Duda: Coelho polskiej antyrówności

Maciej Duda
Korekta: Martyna Góra

Trzy ostatnie wieczory spędziłem oglądając serial „Stranger Things”. Niby nic, a jednak klimat lat osiemdziesiątych i postać grana przez Winonę Ryder przytrzymały mnie przy tych ośmiu epizodach. Prawdopodobnie znaczenie ma tu kwestia pokoleniowa, choć wydaje się, że rozedrgana i jednocześnie spójna postać grana przez Ryder (nawet jeśli stereotypowa) zachwyci nie tylko tych, którzy wychowali się na jej filmach sprzed wielkiego upadku hollywoodzkiej gwiazdy. Ale to wątek poboczny.

duda

Serial opowiada o tym jak amerykańscy naukowcy przypadkiem otworzyli bramę do równoległego wymiaru. Na skutek ich nieodpowiedzialności, rzeczywistości zaczynają się przenikać, co sprawia kilka problemów. Akurat na osiem intrygujących odcinków. W jednym z nich jest doskonała scena, w której szkolny nauczyciel fizyki wyjaśnia kilku uczniom – głównym bohaterom – jak to jest z tym innym wymiarem. Używa do tego metafory akrobaty i pchły. Akrobata, utrzymując równowagę, idzie po linie zawieszonej nad ziemią. Nie spada dzięki tyczce. Obok niego, po tej samej linie idzie pchła. Bokiem lub dołem. To jest właśnie ta przylegająca rzeczywistość, do której nie mamy dostępu. Tuż obok, a jednak zupełnie inna. Ten opis to tylko wprowadzenie, ową rzeczywistości należy jeszcze zobrazować. Twórcy serialu mieli tu właściwie nieograniczone możliwości. Obrazowanie światów równoległych ograli pozytywem i negatywem. Te same miejsca pokazali w tzw. realu oraz rzeczywistości równoległej, mroczniejszej, obcej, przybrudzonej opadami sadzy lub czarnego śniegu. Problem pojawia się dopiero, gdy równoległe rzeczywistości funkcjonować zaczynają poza serialowym obrazem. Tak odczytać można „Zmanipulowany umysł” Zbigniewa Kaliszuka – ambasadora ŚDM 2016 i laureata nagrody Stowarzyszenia Wydawców Katolickich Feniks 2014.

I książkę i autora promuje Radiowa Trójka. Trudno przegapić tę pozycję. Publikacja Kaliszuka wtapia się w ciąg innych wydawnictw, które opisałem w „Dogmacie płci. Polskiej wojnie z gender”. Wydawane od kilku lat tomy, z największym natężeniem przypadającym na okres 2013-2015, zbierają treści antyrównościowe. Ich autorki i autorzy na jednym oddechu wymieniają eutanazję, aborcję, „ideologię gender”, edukację seksualną, in vitro i homoseksualizm. Każde z tych zagadnień wartościują negatywnie. Na różne sposoby przekonują czytelników i czytelniczki do swoich racji. Jakie to sposoby? W tym miejscu czytelników i czytelniczki odeślę do lektury „Dogmatu płci”, gdzie na kilkuset stronach rozpisałem pisarskie techniki antyrównościowych autorów. Tym razem chciałbym przyjrzeć się tylko książce Kaliszuka.

Z jakiej przyczyny powstał „Zmanipulowany umysł”? Z prostego przeświadczenia, że lewica kłamie i manipuluje. Taką tezę stawia autor. Ten sam „zachowując obiektywizm i bezkompromisowość rozprawia się z mitami”, dokładnie z 52 mitami dotyczącymi ww. kwestii. Przez 460 stron tłumaczy kłamstwa lewicy. Niestety niewiele z tego wynika. I to jest kunszt! Takiego potoku słów nie powstydziłby się wprawny homiletyk, ewentualnie polityk wygłaszający publiczną przemowę. Tak, to kpina. Kpię z autora i jego książki, co z pewnością przytomnie by odnotował i umieścił w spisie technik manipulacji używanych przez lewicę. Zaraz obok przyprawiania gęby wrogowi, obrażania i nietolerancji. Zamiast kpić postaram się więc skupić na treści i zaprezentować argumenty, statystki i wiedzę, którą zgromadził Kaliszuk. Ważny, jeśli nie najważniejszy, pozostanie jednak sposób, w jaki to zrobił.

Twarde dane i statystyka

W antyrównościowych publikacjach jak mantra pojawiają się zwroty o „twardych danych” i „obiektywnych argumentach”, których używać muszą obrońcy moralności. Czy Kaliszuk daje swoim czytelnikom takie argumenty? Stara się. Jeśli jednak skupić się na fragmentach dotyczących „ideologii gedner”, Kaliszuk nie wychodzi poza hipotezy, które przedstawiły Magdalena Żuraw („Idiotyzmy feminizmu”), Marzena Nykiel („Pułapka gender”) i Agnieszka Niewińska („Raport o gender w Polsce”). Ich styl opisałem w „Dogmacie płci”. Przywoływanie wymienionych publikacji oraz argumentacji w nich zawartej obrazuje tylko to, co przewiduje treść wspomnianego „Dogmatu” – dla antyrównościowych autorów liczy się argument ilościowy oraz ontologiczny. Streszczając ich myśl: skoro istnieją książki o złowrogiej „ideologii gender” to musi istnieć też owa ideologia, która „lansuje toksyczny styl bycia” (s. 266).

A jak z opisem faktów radzi sobie Kaliszuk? Styl całej jego pracy oddaje fraza przedstawiająca poselską działalność Anny Grodzkiej, cytując: „W styczniu 2013 roku Anna Grodzka zgłosiła projekt ustawy o »uzgodnieniu płci«, zgodnie z którym każda osoba mogłaby zmienić płeć wpisaną do aktu urodzenia i innych dokumentów wyłącznie na postawie własnego subiektywnego odczucia (popartego dwoma orzeczeniami lekarskimi)” (s. 272). O co chodzi? O to, że w książce Kaliszuka to, co jest najważniejsze umieszczone zostaje w nawiasie. W ten sposób zostaje jakby unieważnione, wyrugowane poza główną treść. W powyższym przykładzie kluczowe staje się stwierdzenie „subiektywne odczucie” nie orzeczenia lekarskie. Czy o takie manipulacje idzie Kaliszukowi w tytule nieudolnie nawiązującym do klasycznej pozycji Miłosza? Niestety nie. Autor odnosi się do manipulacji lewicy. Na te znajduje nawet proste remedium. Okazuje się, że argumentom zawartym w prokobiecych raportach wystarczy zarzucić ideologizację a dalej odrzucić je jako niewiarygodne i zastąpić danymi zbieranymi przez Instytut Statystki Kościoła Katolickiego.

Dane podawane przez Federację na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny można też zestawić z informacjami brytyjskiego ministerstwa zdrowia. Spójrzmy: „Także informacje o skali turystyki aborcyjnej są mocno przesadzone. Z mediów można było na przykład dowiedzieć się o 10-30 tysiącach Polek jeżdżących corocznie do Wielkiej Brytanii w celu dokonania aborcji. Tymczasem według oficjalnych danych Ministerstwa Zdrowia w Anglii i Walii w 2014 roku zarejestrowano 24 aborcje wśród Polek, nierezydentek tego kraju, w 2013 roku – 38, w 2012 – 34” (s. 59). Co prawda Kaliszuk zauważa, że powyższe liczby „nie odzwierciedlają pełnej skali turystyki aborcyjnej Polek do tego kraju” (s. 59-60), mimo to traktuje je jako ważniejsze, bliższe prawdy, nieideologiczne. Milczy o tym jakie praktyki i gabinety uwzględnia podana oficjalna ministerialna statystyka.

Niezrozumiałe analogie, autozaprzeczenia i hipotezy

Czytajmy dalej. Skupmy się na fragmencie dotyczącym kwestii aborcji. Autor pisze: „W przypadku ciężarnych kobiet nie ma mowy o zmuszaniu kogokolwiek do macierzyństwa. Nie da się kogoś zmusić do czegoś, jeśli ten ktoś już to zrobił. To sprzeczność. Jak zmusić kogoś do ukończenia studiów, skoro od dawna jest magistrem? Podobnie rzecz ma się z ciążą” (s. 41). Czy wskazana analogia jest analogią? Nawet odległą? Studia i ciąża? Magister i macierzyństwo? O co chodzi autorowi? O jaką sprzeczność? Wszak można być magistrem i studiować, podobnie jak można być w ciąży i nie być matką. Autor, chcąc udowodnić, że aborcja jest zła, rozumuje skrótami typu seks równa się dziecko. To jednak nadal nie wyjaśnia i nie uprawomocnia zaproponowanej przez niego analogii.

Ustęp dotyczący kwestii aborcji kończy stwierdzeniem: „Tymczasem za wyborem poczęcia jako punktu początkowego przemawia jeden istotny argument: jest to jedyny punkt wyróżniony nie przez naszą arbitralną decyzję, lecz przez samą rzeczywistość” (s. 39). Konia z rzędem temu, kto zgadnie, co autor miał na myśli. W jego mniemaniu rzeczywistość jest jak „ideologia gender” – to byt, który samodzielnie potrafi zmieniać/wytyczać/nazywać, a jego pojęcie może być zobiektywizowane. Ponownie trochę się wyśmiewam, ale tylko dlatego, że takich fraz nie można potraktować poważnie. To jakby definiować byt konia historycznym stwierdzeniem „Jaki koń jest, każdy widzi.” I już. Rzeczywistość wie lepiej.

Poza aborcją Kaliszuk pochyla się także nad homoseksualizmem. Rozważając różne przypadki adopcji dzieci przez homoseksualistów, napisze: „Pierwszy z wariantów jest z gruntu fałszywy, gdyż sytuacje, w których o to samo dziecko starają się patologiczni heteroseksualiści i wspaniali geje, raczej się nie zdarzają. Ale nawet gdyby się zdarzyły, to nie sposób byłoby przewidzieć, w którym przypadku to nastąpi. Dlatego jedyną rozsądną rzeczą, jaką możemy zrobić, to zaufać statystyce. A tu sprawa jest jasna – istnieje znacznie większa szansa, że heteroseksualne małżeństwo, któremu wydane zostanie dziecko do adopcji, będzie normalne, a nie patologiczne. Po pierwsze, jest znacznie więcej rodzin normalnych niż patologicznych. Po drugie, rodziny patologiczne mają swoje problemy i raczej nie garną się do adoptowania dzieci. Po trzecie zaś, nawet gdyby się garnęły, to przy okazji procedury adopcyjnej każda rodzina starająca się o dziecko jest bardzo dokładnie prześwietlana” (s. 254). Zapisy takie jak powyższy nie oznaczają właściwie niczego. Ważniejsze od potencjalnego sensu słów pozostaje ich emocjonalne nacechowanie. Kwantyfikatory „z gruntu fałszywe”, „normalne”, „patologiczne” mają wzmacniać przekaz, przy czym nie wprowadzają żadnych danych. Kaliszuk odnosi się tutaj też do statystki, tylko co z niej wynika? Znowu nic, ponieważ autor przegapia problem indywidualizacji dzieci i par adopcyjnych.

Ktoś kto chce wypowiadać się na temat człowieczeństwa i podmiotowości nie może posługiwać się narzędziem, które podmiotowość odbiera. Tak nacechowana informacja rozdziela razy, nie racje.

Dla poparcia swoich tez przedstawię jeszcze jedną analogię zaproponowaną przez Kaliszuka. Nadal pozostaniemy w kwestii homoseksualizmu: „Dla zinstytucjonalizowania związków nieformalnych nie jest żadnym argumentem ich ogromna liczba. Gdyby było inaczej, to z powodu nagminnego łamania prawa należałoby zalegalizować kradzieże, korupcję, a zamiast zwiększyć liczbę radarów i kontroli na drogach, trzeba by było znieść zupełnie ograniczenie prędkości. Skoro więc rozumny pracodawca nie robi jednego, nie może także zrobić drugiego” (s. 260). Tym razem wyobraźnia Kaliszuka nakazuje mu, by podobieństw do zawierania związków partnerskich szukać w łamaniu prawa. Dodatkowo jako strażnika prawa powołuje rozum. Nic nowego, opozycja natura kontra kultura jest doskonale zgrana. Brak jakiejkolwiek przyległości między związkami partnerskimi i korupcją przysłonić ma enumeracja wykroczeń i przestępstw. Wiadomo, nikt nie zgadza się na te ostatnie, dlaczego więc ma się zgadzać na zawieranie związków partnerskich, wszak dla Kaliszuka związki partnerskie to zbrodnia. I gdyby napisał to wprost, byłby mniej śmieszny. Problem w tym, że wówczas jego książka wywoływałaby tylko współczucie.

Sąsiedztwo dwóch ostatnich przykładów pokazuje coś jeszcze. Otóż w pierwszym z nich znaczenie gra statystyka – większa liczba „normalnych” małżeństw, w tym drugim „nie jest żadnym argumentem ogromna liczba”. Należy więc zapytać, to jak panie Kaliszuk, te liczby i statystyki mają w końcu znaczenie, czy nie?

To nie koniec. Autor, zapewniając, że polscy homoseksualiści nie powinni mieć takich samych praw jak polscy heteroseksualiści napisze: „Warto tutaj odnotować, że nie wszyscy ludzie mają predyspozycje do bycia żołnierzem lub policjantem. Niektóre osoby w wyniku wrodzonych wad nigdy nie będą do tego wystarczająco sprawne. A jednak jakoś nikt nie protestuje i nie twierdzi, że nadawanie specjalnych przywilejów żołnierzom i policjantom dyskryminuje osoby pozbawione tych predyspozycji” (s. 244), i dalej: „Małżeństwa, które z góry wykluczają chęć posiadania dzieci, są wyjątkową rzadkością. Zresztą, one nie ujawniają się z takim podejściem” (s. 244). Co wynika z tego porównania? Czy to, że geje i lesbijki mają wrodzoną wadę i nie mogą dostąpić takich przywilejów, jakie spadną nawet na te nieliczne, heteroseksualne pary, które oszukują wszystkich i ukrywają swoją niechęć do potomstwa?

Dalej jest jeszcze ciekawiej. Kaliszuk: „Homoseksualiści, heteroseksualiści żyjący w nieformalnych związkach ani single nie mogą czuć się poszkodowani. Nikt nie nakłada na nich dodatkowych obciążeń podatkowych, jedynie państwo nie przyznaje im specjalnych przywilejów” (s. 248; idzie o przywileje w zakresie prawa spadkowego). Jak to rozumieć? Można tak: cieszcie się drogie osoby LGBTI – dobry pan nie każe wam płacić cła za wasze wrodzone wady! Gdyby tylko Kaliszuk pozbył się okrągłej frazy i pisał wprost, napisałby dokładnie tyle. Niegdyś mówiło się: wyłożyć kawę na ławę. Tego Kaliszuk nie chce zrobić.

Woli owijać w bawełnę, być niczym konserwatywny Coelho, który liczy na cytaty z siebie. Tę ostatnią przyjemność sprawiam mu nie bez przyjemności.

Ostatecznie rozbijając mit nierównego traktowanie homoseksualistów w Polsce autor spróbuje dowieść, że geje i lesbijki w Polsce nie tylko nie są dyskryminowani_e, ale mają też specjalne prawa. Odwoła się do ustawy z dnia 3 grudnia 2010 roku o wdrożeniu niektórych przepisów UE w zakresie równego traktowania, do tzw. ustawy antydyskryminacyjnej. W ustawie stoi, że orientacja seksualna nie może być czynnikiem różnego traktowania w zakresie obszarów wskazywanych przez dokument. Co to oznacza dla Kaliszuka? Tyle że geje i lesbijki są specjalnie traktowani. Prawdopodobnie, według logiki autora, sam Kaliszuk nie posiada orientacji seksualnej i ten zapis nie obejmuje jego osoby ani innych osób hetero. Nie od dziś wiemy, że biały, katolicki heteroseksualny facet (ostatnie to hipoteza), nie ma seksualnej orientacji, ba on z pewnością nie ma też płci społeczno-kulturowej a może i płci biologicznej.

Obok zaprezentowanych analogii Kaliszuk umieszcza też hipotezy, które potwierdza własnymi sądami, np. takie: „Jako że rewolucja ta [seksualna, MD] wówczas ominęła Polskę, liczba przypadków pedofilii w naszej ojczyźnie była w tym czasie wielokrotnie niższa” (s. 277). Jaka jest zależność miedzy rewolucją lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku a ilością pedofilów? Dla autora liniowa. Przecież to proste. Za pedofilię odpowiada kontrkultura, która szczęściem, według autora, ominęła opisywaną ojczyznę.

Co z tego wynika?

Autor „Zmanipulowanego umysłu” prawdopodobnie otrzyma kolejną nagrodę rangi Feniksa. Pisze dużo. Używa wielokrotnie złożonych zdań. Opowiada się po właściwiej stronie. Nie ważne jest to, że nie pisze nic nowego. Nie ważne jest także to, że jego argumentacja najczęściej sprowadza się do założenia „nie jestem przekonany” (s. 47), „jestem przekonany” (s. 254), „według mnie” (s. 427), bądź „wątpię”, by feministki albo lewica miały rację. Ewentualnie do stwierdzeń a priori: „Wystarczy zadać sobie proste pytanie: kto z nas chciałby mieć dwóch tatusiów albo dwie mamusie zamiast tatę i mamę. Jestem przekonany, że nie chciałaby tego nawet większość spośród tych osób, które w imię walki z rzekomą dyskryminacją gejów i homofobią popierają żądania ruchu LGBT” (s. 253).

Jednym z bohaterów tego tomu jest język. Dla przykładu, autor sonduje materiały nadawane w Wiadomościach TVP redagowanych przed „dobrą zmianą”. Redakcji zarzuca lewicową manipulację. Tę samą manipulację widzi w relacjonowaniu sprawy Alicji Tysiąc, doktora Chazana i czternastoletniej Agaty. W przypadku tej ostatniej podważa informacje o gwałcie na nieletniej, bo ta zaszła w ciążę w wyniku dobrowolnego współżycia z równolatkiem. W tym przypadku, według autora, nie działa zakaz płciowego obcowania z nieletnią poniżej 15 roku życia, ponieważ ten dotyczyć ma tylko przypadków pedofilii. Poza tym dziewczynka nie była przekonana czy chce aborcji, więc wizyt księdza i innych katolików dających dziewczynie w szpitalu czekoladki i książkę o pielęgnacji niemowląt nie można nazywać najściem czy próbami wywierania wpływu.

Nawet ujawnienie jej numeru telefonu w mediach i nawoływanie do pisania do dziewczyny, by ocaliła swoją ciążę – choć uznać można za „poważne naruszenie jej prywatności” (s. 441), zostaje przez Kaliszuka unieważnione, ponieważ „trudno szukać przykładów takiego nękania” (s. 441). Autor z łatwością znajduje zaś przykłady na miłość dziewczyny do chłopaka, z którym zaszła w ciążę. Są to ich wspólne zdjęcia, których czternastolatka nie usunęła ze swojego fotobloga (sic!). Opis owej medialnej manipulacji kończy się zdaniami: „Zarówno w szpitalu w Lublinie, jak i w Warszawie »Agacie« próbował towarzyszyć nie tylko katolicki ksiądz, ale także działaczki feministyczne. Feministki demonstrowały również pod Sejmem z transparentami wsparcia dla »Agaty«. »Gazeta Wyborcza« dzień w dzień publikowała artykuły w tej sprawie, odliczając dni, jakie jeszcze zostały, aby móc legalnie dokonać aborcji. Dziennikarki »Gazety Wyborczej« i »Newsweeka« przeprowadziły nawet wywiad z czternastolatką, gwałcąc jej prywatność” (s. 442). Wędrujący gwałt – tak można nazwać analizę Kaliszuka. W jej ramach uniewinniony został chłopak, który znika z całej sprawy.

Wszystko dzieje się z chęci dziewczyny oraz gwałcących jej prywatność dziennikarek. Wędrujący gwałt – tak metaforycznie opisać można językową wrażliwość kogoś, kto w jednym ze śródtytułów stwierdza „Konserwatyści na polu nietolerancji daleko za lewicą” (s. 414). To kolejny z mechanizmów obronnych autora. Można streścić go następującymi słowami: może my, konserwatyści, czasem robimy coś źle, ale przy działaniu lewicy to pikuś.

W końcu to lewica wykorzystuje obrazy działające na podświadomość, krzykliwe nagłówki, przekłamania, komentarze sympatyków swojego środowiska, tendencyjnie dobiera fakty, ekspertów oraz obraża Kościół i katolików, nazywając ich zacofanymi, wyśmiewając, przyprawiając gębę czy zwalniając z pracy jak doktora Chazana. Ten ostatni pod piórem Kaliszuka staje się ważną figurą ofiary. Ostatnim sprawiedliwym obrońcą sumienia swojego i innych lekarzy.

Bauman (por. „Obcy u naszych drzwi”), za psychologami, opisałby to wszystko jako wynik działania dysonansu poznawczego. Ja pozostanę przy określeniu „wiara”, która w przypadku Kaliszuka poznania nie potrzebuje. Tak podsumować można jego próby zestawień różnych danych statystycznych, których analogie przyjąć może tylko bezkrytyczny czytelnik „Zmanipulowanego umysłu”. Co można zrobić przy pomocy różnych, nieadekwatnych danych statystycznych najciekawiej pokazuje Tyler Vigen w „Spurious Correlations”. Fragment tej ciekawej lektury znaleźć można w sieci, polecam wszystkim.

Świata, w którym Kaliszuk podaje obiektywne i logiczne argumenty znajdujące oparcie w jego odczuciach nie da się zbadać za pomocą szkiełka i oka. Zamykając te kilka zdań analizy formalnej w klamrze serialu, należałoby jednak wskazać kto jest tu akrobatą a kto pchłą? Która rzeczywistość jest pierwsza a która do niej równoległa? W którym świecie żyją potwory polujące na bohaterów obu opowiadanych historii, i tej amerykańskiej, i tej polskiej? Trudno orzec. Historii konserwatywnego buntu przeciwko ww. kwestiom nie da się zamknąć w ośmiu ciekawych epizodach z happy endem. Korzystając z poetyki Kaliszuka, należałoby w tym wypadku przywołać jakąś odległą analogię, np. inny hollywoodzki obraz – Neverending story. Tak, Kaliszuk nie pisze nowego rozdziału, tylko powtarza już napisany epizod niekończącej się opowieści o polskiej antyrówności. Podobnie jak ponad sto lat temu pisał ksiądz Karol Niedziałkowski czy nieco później Teodor Jeske-Choiński. Jego zdania – dobre chęci – mogłyby wybrukować piekło niejednego prześmiewczego fanpage’a na portalu społecznościowym. Całkiem jak bezdennie puste cytaty z Paulo Coelho.


[Zbigniew Kaliszuk, Zmanipulowany umysł, Kraków 2016]

Maciej Duda – dr nauk humanistycznych, pracownik Uniwersytetu Szczecińskiego, autor „Polskich Bałkanów” (2013), „Dogmat płci. Polska wojna z gender” (2016) oraz współredaktor trzech tomów raportu „Gender w podręcznikach” (2016).

design & theme: www.bazingadesigns.com