Desperak: Bogowie, doktor Ewa i klauzula sumienia
Lata trzydzieste dwudziestego wieku. W konkursie na pamiętniki lekarzy nagrodę otrzymuje relacja wiejskiej lekarki. Opisuje dramatyczną walkę o życie położnicy, zabieg odmóżdżenia płodu, który stosuje, by uratować życie kobiety, i do ostatniej chwili nazywa to, co miało być dzieckiem – płodem. Obok heroicznej walki o życie położnicy opisała, jak odesłała do domu pacjentkę, by się umyła, bo nie może jej badać z „dupą taką obesraną”.
Bidety w wiejskich przychodniach do dziś się nie przyjęły, ale już przyjęły się łazienki. W czasach pani doktor nie tylko brakowało łazienek, ale nawet wygódek, potrzeby załatwiało się za stodołą, a kąpiel uprawiano od czasu do czasu.
Lata siedemdziesiąte dwudziestego wieku. Pacjentka trafia do gabinetu, chyba znów jest w ciąży, lekarz doradza aborcję, bo: „to tylko te ze wsi drugie dziecko rodzą”. W telewizji leci wtedy serial „Doktor Ewa”. O dzielnej lekarce walczącej… no właśnie, o co? Doktor Ewa ratuje życie i zdrowie wedle własnego schematu, podejmuje decyzje za ludzi, zabrania karmić piersią, bo przecież ona wie lepiej, że mleko matki jest za tłuste. Gdy niemowlę zakrztusi się smoczkiem, po prostu dokona zabiegu jego wyjęcia.
Lata osiemdziesiąte dwudziestego wieku. Dwudziestoparoloteniej studentce, tuż po „wywołaniu miesiączki”, lekarz odmawia recepty na antykoncepcję, bo jest na to „za młoda” i „powinna się uczyć”. Akademicka nowoczesna poradnia wyposażona jest za to w bidet.
Listopad 2015, kobieta w piątek szuka lekarza. Nie, nie chodzi o aborcję ani pigułkę po (do tego już nie trzeba lekarza, pigułkę i tak wyssał hurtowy eksport). Obdzwania poradnie pod NFZ i proponują jej przyszły rok, porządny zaufany ginekolog nie przyjmuje ot tak z dnia na dzień, w ogóle prywatne gabinety nie działają w piątek po pracy. Wysupłuje niemałą kwotę, idzie do spółdzielni, spotyka doktor NieWiem, NieZnamSię, NoCoJaMogęPaniPrzypisać. Pieniądze wyrzucone, recepta nadaje się na makulaturę, jest piątek wieczorem…
Ten sam listopad 2015, kobieta pisze:
<<Moja dzisiejsza wizyta u lekarza w… Wchodzę do pokoju, witam się, pani doktor sprawdza moje dane w komputerze, patrzy się na mnie wzrokiem pełnym pogardy i oznajmia: „No nie!!! znowu jakiś obcokrajowiec! Ile was dziś jeszcze będzie?” zamurowało mnie… „Skąd przyjechałaś? i w jakim języku będziesz mówiła?” Próbuję odpowiadać w miły sposób, żeby wywołać wyrzuty sumienia i zwalczyć stereotyp: „Jestem z Ukrainy i mówię po polsku. Nie warto zaczynać w ten sposób rozmowy z obcokrajowcami, bo zdecydowana większość świetnie mówi po polsku”. „Ha! Z Ukrainy! To teraz pewnie żałujecie, ze nie oddaliście nam Lwów i Łuck?! Bylibyście w UE, a tą resztę niech ruscy zabiorą”… pomijam kolejne pełne nienawiści wątki, a na zakończenie: „a tak w ogóle to wstyd przychodzić do lekarza w wieku 27 lat i mówić że dzieci nie planujesz. Powinnaś mieć co najmniej już 2”.>>
Kurtyna.
A serial o dzielnej doktor Ewie można obejrzeć w pewnej stacji telewizyjnej także w 2015 roku i pewnie jest w internecie. Podobnie jak film o bogach medycyny, przebój kin i Internetów. Ale czy naprawdę lekarz musi być bogiem?