jak radzić sobie z własną seksualnością, próbując dotrzymać przyrzeczeń celibatu? Jak nie zdradzić Kościoła i stanu, do którego czuje się powołanie? Czy ten problem nie zbliża Kościoła do jego wyznawców? Ich życie seksualne także ma być regulowane. Zamiast tego wolimy udawać, że księża nie są istotami seksualnymi. Zamiast o kwestii (homo)seksualności wolimy mówić o partnerze/narzeczonym księdza. Szkoda. Rozmowa o Eduardo jest prostą ucieczką od problemu (homo)seksualności księży. Więc kto tu tak naprawdę (się) oszukuje?


Maciej Duda – doktor nauk humanistycznych, związany z Poznaniem i Szczecinem, trener, wykładowca (m.in. Gender Studies UAM, Podyplomowe studium Gender mainstreaming przy IBL PAN). Prowadzi szkolenia równościowe i antydyskryminacyjne. Autor książki „Polskie Bałkany. Proza postjugosłowiańska w kontekście feministycznym, genderowym i postkolonialnym. Recepcja polska”.

design & theme: www.bazingadesigns.com