Bużańska: Czy podczas londyńskiej demonstracji „Cops off Campus” protestujący dopięli swego?

11 Grudnia, dzień po Międzynarodowym Dniu Praw Człowieka, ponad tysiąc osób (a według niektórych źródeł nawet trzy czy cztery), wyszło na ulice Londynu protestując przeciwko brutalności jakiej angielska policja dopuszcza się wobec studentów w kraju. Rozpoczynając swój marsz na terenach University of London protestujący, głównie studenci, złamali [hańbiący i absurdalny] zakaz protestowania na terenach kampusów uniwersyteckich do czerwca. Dyrekcja dopuściła się go za pozwoleniem trybunału wyższego po tym jak grupa studentów zajęła czwartego grudnia znaną wszystkim z bycia inspiracją do Ministerstwa Prawdy Orwella siedzibę administracyjną University of London, Senate House, i wycofała dopiero po wydarzeniach jedenastego.

“No justice, no peace – fuck the police!!” grzmiała ulica na pierwszej demonstracji, do której dołączyłam w pierwszy czwartek miesiąca. Agresji werbalnej skierowanej do funkcjonariuszy było wiele, ale uczestnikom nie ma co się dziwić. Zaledwie dzień przed, w środę czwartego, okupujący Senate House zostali wyrzuceni z użyciem wyraźnie niepotrzebnej ilości przemocy, przewracając ich na ziemię czy nawet przyduszając i ciągnąc za włosy po podłodze. Następny dzień z pewnością nie przyniósł więcej tolerancji ze strony policji. Funkcjonariusze postanowili pobawić się ze studentami w kotka i myszkę, dosłownie ganiając ich po ulicach wokół kampusów uniwersyteckich na Bloombsbury. Kiedy zabawa im się znudziła, kotki skierowały myszki w stronę łapki, gromadząc je przy skrzyżowaniach z ruchliwą Euston Road, gdzie łatwo było zaaresztować grupę niewinnych osób za zakłócanie porządku. Najbardziej spodobały mi się argumenty, jakoby studenci ‘szukali kłopotów’ prowokując swoim groźnym wyglądem. Rzeczywiście, nie wiem czy chciałabym spotkać po zmierzchu smarkacza o zakrytej twarzy i ze styropianową osłoną stylizowaną na ulubioną książkę.

tumblr_mxdekoxkxq1r70t2xo1_1280
Ideologia polityczna i poziom antypatii do policji pośród uczestników ostatnich demonstracji różnią się diametralnie. Niektórzy z chęcią pozbyliby się wszelkiej obecności policji w całym kraju, niektórzy pragną tylko walczyć o swoje prawa nie ryzykując aresztowania i uderzenia pałki. Inny slogan skandowany przez protestujących – “Whose university? Our university!”- oddaje trzon rosnącej mobilizacji studenckiej na wyspie. Przesadzone interwencje policji podczas protestów studenckich są nie tylko przemocą fizyczną wobec konkretnych osobników, ale co ważniejsze przemocą społeczną, mającą na celu stłumić głosy domagających się swoich praw studentów. Konkretniej, walka opiera się na niezadowoleniu wokół rosnącej prywatyzacji i neo-liberalizacji edukacji wyższej. Na górnej półce z pewnością znajduje się rozpoczęta już sprzedaż rządowych pożyczek studenckich bankom, z potencjalnym wzrostem kosztów dla studentów. Wysoko stoją także plany zamknięcia stowarzyszenia studentów University of London, aby dyrekcja mogła przejąć budynek zarządzany przez związek i zrobić z niego opłacalne finansowo centrum studenckie, tylko pozornie polepszając jego usługi. W rzeczywistości jednak pozbawiłoby to studentów jedynego związku łączącego osiemnaście “kolegium” w Londynie, zgrupowanych pod nazwą University of London.

Mając na uwadze nadmierną reakcję policji opisaną powyżej, czytelnika/czkę zdziwić może, że jedenastego grudnia obecność policji była znikoma. “Coś za szybko udało nam pozbyć się ich z kampusu” – z pewnością myślała większość uczestników/czek. Może sama byłam lekko zawiedziona? Po doświadczeniu ostatnich pościgów, jedenastego specjalnie założyłam tenisówki. Zastanawiam się też jak komicznie musiała wyglądać nasza zgraja na placu między Birkbeck i SOAS university z głosami i sloganami “cops off campus”, ale bez ani jednego policjanta na widoku. Protestującym udało się nawet bezproblemowo przemieścić z kampusu na ulice miasta, znacząco zakłócając ruch drogowy. Nie dla wszystkich jednak zaskoczeniem była przyjęta przez policję taktyka. W mediach tyle było szumu o przemocy policji, że kolejna agresywna akcja z ich strony i sympatia społeczeństwa w pełni mogłaby przejść na studentów. Co więcej, zezwalając na protest ‘bez policji’, sympatycy jej obecności na kampusach liczyli na nieadekwatne zachowanie uczestników/czek i udowodnienie swojej racji. Mimo tego, że obiektywnie protest przebiegał wyjątkowo spokojnie, “dowodem” stał się przewrócony i podpalony przez jednego manifestanta kosz na śmieci. W konsekwencji, BBC zdecydowało się na nagłówek o tysiącach studentów w – dosłownie tłumacząc – “szale płonących koszy”. Najlepsze, że według udostępnionych później zdjęć winowajca okazał się nie być nawet studentem.

925A2312

Policja przyjechała w końcu aby lepiej monitorować przebieg wydarzeń, czemu nie można się zbyt dziwić, jako że rozdzielona już demonstracja przeniosła się – ku zaskoczeniu turystów/ek i reszty przechodniów – częściowo pod Royal Court of Justice, częściowo na Parlamentary Square. Szkoda tylko, że protestanci/tki zamiast pozwolić furgonetkom stać w spokoju, zaczęli/ły wspinać się po nich i obrzucać śmieciami. Co jak co, ale to – w przeciwieństwie do promocji literatury Duras i Orwella – jest już prowokacja.

Konfliktu nie da się więc ująć tak czarno na białym jak mogłoby się pierwotnie wydawać i nie mamy stricte do czynienia z jakąkolwiek walką między “the good and the bad guys”. Odpowiedzi na inicjatywy studenckie były w dużej mierze negatywne, mające na celu pozbawić studentów wszelkich możliwości postulowania swoich żądań w obrębie prawa. Z drugiej strony, werbalne, a czasem nawet fizyczne atakowanie policji w sytuacjach bez potrzeby obrony własnej stawia samych studentów/ki w pozycji osób niedojrzałych i niewychowanych. Osobiście bardzo cieszy mnie rosnącą mobilizacja studencka i będę kontynuować uczestnictwo w podobnych wydarzeniach. Jednak myślę, że jeżeli chcemy by doszło do jakiegokolwiek porozumienia między studentami, administracją uniwersytecką i policjantami, każda z trzech wymienionych stron powinna przemyśleć swoje taktyki działania. Demonstracje zwracające uwagę przechodniów i mediów potrzebne są tak samo jak negocjacje. Uniwersytet musi jednak wpierw na te demonstracje otwarcie zezwalać, protestanci/tki nauczyć się nie reagować nadmiernie, a policja interweniować nie wobec każdego na miejscu, tylko pojawiać się w proporcjonalnych ilościach by pozbyć się, na przykład, takiego koszo-podpalacza.

Katarzyna Burzańska

design & theme: www.bazingadesigns.com