Decyzja o przerwaniu ciąży nie jest ani kaprysem, ani żadnym abstrakcyjnym „życzeniem”

Anna von Mrau

Po dyskusjach na Facebooku już widać, że „dzięki” projektowi zaostrzenia przepisów dotyczących aborcji, obecnie obowiązujący „kompromis” zostanie zabetonowany na kolejne lata.

12980745_1392882877444628_1718523627_o-1Ilustracja Szymon Szymankiewicz

Rzygać mi się chce, kiedy czytam teksty o popieraniu „kompromisu, który został uzgodniony z kościołem”, o „byciu przeciwko aborcji” albo o tym, że „aborcja to zawsze zło”. Osoby wypowiadające takie zdania zdają się zapominać, że ów wspaniały „kompromis” nigdy nie działał i nie działa, bo od 23 lat jest nagminnie łamany poprzez odmowę przeprowadzenia aborcji w sytuacjach, kiedy jest ona dozwolona (sprawa pana Chazana, sprawa państwa Wojnarowskich, sprawa pani Alicji Tysiąc, pośrednio sprawa pani Agaty Lamczak), oraz jest łamany przez kobiety przerywające ciąże w podziemiu aborcyjnym. Niby wszyscy o tym wiemy, podobnie jak o powracających co kilka lat projektach zaostrzenia przepisów, a jednak wolimy nadal oddawać prawo do decydowania o sobie innym i trwać w błogiej hipokryzji bycia przeciwko „aborcji na życzenie”. Co to w ogóle jest „aborcja na życzenie”, która wywołuje takie oburzenie?

Aborcja to nie jest nowa para spodni, której można sobie „zażyczyć”. Aborcja to zabieg medyczny, który kobiety w pewnych okolicznościach uznają za konieczny.

Dyskusja nad motywacjami kobiet i próba ujmowania ich w ramy prawne zawsze jest odbieraniem kobiecie podmiotowości i przejawem traktowania jej, jakby była niezdolna do podjęcia odpowiedzialnej decyzji. Z takiego myślenia wywodzi się przekonanie, że decyzje kobiet powinny być nadzorowane przez jakieś gremia, które ocenią ich motywacje i ewentualnie powstrzymają przed podjęciem decyzji szkodliwej. Naprawdę tak o sobie myślimy? Jako o durnych babach, które spuszczone z oka będą przerywać ciążę co miesiąc i chwalić się tym na fejsie, bo to modne? Dlaczego nasza decyzja o macierzyństwie nie wymaga niczyjej akceptacji, ale decyzja o tym, że nie chcemy być matkami już powinna według wielu podlegać ocenie jakiegoś gremium, które podzieli nasze argumenty bądź nie?

Czy owo gremium urodzi? Odda? Wychowa? Poniesie w ogóle jakiekolwiek konsekwencje swojej decyzji, czy tylko się będzie pławić w glorii „mędrców, którzy wiedzą lepiej”?

W innych państwach europejskich istnieją przepisy o prawie do przerywania ciąży z powodu trudnych warunków materialnych i społecznych. Według mnie to się niczym nie różni od obecnie obowiązujących przepisów, bo nadal zakłada oddanie przynajmniej części decyzji o aborcji komuś, kto nie poniesie żadnych konsekwencji tej decyzji, nadal zakłada, że kobieta to taki niepełny człowiek, którego decyzje wymagają nadzoru. Jeśli pozwolimy siebie tak traktować, będziemy tak traktowane zawsze i będzie się zmieniała tylko skala tego nadzoru: od w miarę liberalnego w postaci zgody na przerwanie ciąży z powodu trudnych warunków materialnych czy społecznych kobiety aż do całkowitego zakazu aborcji, jak to postulują autorzy projektu, który niebawem wpłynie do sejmu.

Powód aborcji zawsze jest jeden: kobieta nie chce być matką w tym konkretnym momencie. I tak samo, jak nie oceniamy motywów stojących za decyzją o tym, żeby matką zostać, tak samo nie mamy prawa oceniać motywów kobiety, która w danej chwili matką być nie chce. Decyzja o przerwaniu ciąży nie jest ani kaprysem, ani widzimisię, ani żadnym abstrakcyjnym „życzeniem”. Oddanie prawa do podjęcia tej decyzji kobiecie i nieocenianie jej motywów jest równoznaczne z traktowaniem kobiety jako pełnowartościowego i odpowiedzialnego człowieka. Zgadzając się na jakiekolwiek kompromisy w tej sprawie, przyznajemy, że za pełnoprawnych ludzi się nie uważamy.

design & theme: www.bazingadesigns.com