Dlaczego wszyscy wielcy artyści to mężczyźni?

Niedawny audyt rynku sztuki pokazał, że wśród stu artystów, których prace osiągnęły najwyższe ceny w domach aukcyjnych, nie było ani jednej kobiety. Co więcej, tylko 8% sztuki prezentowanej w przestrzeni miejskiej centralnego Londynu to dzieła tworzone przez kobiety. Na szczęście sytuacja zaczyna powoli się zmieniać. 

Gemma Rolls-Bentley, niezależna kuratorka, postanowiła przekonać się, ile kobiet pojawia się wśród artystów, których dzieła osiągają najwyższą wartość na rynku sztuki. Sięgnęła więc po listę z 2012 roku i spędziła kilka godzin zaznaczając odpowiednią literą płeć obok poszczególnych nazwisk. Wkrótce okazało się, że nie postawiła ani jednej literki oznaczającej płeć żeńską. Jak to możliwe, że wszyscy mężczyźni z listy zostali uznani za geniuszy i że nie znalazła się na niej żadna kobieta?

Swój pomysł Gemma realizowała jako część większego planu zapoczątkowanego przez feministyczną grupę East London Fawcett (w skrócie ELF), która stworzyła projekt skupiający działania na rzecz kobiet w sztuce. „Ludzie dziwili się, że w ogóle się tym zajmujemy, dla wielu kwestie równości w sztuce były oczywiste, a równowaga dawno osiągnięta. Artystki takie jak Tracey Emin są niestety rzadkością, choć jej sukces pozwala myśleć, że kobiety mają takie same szanse na rynku jak mężczyźni” – mówi Rolls-Bentley. 

Jako dyrektorka ds. sztuki w EFL, Gemma postanowiła sięgnąć po dane zebrane w 2010 przez inną brytyjską grupę, UK Feminista. Wynikało z nich między innymi, że aż 83% artystów, których prace są prezentowane w Tate Modern to mężczyźni, natomiast w Saatchi Gallery odsetek ten stanowił 70%. To dodatkowo podgrzało dyskusję, wkrótce grupa wolontariuszek postanowiła przeprowadzić własny audyt, a jego rezultaty okazały się bardzo interesujące. Statystyki z domów aukcyjnych najbardziej zaskoczyły Rolls-Bentley, ale przeraził ją też minimalny udział prac autorstwa kobiet pokazywanych w przestrzeni publicznej – 14% we wschodnim Londynie i tylko 8% w jego zachodniej części.

Liczby te nie pozostawiają żadnych wątpliwości – kobiety na przestrzeni lat były marginalizowane w świecie sztuki. Szacuje się na przykład, że tylko 5% prac znajdujących się w stałych kolekcjach w muzeach całego świata jest autorstwa kobiet.  Narodowa Galeria w Londynie posiada w swoich zbiorach ponad 2300 prac. Na prośbę aktywistki Tim Symonds ujawniono, że spośród ich autorów tylko 11 to kobiety.  Rolls-Bentley i inne wolontariuszki ELF czerpią inspirację od grupy Guerilla Girls, która określa się jako „sumienie świata sztuki”. Dziewczyny zaczęły swoją działalność w 1985 roku nagłaśniając problem nierówności rasowych i dyskryminację ze względu na płeć. Ich najbardziej znany plakat pochodzi z 1989 roku i przedstawia nagą kobietę – Wielką Odaliskę z obrazu Ingresa. Na jej twarzy widać maskę goryla. Plakat zawiera pytanie: „Czy kobiety muszą być nagie, żeby dostać się do MET Museum?” Dalej grupa puentuje, że artystki w sztuce współczesnej stanowią jedynie 5%, ale aż 85% aktów przedstawia kobiety.

Czy cokolwiek zmieniło się podczas prawie trzech dekad działalności Guerilla Girls? Niektóre z obszarów zbadane przez ELF sugerują, że tak. Przykładem może być całkiem wysoki odsetek artystek wybranych do przedstawienia swoich prac na Trafalgar Square – wyniósł on 25%. Współczynnik ten jest nadal daleki od ideału, ale i tak dużo lepszy biorąc pod uwagę pozostałe statystyki dotyczące sztuki w przestrzeni publicznej. Działaczki przyjrzały się także londyńskim komercyjnym galeriom i odkryły, że 31% artystów przez nie reprezentowanych stanowią kobiety. Liczba ta ma znaczenie, bo przekłada się potem na ilość indywidualnych wystaw w publicznych instytucjach. Choć na uczelniach artystycznych przeważają studentki, to jednak później często odnoszą mniejsze sukcesy niż mężczyźni. Mimo wszystko w kontekście historii sztuki nadal widać tu korzystną zmianę.

Wg Rolls-Bentley trudno nie zauważyć istniejącego problemu nierówności, choć kuratorka zaznacza, że sytuacja powoli zaczyna zmieniać się na lepsze. Przykładem może być całkiem wysoki odsetek kobiet (23,3%), których prace były prezentowane w ramach indywidualnych wystaw podczas londyńskich targów sztuki Frieze. Dla porównania, wskaźnik ten oszacowany w 2008 roku przez dziennikarkę Art Review, Laurę McLean–Ferris wynosił tylko 11,6%. Pytaniem pozostaje ile z artystek, których prace są obecnie pokazywane w Londynie ma szanse odnieść znaczący sukces i czy któraś będzie w przyszłości określona mianem wielkiej i wybitnej. Prawdopodobnie wiele z nich zostanie zepchniętych na obrzeża „klubu chłopców” i w efekcie skoncentruje się na macierzyństwie, chcąc sprostać społecznie narzuconym oczekiwaniom. 

Statystyki z domów aukcyjnych wciąż pokazują, że najwyższe ceny osiągają dzieła tworzone przez mężczyzn. Jak zauważa Judy Chicago, artystka i feministka, dzieje się tak również za sprawą publikacji na temat sztuki, które utrwalają wizerunek „wielkiego twórcy”. Tylko 2,7% powstających książek zajmuje się wybitnymi artystkami. Kiedy rozmawiałam z Chicago w zeszłym roku, trafnie zauważyła, że „to właśnie albumy, publikacje i wystawy stałe stanowią prawdziwą ścieżkę do chwały. Dzięki nim twórca trafia do kanonu i zaczyna liczyć się w świecie sztuki. Wiele artystek ma szansę pokazać swoje prace jedynie w mniejszych galeriach i regionalnych muzeach”. 

Zatem szklany sufit wciąż istnieje. Na szczęście kobiety są zdeterminowane, by go rozbić: „Nasze badania zostały przeprowadzone właśnie po to, by pokazać i nazwać w końcu to krzywdzące zjawisko” – mówi Rolls-Bentley. „Chcemy zachęcić świat sztuki do prezentowania prac kobiet odważniej i częściej. Gdyby takie podejście stało się powszechne, wiele znakomitych artystek, dziś rozpoczynających swoje kariery od wystaw w małych galeriach, mogłoby mieć większy wpływ na historię sztuki”. 

Kira Cochrane

Tłumaczenie: Elżbieta Sałata

design & theme: www.bazingadesigns.com