dr Serafińska: Czy i dlaczego opłaca się feminizm w wydaniu celebryckim?

Popfeministki w natarciu. W ostatnich miesiącach co i rusz dowiadujemy się, że oto kolejna popularna aktorka, piosenkarka czy celebrytka okazuje się być feministką. Po komentowanym na całym świecie, poruszającym wystąpieniu Emmy Watson w ONZ, które zainaugurowało kampanię społeczną HeForShe, nie da się już nie zauważyć, że celebrytki na potęgę przybierają feministyczne pozy.

beyonce-vma-feminist

Jest ich już co najmniej kilka: wyzwolona i niezwykle rozwiązła piosenkarka Miley Cyrus, anorektyczna ikona piękna i stylu Angelina Jolie, zwykle ubrana prawie tylko w majtki i prezentująca na różne sposoby swoje dopracowane pośladki Beyonce czy atrakcyjna i wysportowana dziewczyna z sąsiedztwa Sandra Bullock. Wszystkie one znane są skądinąd również z występów na czerwonym dywanie czy prezentowania nienagannych figur i makijaży na okładkach poczytnych magazynów.  Nietrudno znaleźć wywiady, w których jeszcze niedawno ujawniały tajniki preferowanej przez siebie diety, ulubionych zabiegów kosmetycznych czy zestawów ćwiczeń, które sprawiają, że czują się „pełnowartościowymi kobietami”. Pomimo feministycznych wybryków (np. napisu I’m Feminist, który zawisł nad głowami Beyonce i jej tancerzy podczas ostatniego występu na rozdaniu nagród MTV), wszystkie też świetnie wpisują się w tradycyjny wzorzec kobiecości (w każdym razie na pewno się z niego nie wyłamują), w różnych jego wariantach i odmianach. W tym sensie łączy je przede wszystkim to, że mieszczą się niemal idealnie w standardach atrakcyjności: są młode albo młodo wyglądające, zadbane, wysportowane, odpowiednio podkreślające kluczowe z punktu widzenia tych standardów aspekty kobiecej urody. Rzecz druga – w większości realizują z powodzeniem kluczową dla stereotypu kobiecości wspólnotowość: troszczą się o losy innych i świata, angażują w działalność charytatywną, zbierają pieniądze na szczytne cele. Jeśli są matkami, dodatkowo eksponują ten aspekt, fotografując się przy różnych okazjach z dziećmi. Summa summarum możemy ostatnio obserwować, jak popularne gwiazdy popkultury, zassane z powodzeniem przez maszynkę show biznesu i świetnie radzące sobie z jego twardymi regułami (m.in. kultem wiecznej młodości i atrakcyjności fizycznej, której widzem jest zawsze męski podmiot), ogłaszają jedna po drugiej swój feminizm.

W tym kontekście zastanawiać się można nad kilkoma kwestiami. Po pierwsze, dlaczego z równie głośnym feministycznym przytupem do mediów nie przebiły się postaci od dawna popierające ruch feministyczny takie jak wybitna aktorka Meryl Streep, niegdyś bardzo popularna Geena Davis (znana m.in. z filmu „Thelma i Louise”) czy prowadząca satyryczny show, zdeklarowana lesbijka Ellen DeGeneres (pomijając ogół feministek – niecelebrytek)? Czemu nie mają one – jak to się ostatnio mówi – tylu cytowań w świecie mediów i portali społecznościowych?  Czemu wreszcie opinia publiczna zaczyna lubić feminizm w wydaniu celebryckim, a wiele kobiet, które do tej pory reagowało alergicznie na hasło „feministka” ochoczo lajkuje feministyczne memy i artykuły? I sprawa druga, dlaczego wreszcie – i to jest pytanie piarowo kluczowe – to właśnie Emma Watson stała się ambasodorką ONZ w walce o równouprawnienie? I ostatnie już – dlaczego to jest, być może, bardzo dobre posunięcie?

Emma Watson – feministka idealna. Na przestrzeni lat psycholożki i psychologowie społeczne/i dość dobrze opisały/li prawidłowości dotyczące siły rażenia komunikacji perswazyjnej i jej rozmaitych wyznaczników. Perswazja to taki rodzaj komunikacji, który obliczony jest na wytworzenie u odbiorczyń i odbiorców przychylnej postawy wobec jakiegoś obiektu (np. wobec feministek albo feministycznych poglądów). Zazwyczaj toczy się ona dwutorowo. Może opierać się o argumenty, które coś zachwalają czy też pokazują, że to coś jest przydatne, pożyteczne, dobre, właściwe czy pomocne (relacje międzyludzkie będą lepsze, gdy będzie równouprawnienie). Z drugiej strony – ma sprawić, że owo coś stanie się lubiane, z powodów niekoniecznie uświadamianych przez odbiorców/czynie (feminizm jest fajny, modny, wyluzowany, seksowny). W modelach perswazyjnych zawsze jednak kluczowe jest to, kto do nas mówi, czyli kim jest osoba nadająca komunikat perswazyjny. Najkrócej rzecz ujmując, najskuteczniej wywierają na nas wpływ osoby, które często widzimy albo te, które dobrze znamy, takie, z którymi możemy się identyfikować i którym przypisujemy tzw. czyste intencje, a także te, które są ładne (tu niestety działa prawidłowość zwana w psychologii efektem aureoli). W tym sensie Emma Watson jest nadawczynią niemal idealną. Jest powszechnie znana i lubiana (postać Hermiony Grenger z cyklu filmów o Harrym Potterze wszystkim nam kojarzy się pozytywnie, poza tym w pewnym sensie znamy ją od dziecka, widzieliśmy przecież, jak dorastała na ekranie z każdą nową częścią). Jest ładna, ale nie za bardzo (coś na kształt dziewczyny z sąsiedztwa, którą może być niemal każda dziewczyna czy kobieta). Ma twarz dziecka, z dużymi oczami i dziecięcym, czystym spojrzeniem, co sprawia, że ulegamy tzw. schematowi dziecięcości (automatycznemu uruchamianiu pozytywnych emocji i odczuć na widok dziecięcej twarzy czy małego pieska). Jest łagodna, stonowana  i wrażliwa. Stanowi więc idealne przeciwieństwo dla stereotypu feministki: nachalnej, agresywnej, nieatrakcyjnej i nienawidzącej mężczyzn. Dodatkowo – co jest bardzo ważne – deklaruje sympatię do mężczyzn i niechęć do walki z nimi. Cała kampania HeForShe oparta jest zresztą o dość przewrotny pomysł, polegający na wciągnięciu mężczyzn w walkę o równouprawnienie i – w pewnym sensie – złożeniu w ich rękach powodzenia feministycznego projektu. To jest bez wątpienia manewr wart milion dolarów!

Jest jescze kwestia następująca: Emma Watson, ale też inne, popularne ostatnio feministki-celebrytyki, mogą przekonać do feminizmu opinię publiczną (w tym mężczyzn), bo uruchamiają działanie seksizmu dobrotliwego. W 1996 roku Peter Glick i Susan Fiske wprowadzili do obiegu akademickiego pojęcie seksizmu ambiwalentego. Postulowali, że seksizm ma niejako dwie twarze: wrogą (hostile sexism) i dobrotliwą (benevolent sexism). Seksizm wrogi (to, co zwykle rozumiemy jako seksizm) to nieprzychylne postawy wobec kobiet, opierające się na przekonaniach o ich niższości względem mężczyzn (niższym poziomie inteligencji czy poglądzie, że kobiety nie nadają się do sprawowania władzy). Seksizm dobrotliwy to z kolei postawy przychylne wobec kobiet, wyrażające tradycyjne przekonania dotyczące tego, że kobiety należy ochraniać, podziwiać w rolach matek czy żon, idealizować jako obiekty miłości romantycznej (a także odsuwać im krzesło, kiedy zamierzają usiąść przy stole czy przepuszczać pierwsze w drzwiach). Przy czym to, które oblicze seksizmu w danym momencie się ujawni, zależy prawie w całości od kontekstu sytuacyjnego. Sprawy mają się następująco: jeśli kobieta narusza stereotyp czy też w jakiś sposób wyłamuje się z niego (na przykład jest feministką, lesbijką, kobietą nie posiadającą dzieci lub skoncentrowaną na karierze), spotyka się z seksizmem wrogim. Jeśli zaś jest uosobieniem stereotypu kobiecości (oddaną matką, panią domu, występuje w roli obiektu seksualnego czy obiektu miłości romantycznej), spotyka się z seksizmem dobrotliwym. Dodatkowo, Glick i Fiske udowodnili (1999), że ocena sympatyczności kobiety zależeć może od tego czy relacja z nią jest relacją rywalizacyjną czy kooperacyjną. Jeśli kobieta rywalizuje (np. z mężczyzną o władzę albo o rację), jest oceniana jako niemiła i niesympatyczna. Jeśli kooperuje (np. prosi go o pomoc, bierze go pod uwagę czy po prostu chce, żeby miał się dobrze), wydaje się automatycznie i milsza, i sympatyczniejsza. Jak to się ma do popfeministek? Otóż wszystkie one mogą przyczynić się do korzystniejszego odbioru feminizmu jako takiego, bo budzą odruchy powiązane z seksizmem dobrotliwym. W takim rozumieniu Emma Watson jest ambasadorką nie tyle walki o równouprawnienie, co walki o wzbudzenie przychylnych postaw wobec feminizmu i feministek. W pewnym sensie nie jest ważne, co mówi (nie mówi niczego, czego by feministki już nie powiedziały), ale to, że mówi to właśnie ona. W terminologii psychologii społecznej można powiedzieć, że nie siła argumentacji ma tu znaczenie, ale sygnał peryferyjny, jakim jest Emma Watson albo inna feministka-celebrytka. W takim znaczeniu perswazja, której odbiorczyniami i odbiorcami są osoby nieprzekonane do feminizmu, a która toczy się w ostatnich miesiącach w mediach, jest w dużym stopniu trafiona i dobrze obliczona na efekt, jakim jest wytworzenie przychylnej postawy wobec feminizmu i feministek. Jak to zwykle bywa, czas pokaże, czy opłacalne było dla feminizmu przemówienie głosem popularnych aktorek, piosenkarek i celebrytek i jakie feminizm poniesie koszty z tego tytułu (jeśli poniesie).

Feministyczny fortel trojański. Obserwując toczącą się aktualnie w mediach kampanię na rzecz feminizmu, mogą nasuwać się rozmaite skojarzenia i refleksje. Przypomina się opowieść o tym, jak Szewczyk Dratewka pokonał Smoka Wawelskiego podrzucając mu do zjedzenia siarkę ukrytą w skórze owieczki. Albo mityczna historia z okresu Wojny Trojańskiej, podczas której Achajowie, po latach systematycznego oblężenia Troi, nadal nie mogli jej zdobyć i wreszcie obmyślili słynny fortel. Zbudowali drewnianego, niegroźnie wyglądającego konia, w środku którego ukryli swoich wojowników. Następnie pozostawili go w obozowisku, pozorując odstąpienie od oblężenia. Obrońcy Troi wciągnęli go do miasta i zaczęli świętować zwycięstwo, podczas gdy nocą wojownicy wydostali się na zewnątrz. Fortele w stylu Konia Trojańskiego zwykle stosowane są przez tych,  którzy mają mniej siły i są na słabszej pozycji. Można odnieść wrażenie, że z tego rodzaju fortelem mamy do czynienia dziś, patrząc na związki feminizmu ze światem celebrytek i celebrytów. Być może feministkom pozostało niewiele więcej, jak tylko podrzucić opinii publicznej i społeczeństwu coś (a raczej kogoś), co jest aprobowane i niegroźne (piękne i cieszące się popularnością kobiety) po to, by móc skutecznie realizować feministyczne postualty równościowe. Taki deal.

                                             

design & theme: www.bazingadesigns.com