Rogozińska: Co to jest U=U, czyli kiedy nie bać się HIV

Marta Rogozińska


Kampania „U=U” dotyczy społeczności ludzi seropozytywnych. Obecnie HIV jest chorobą przewlekłą, na którą są skuteczne leki. W wyniku działania tych leków większość ludzi żyjących z HIV dożyje starości. Zdrowie nie jest zatem główną kwestią, o którą się obawiają. Jest nią natomiast odrzucenie ze strony osób seronegatywnych.

fot. kampania AIDES

Jak powszechnie wiadomo, do środków profilaktyki HIV należy między innymi używanie prezerwatyw. Niektórzy ludzie decydują się także na tak zwaną terapię przedekspozycyjną (PrEP), czyli branie profilaktycznie takiego samego leku, jaki biorą osoby seropozytywne, w celu natychmiastowego zwalczenia wirusa, gdy ten wnika do organizmu, co określa się jako ekspozycję. Podobnie działa terapia poekspozycyjna. Zostaje ona zaaplikowana osobom, które naraziły się na zakażenie. Dzień lub dwa po ryzykownym zachowaniu czy wydarzeniu mogą one otrzymać miesięczne leczenie za pomocą leków antyretrowirusowych, w wyniku którego układ immunologiczny nie dopuszcza do zakażenia. Medycyna umie dzisiaj także powstrzymać zakażenie dziecka przez seropozytywną matkę. Kobiety w ciąży biorą leki antyretrowirusowe, które po urodzeniu podawane są w odpowiedniej formie również noworodkom. W ten sposób dzieci matek, które wiedziały o swojej seropozytywności, są skutecznie chronione przed zakażeniem.

Jak widać, leki antyretrowirusowe mogą powstrzymać nawet zakażenie przy ewidentnej ekspozycji, jaką jest poród. Tym bardziej mogą uniemożliwić transmisję wirusa podczas seksu z osobą seropozytywną. Kampania „U=U” nie odnosi się jednak do terapii przed- czy poekspozycyjnej, ani do ciąży. Otóż leki antyretrowirusowe chronią osobę seronegatywną także wówczas, gdy są brane wyłącznie przez jej seropozytywnego partnera. Dotyczy to większości osób żyjących z HIV, które przyjmują leki; te zaś zaczyna się brać zwykle do kilku lat po wykryciu zakażenia. „U=U” oznacza undetectable equals untransmittable, czyli „niewykrywalny znaczy niezakażający”. Ludzie żyjący z HIV przechodzą co kilka miesięcy test na poziom wirusa we krwi, zwany wiremią. Przy prawidłowym przyjmowaniu leków wiremia prawie zawsze – po początkowym okresie walki z rozmnożonym wirusem, co trwa do pół roku – jest niewykrywalna. Pacjent, który kontynuuje terapię antyretrowirusową jest zatem na ogół „niezakażający” i będzie taki prawdopodobnie do końca życia, o ile z jakichś względów nie odstawi leków.

To odkrycie jest wielką rewolucją dla osób zakażonych.  Jak jednak do niego doszło? Lekarze immunolodzy, na co dzień badający działanie leków antyretrowirusowych, zdawali sobie z tego sprawę od dawna. W 2008 roku w Szwajcarii na podstawie obserwacji medycznych odkryto, iż osoby z niewykrywalną wiremią nie zakażają swoich partnerów seksualnych. Od tamtego czasu przeprowadzono szereg badań empirycznych na parach plus/minus (serodiscordant), które nie używały prezerwatyw. Najgłośniejsze z tych badań nosiło nazwę PARTNER i odbyło się w latach 2010–2014 w czternastu krajach europejskich. W sumie przebadano ponad tysiąc par, zarówno hetero-, jak i homoseksualnych. Nie wykryto ani jednego przypadku zakażenia osoby seronegatywnej przez seropozytywnego partnera, przyjmującego stale leki i mającego niewykrywalną wiremię.

Oficjalne ogłoszenie tego faktu miało miejsce w zeszłym roku. Napisał o tym między innymi „The Lancet”. W Hiszpanii minister zdrowia przekazała tę informację w mediach. Jak wspomniano, badania potwierdzające ten fakt mają około dziesięciu lat, ale środowiska lekarskie dopiero teraz uznały, że można obwieścić go seronegatywnemu światu. Personel medyczny od dawna jednak informuje o tym pacjentów – na przykład planujące dziecko heteroseksualne pary plus/minus, w których osoba seropozytywna przyjmuje leki antyretrowirusowe, nie muszą przestrzegać żadnych specyficznych obostrzeń.

Dlaczego jest to rewolucja? W momencie pojawienia się wirusa HIV w latach 80. zaczęto stosować określenie „grupy ryzyka”. Mieli do nich należeć ludzie przyjmujący dożylnie narkotyki, osoby świadczące usługi seksualne oraz wszyscy mężczyźni uprawiający seks z mężczyznami. Ludźmi tymi straszono opinię publiczną i demonizowano ich. Na szczęście dziś odeszło się od pojęcia „grupa ryzyka” i mówi się nie o ryzykownych grupach, ale o ryzykownych zachowaniach. Co do nich należy w sferze seksu? Brak zabezpieczenia w przypadku kontaktu seksualnego z partnerem o nieznanym statusie serologicznym. Seks bez zabezpieczenia z osobą seropozytywną, która przyjmuje leki i ma stwierdzoną niewykrywalną wiremię HIV, nie jest zachowaniem ryzykownym.

Rewolucja polega zatem na tym, że przyznano, że osoby żyjące z wirusem nie są żadnym zagrożeniem. Mogą prowadzić satysfakcjonujące życie erotyczne i mają do tego pełne prawo. Na pewno mają? W wielu krajach, w tym w Polsce, stosunki seksualne osób seropozytywnych poddane są penalizacji jako „zagrożenie dla życia i zdrowia”. Grozi za nie do trzech lat więzienia, o ile nie doszło do zakażenia (wtedy kara jest znacznie wyższa). Co wynika z takiego zapisu prawnego? Jest to przestępstwo zgłaszane z powództwa prywatnego, czyli interpretacja zależy od oskarżającego. Może on uznać, że seks bez zabezpieczenia, na który wyraził zgodę i został poinformowany o seropozytywności partnera oraz jego niewykrywalnej wiremii, był jednak zagrożeniem. Może też stwierdzić, że niepoinformowanie o seropozytywności, nawet przy użyciu prezerwatywy, naraziło jego zdrowie na szwank. Ze względu na opinie biegłych, szkodliwość społeczna takiego czynu jest często uznawana za niewielką i zapadają wyroki w zawieszeniu lub uniewinnienia. Niestety odium seksu jako potencjalnego przestępstwa pozostaje nawet wtedy. Zapis prawny powstrzymuje ponadto przed ostrzeżeniem partnera, gdy zaszła ekspozycja (np. gdy pękła prezerwatywa). Zważywszy na bezpieczeństwo seksu przy niewykrywalnej wiremii (cechującej, jak powiedziano, większość zdiagnozowanych zakażonych) zapis ten musi jawić się jako kompletnie absurdalny.

W związku z tym w kilku krajach (m.in. w Kanadzie i Holandii) prawo zostało zmienione i obecnie stosunki seksualne osób seropozytywnych nie są tam penalizowane, chyba że dochodzi do celowego zakażenia. Miało na to wpływ odkrycie „U=U”, ale prawo to było krytykowane już wcześniej. Za przygodne stosunki seksualne, które niosą ze sobą ryzyko, nie może być odpowiedzialna tylko osoba seropozytywna. Jej partner, podejmując przygodną relację, wie, że jego zachowanie jest ryzykowne, w związku z tym na równi z drugą stroną powinien troszczyć się o zabezpieczenie. Tym bardziej, że on sam także, o ile się nie bada, stanowi dla innych potencjalne zagrożenie. Jeśli godzi się na seks, w którym partnerzy nie znają swojego statusu serologicznego, nie może mieć pretensji, gdy druga strona okazuje się seropozytywna (zwłaszcza jeśli zadbała o bezpieczeństwo). Zawsze powinien bowiem zakładać taką możliwość. Z penalizacją stosunków seksualnych osób żyjących z HIV wiąże się jeszcze jedna kwestia. Otóż zakażają najczęściej osoby seropozytywne, które o swoim statusie nie wiedzą. Istniejące prawo niejako zachęca je, by się nie badały.

Osoby żyjące z HIV bywają narażone na dyskryminację ze strony potencjalnych partnerów seksualnych, rodziny czy przyjaciół. Często ludziom seropozytywnym przypisuje się stereotypizujące cechy, takie jak niestabilność emocjonalna, chęć wyrządzenia krzywdy innym, świadome rozprzestrzenianie epidemii. W związku z tym, niektórzy z nich decydują się na serosorting, czyli uprawianie seksu z innymi zakażonymi. Inni tworzą udane związki plus/minus, lecz ich początkom towarzyszy lęk. Niektórzy rezygnują z seksu lub z ujawniania się. Obawa przed odrzuceniem nie wynika z właściwości ciała czy z erotycznej biografii, lecz z dyskryminującego, zewnętrznego komunikatu. Tworzy go represyjne prawo i uprzedzenia, które wciąż zbyt cicho i zbyt rzadko są dementowane.

Z tymi uprzedzeniami miała w założeniu walczyć polska kampania hivokryzja, gdzie młoda, sympatyczna kobieta robi coming out, przekonując, że niemożliwe jest, by ktokolwiek zakaził się HIV przez dotykanie tych samych przedmiotów co ona czy przez przebywanie z nią w jednym pomieszczeniu. W spocie zostaje podana informacja, że kobieta seropozytywna może urodzić zdrowe dziecko. Nie pada jednak ani jedno zdanie o procesie, który do tego prowadzi. W drugiej części hivokryzji ta sama bohaterka całuje się z przystojnym aktorem. Dowiadujemy się, że pocałunek ten niczym nie grozi. Nadal jednak nie wiemy nic o seksie, który pod tym względem interesuje nas najbardziej. Zastanawiam się, czy twórcy bali się polskiej – nomen omen – hipokryzji?

„U=U” dotyka sedna problemu, z jakim zmagają się osoby żyjące z HIV. Mamy tu do czynienia ze znakiem równości. Dotyczy on związku między niewykrywalną wiremią a niemożnością przekazania wirusa partnerowi seksualnemu. Wskazuje także na równość pomiędzy zakażonymi i niezakażonymi. Jedni i drudzy mają prawo do życia seksualnego i rzecz w tym, by nikomu go nie utrudniać z powodu uprzedzeń. Rzetelne informacje na ten temat znaleźć można na stronie preventionacces.org, gdzie znajdują się linki do ważniejszych wydarzeń, artykułów i inicjatyw związanych z „U=U”. Po polsku na stronie rainbowstar.pl ukazało się tłumaczenie tekstu Niewykrywalny, czyli niezakażający. Z kolei na stronie hivjustice.net zamieszczono deklarację domagającą się dekryminalizacji HIV (Oslo Declaration on HIV Criminalisation z 2013 roku), opis praw obowiązujących w różnych krajach świata, w tym zmian w nich dokonanych, a także zestawienie spraw karnych na podstawie dyskryminujących przepisów oraz „polowań na czarownice”, których ofiarami padają ludzie seropozytywni.


Tekst ukazał się w 115. numerze kwartalnika „Bez Dogmatu”. 

design & theme: www.bazingadesigns.com