Czego nie należy mówić matce samotnie wychowującej dziecko

MomAndKid

Moja sześcioletnia córka Angela nigdy nie miała kłopotów z nawiązywaniem przyjaźni na placu zabaw. Gdy spotyka rówieśników/-czki na huśtawce czy zjeżdżalni, wita się, po czym niemal natychmiast pyta: „hej, chcesz się ze mną zaprzyjaźnić”? Chwilę później, dzieci razem bawią się w piaskownicy, gawędząc niczym dawno niewidziani/-e przyjaciele/-ółki.

Przyglądam im się, siedząc przy pobliskim stole ogrodowym i słyszę, jak popuszczają wodze wyobraźni oraz jak ich cieniutkie głosy układają się w rozmowę. Ich konwersacja nieuchronnie zmierza do tego samego, dobrze znanego już pytania,  zadanego otwarcie, lecz prostodusznie przez nową/-ego koleżankę/kolegę mojej córki.

„Gdzie jest twój tatuś?”.

Wzdrygam się słysząc to pytanie i jednocześnie zastanawiam się, co Angela odpowie i czy już samo to pytanie ją zasmuci. Myślę, jak pomóc jej uporać się ze smutkiem, gdy opuścimy plac zabaw.

„W New Jersey”.

Czy nazwa  New Jersey coś w ogóle dla niej znaczy? Wątpię, że mogłaby odnaleźć to miasto na mapie czy nawet je przeliterować, gdybym ją o to poprosiła. To miejsce, w którym mieszkała na krótko przed tym, jak jej ojciec i ja rozstaliśmy się; miała wtedy tylko 2 lata. Potem przeprowadziłyśmy się do Maine, żeby być bliżej mojej rodziny. New Jersey to tylko dla niej dwa wyrazy, nic nieznaczący określnik miejsca, z którym nie ma żadnych wspomnień oraz w którym nie potrafi wyobrazić sobie swojego ojca.  To jej prosty sposób na odpowiedź na pytanie, które nigdy nie powinno zostać zadane.

Niestety, dzieciaki mówią takie rzeczy, choć oczywiście nie chcą nikogo skrzywdzić.  Nie mają poczucia, że mogą w ten sposób zranić czyjeś uczucia lub wywołać bolesne wspomnienia. Czasem ich rodzice lepiej zdają sobie z tego sprawę, lecz czasem niestety nie, jako że wielu z nich przez lata zadawało mi to samo pytanie, tyle że ściszonym głosem, spoglądając z ukosa i przekrzywiając głowę  w określony sposób.

„Gdzie jest jej tata?”.

Zastanawiam się, czy chcą usłyszeć prawdę, plotkę czy odpowiedź, która sprawi, że poczują się lepiej, bo są w lepszej sytuacji. W każdym razie nie mam ochoty tego wyjaśniać.

„W New Jersey” – odpowiadam.

Mój przyjaciel Edwin, gdy był samotnym ojcem, często słyszał podobne pytanie. „Co się stało z mamą?’ – pytali ludzie, sugerując, że ojcowie opiekują się dzieckiem jedynie wtedy, gdy z matką dzieje się coś złego. Inni pytali, kto uczesał jego córkę. Proponowali też poradę w kwestii ubioru lub chcieli przynosić jedzenie do jego domu.

„Istniało założenie, że mężczyźni nie wiedzą, jak ubierać i żywić swoje dzieci” – mówił Edwin. „Przed rozwodem i po, to zawsze ja opiekowałem się dziećmi, a teraz powtórnie się ożeniłem. Jestem zaangażowanym i opiekuńczym ojcem i nie cierpię, gdy zrównuje się moją rolę do komediowej karykatury ojca”.

Mijały lata od mojego rozwodu i w tym okresie nigdy nie brakowało ludzi, którzy wyciągali pochopne wnioski dotyczące mojego stanu cywilnego, np. recepcjonistka w gabinecie pediatrii, która nazywa mnie panią Fontaine i prosi o kartę ubezpieczeniową mojego męża albo kucharka w szkole córki, która twierdzi, że posiadanie tylko jednego dziecka to z mojej strony egoizm.

Bycie rodzicem samotnie wychowującym dziecko, a w szczególności samotną matką oraz przyznawanie się do tego sprawia, że jest się stale narażoną/-ym na krytykę i to nie tylko ze strony innych rodziców, ale także polityków, członków rodziny, a nawet obcych.  U podstawy tej krytyki kryje się stereotyp, mówiący, że jesteśmy nierozważnymi i nieodpowiedzialnymi ludźmi oraz że samotne wychowywanie dzieci to nasz wybór lub jakaś konsekwencja naszego działania. Według takich ludzi, jesteśmy wyrzutkami na zasiłkach, niepodporządkowującymi się pewnym arbitralnym regułom określającym społeczne oczekiwania.

W rzeczywistości 79% samotnych matek oraz 92% samotnych ojców posiada pracę. Wiele takich osób osiąga niskie dochody, jednak większość nie korzysta z pomocy socjalnej. Ponad połowa wychowuje jedno dziecko. Jesteśmy osobami odpowiedzialnymi i wychowujemy dzieci w duchu samodzielności, które szanują siebie i innych, cenią edukację, okazują innym życzliwość i współczucie, a którym pewność siebie i wdzięk pozwalają na zawieranie znajomości na placach zabaw. Oto moja lista rzeczy, których nie należy mówić samotnym rodzicom; nie dlatego, że tacy rodzice szukają powodów, by ich obrażać ani dlatego, że chcę was zniechęcić do rozmów pomiędzy rodzicami na placu zabaw. Zamieściłam ją dlatego, że dorośli – podobnie jak dzieci – czasem nie rozumieją, że to, co mówią, bywa niestosowne lub po prostu niegrzeczne.

  • „Nie martw się. Kiedyś spotkasz tą właściwą osobę”.

Dajesz w ten sposób do zrozumienia, że osoba, z którą byłyśmy/-liśmy i która pomogła przyjść na świat naszym uroczym dzieciom, była niewłaściwa. Ojciec mojej córki i ja byliśmy małżeństwem przez 12 lat i przez większość tego czasu byliśmy całkiem szczęśliwi. Z tego związku narodziło się moje piękne, inteligentne i lubiące przygodę dziecko i z tego powodu niczego nie żałuję.

  • „Nie wiem, jak ty to robisz”.

Nie mam innego wyboru. Na tym polu nie mam do dyspozycji zawodnika rezerwowego ani miotacza. Nikt za mnie nie przygotuje dziecku obiadu, nie umówi na wizytę do lekarza ani zmieni brudnych prześcieradeł w środku nocy. Z drugiej strony, nie ma nikogo, kto mógłby otoczyć moją córkę „niedźwiedzim” uściskiem, gdy zostanie uczennicą miesiąca lub kto dostał by od niej walentynkę zrobioną podczas zajęć plastycznych. Rodzice samotnie wychowujący dzieci nie myślą o tym, co muszą zrobić. Oni po prostu to robią.

  • „Nikomu tego nie życzę”.

Naprawdę? Przecież nie mam raka, ani żadnego „mięsożernego” wirusa. Mam pełne energii dziecko, które sprawia mi radość każdego dnia. Wolę być samotną matką, niż nie być nią wcale.

  • „W tym tygodniu też jestem samotną matką”.

Wcale nie jesteś. Istnieje ogromna różnica pomiędzy poleganiem na samej sobie do piątku, a byciem samotną matką przez cały czas. Kobieta, która mówi takie rzeczy, nie ma nic konkretnego na myśli – po prostu próbuje okazać naturalne ludzkie pragnienie, jakim jest chęć współodczuwania z drugą osobą. By jednak zabrzmieć bardziej wiarygodnie i mniej zarozumiale, można powiedzieć: Trudno jest stawić czoła odpowiedzialności, jakiej wymaga samotne wychowywanie dziecka. Gdy mój mąż wyjeżdża do pracy, czuję się przytłoczona.

  • „ Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, po prostu zadzwoń”.

Miło to słyszeć, ale jeszcze milej, gdy ta osoba naprawdę ma to na myśli. Rodzice samotnie wychowujący dzieci są przyzwyczajeni do  radzenia sobie samemu, a prośba o pomoc jest jak oznaka słabości. Lepiej być bardziej konkretną/-ym. Zapytaj swoją przyjaciółkę/-iela, kiedy może zostawić dzieci pod twoją opieką i nie przyjmuj odmowy. Kiedy ja i mój mąż rozwiedliśmy się, mój samotnie wychowujący dziecko przyjaciel Justin zaopiekował się moją córką przez kilka godzin, żebym mogła iść na zajęcia jogi. Gdy wróciłam, poczułam przypływ energii. Była to jedna z największych przysług, jaką kiedykolwiek ktoś mi zrobił.

Jeśli nic innego, co mogłabyś/-byś powiedzieć, nie przychodzi ci do głowy, po prostu powiedz: Twoje dziecko jest cudowne. Dobra robota! Bo choć nieważne, jaki jest nasz stan cywilny, nam wszystkim przyda się odrobina dodatkowej zachęty.

Autorka: Wendy Fontaine
Tłumaczenie: Natalia Kosmatka

design & theme: www.bazingadesigns.com