Czemu „aborcyjny świr” nam szkodzi i dlaczego chcę, żeby Jurek Owsiak o tym wiedział
Zośka Marcinek, działaczka społeczna
Jerzy Owsiak słynie ze swobodnego stylu wypowiedzi. Nie ma w tym nic złego. Tylko że jednak „żyjemy w społeczeństwie”, prawie wszyscy byliśmy wystawieni w toku naszej socjalizacji na działanie uprzedzeń, stereotypów i mikroagresji. Wiele z nich zinternalizowałyśmy, wielu z nich nigdy się nie oduczyliśmy. A swoboda języka i skojarzeń łatwo wpada w koleiny szkodliwych, stygmatyzujących wzorców myślenia, trywializuje systemowe problemy, lekceważy je albo ośmiesza. I kiedy przywiązujemy się do takiej formy „róbta co chceta”, to pojawia się problem.
Szef WOŚP kiedyś się już na to naciął, wygłaszając kilka lat temu seksistowską uwagę o życiu intymnym posłanki Pawłowicz. Wtedy grono jego wielbicieli rzuciło się, żeby go bronić, że przecież to taki naturszczyk, powiedział co myśli, a w ogóle to trochę ma racji, bo ta Pawłowicz to wiecie sami jaka jest, i w ogóle po co jej bronicie, to wy po czyjej jesteście stronie?
Teraz, w ogniu awantury o wsparcie Ogólnopolskiego Strajku Kobiet przez WOŚP, Jurek Owsiak broniąc się przed zarzutami, że popiera aborcję, powiedział, że „nie jest jakimś świrem, który chciałby, żeby aborcja była ot tak, na pstryknięcie”. Powiedział też, że kompromis aborcyjny w jego mniemaniu działał. A przychylni Owsiakowi użytkownicy internetu nie mogą wyjść ze zdziwienia, że te słowa wywołały wkurw w środowisku feministycznym. Przecież on robi bardzo wiele dobrego, przecież nie powiedział, że jest przeciwko aborcji, więc o co nam tak właściwie chodzi?
No to zacznijmy od początku.
Chyba niewielu osobom przyszło do głowy, że po prostu mamy dość, że po raz kolejny ktoś traktuje temat walki o podstawowe prawa człowieka jako pijarowy temat do odhaczenia na konferencji prasowej. W dodatku robi to ewidentnie bez przemyślenia, empatii i odniesienia do otaczającej nas rzeczywistości. Wymaganie od kogoś, żeby przemyślał swoje wypowiedzi zanim coś powie – zwłaszcza, jeśli wypowiada się publicznie i jest osobą opiniotwórczą – to nie hejt. Nieważne jak dużym naturszczykiem jest Owsiak, nie uwierzę w usprawiedliwienia, że nie zdaje sobie sprawy ze swojej pozycji – autorytetu, istnieją granice skromności.
Czy nie jest tak, że od ludzi, których uważamy za empatycznych i wyczulonych na niesprawiedliwość możemy wymagać przemyślanych wypowiedzi pozbawionych elementów stygmatyzujących? To praca, którą wykonuje się przed podejściem do mikrofonu, pozwala ona zrozumieć, że używając pogardliwych określeń typu „świry” i „aborcja na pstryknięcie” nie opisuje się rzeczywistego zjawiska, w którym zradykalizowane lewaczki mają „za dużo” aborcji, tylko powielany jest szkodliwy stereotyp, wykorzystywany by ośmieszyć i demonizować postulat prawa do wyboru.
Jest różnica pomiędzy hejtem a wymaganiem, aby debata o sprawiedliwości reprodukcyjnej utrzymywała merytoryczny poziom. W przypadku aborcji mamy do czynienia z zawłaszczeniem dyskursu publicznego przez prawą stronę – to ona zdecydowała na przestrzeni ostatnich 30 lat jak się o aborcji mówi w mainstreamie – i że nie można mówić o niej pozytywnie. Nawet język osób opowiadających się za prawem do aborcji jest przesiąknięty stygmą, mitami o traumatyczności doświadczenia aborcji, zapewnieniami o tym, że aborcja to jedynie odrobinę mniejsze zło. Objawami tej stygmy bywają dreszcze na dźwięk sformułowania „pro abo”, „aborcja na życzenie” czy widok różowej okładki ze sloganem „aborcja jest ok” , to z tego zawłaszczenia wzięła się mantra „przecież nikt nie jest za aborcją, ale czasem trzeba”.
Nauczyłyśmy się, że aborcja to brzydkie słowo, że to coś inherentnie złego i tragicznego, a kompromisem jest stan, w którym musimy błagać o prawo do niej, uważając przy tym, żeby ktoś nie pomyślał, że chcemy się „skrobać na prawo i lewo”. Takie przesunięcie doprowadziło do tego, że prawo do podejmowania własnej decyzji, bez przymusu i wstydu, zostało sprowadzone do radykalizmu. Określone jako „druga strona barykady” wobec całkowitego zakazu aborcji, a jeśli nie ma już nic bardziej skrajnego niż aborcja na żądanie, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby ten radykalizm demonizować i ośmieszać, używając określeń typu „świry które chcą aborcji na pstryknięcie”.
I voilà – oto mamy człowieka, który wsparł publicznie inicjatywę walczącą o prawo do aborcji, a potem, być może zaniepokojony, że posądzi się go o radykalizm, wycofał się do karykaturalnej, wygodnej wersji pt. „Nie jesteśmy świrami, wariatami, którzy mówią, że aborcja ma być na pstryknięcie. To jest absolutnie nadużycie”.
Gdybym miała powiedzieć, jakie jest według mnie najsilniejsze narzędzie w dzisiejszej walce o aborcję, powiedziałabym, że jest to bezczelność, o jaką oskarżano w dzieciństwie prawie każdą osobę wychowywaną do roli dziewczynki. Bezczelność niezgadzania się na to, co „wypada”. Bezczelność mówienia czego potrzebujemy. Bezczelność żądania, by nas zauważono.
Dlatego nie przepraszamy za aborcje, dlatego nie godzimy się na pokutniczy dyskurs „mniejszego zła” i dlatego dajemy sobie prawo by od naszych sojuszników wymagać, a nie tylko dziękować pokornie, że są. Nie chcemy warunkowego, powierzchownego wsparcia zbudowanego na uprzedzeniach i stygmatyzacji.
A skoro już mówimy o sojusznictwie. Jurek Owsiak wie, czym jest Strajk Kobiet, który od kilku lat jest na liście NGOsów obecnych na festiwalu Pol’n’Rock organizowanym przez Fundację WOŚP. Aktywistki Strajku występowały zresztą na scenie festiwalu z antyprzemocowym happeningiem „One Billion Rising”.
Flaga strajku widniała na froncie festiwalowej sceny podczas przynajmniej dwóch edycji. Przed tegorocznym finałem Strajk otrzymał wyrazy wsparcia od WOŚP, więc nie jest nadużyciem zakładać, że Owsiak kojarzy postulaty Strajku Kobiet, wśród których prawo do legalnej, powszechnej, dostępnej na żądanie aborcji jest jednym z głównych.
Po co więc popierać inicjatywę, z której postulatem się nie zgadzasz? Co sprawiło, że wsparłeś Strajk, a potem miałeś potrzebę, żeby się z tego wsparcia tłumaczyć?
W ramach bezczelności o której pisałam wcześniej – Jurek, zdecyduj się. Sojusznictwo to nie jest puste słowo, z którego można się wycofać, kiedy okaże się, że nie przemyślałeś sprawy do końca.
W rzeczywistości, w której żyjemy, to jak mówimy o aborcji jest nieustannie przedmiotem obyczajowej cenzury. Język, którego używasz jako osoba publiczna ma cholernie duże znaczenie. Jurek, pamiętaj o tym zanim kolejny raz zabierzesz głos w sprawie aborcji.