Chcesz liberalizacji? Przeciwdziałaj stygmatyzacji!

Natalia Broniarczyk

Gdy widzę ulotkę, publikację, książkę dotyczącą aborcji, zawsze biorę ją w rękę i czytam uważnie od deski do deski. Tak już mam i nie potrafię sobie odmówić. Cieszy mnie coraz większa ich ilość. Niestety ciągle dominującą narracją jest ta defensywna, oparta na komunikacie „aborcja to zło konieczne”.

Amelia Bonow, założycielka”Shout Your Abortion

Na całym świecie każdego dnia osoby decydują się na aborcję. Jedna na cztery ciąże kończy się aborcją, mimo to przekazywana wiedza na temat aborcji jest bardzo często niedokładna i stygmatyzująca przerywanie ciąży. Stygmatyzacja aborcji to negatywne przedstawianie osób, które poszukują informacji o aborcji, przerywają ciąże, świadczą usługi aborcyjne czy po prostu popierają aborcję.

Stygmatyzacja aborcji powstrzymuje osoby od poszukiwania pomocy, której potrzebują, prowadzi też do zwiększenia liczby niebezpiecznych zabiegów.

Jestem głęboko przekonana, że przeciwdziałanie stygmatyzacji aborcji jest tak samo ważne, jak polityczny lobbing i próby zmiany prawa. Przeciwdziałanie stygmatyzacji aborcji to przede wszystkim próba zmiany narracji wokół tematu, czyli odczarowanie aborcji, zdjęcie z niej piętna. Rozmawianie o aborcji normalnie, bez tabu, bez dramatu. Wiem, że podejmowanie tego typu działań w kraju, w którym od 1993 roku funkcjonuje tak restrykcyjna ustawa antyaborcyjna, jest nie lada wysiłkiem. Ale może warto spróbować zwłaszcza teraz, kiedy znowu szykuje się aborcyjna jesień.

Poza Polską (nie, nie „w cywilizowanych krajach Zachodu”) feministyczne organizacje coraz częściej dbają o to, by działania polityczne szły równolegle z przeciwdziałaniem stygmatyzacji aborcji. Powstają nawet poradniki dla nowych grup nieformalnych, stowarzyszeń zajmujących się tym, jak kształtować komunikację dotyczącą aborcji, by nie powielać mitów i nie potęgować i tak już sporej stygmatyzacji aborcji.

Od wielu lat marzy mi się, by narracji „Jak zmniejszyć liczbę aborcji?” lub „Aborcja powinna być legalna, bezpieczna i rzadka” powinno być jak najmniej, a najlepiej wcale. Wiem, że w tym marzeniu nie jestem osamotniona, dlatego poniżej kilka mitów i stereotypów na temat aborcji, z którymi najwyższy czas się pożegnać. A także kilka wskazówek, jak budować komunikaty, by zadbać o komfort osób, które mają za sobą doświadczenie aborcji, jest ono neutralne, albo dobre (tak, takie się zdarzają i to często).

Na początek zaproponuję Ci mały eksperyment. Zamknij oczy i pomyśl chwilę o aborcji. Jakie pierwsze skojarzenia przychodzą Ci na myśl?

Czy wśród nich są takie rzeczy jak: ciąża, kobieta, ból, smutek?

Dyskusja o aborcji jest mocno upłciowiona i ignoruje perspektywę osób trans. Zdarzało mi się słyszeć: „Już bez przesady, osoba trans w ciąży to jakiś promil”. Osoby trans mają takie samo prawo do bezpiecznej i faktycznie dostępnej aborcji, jak cis kobiety. Walcząc o dostęp do aborcji musimy pamiętać, że seksizm i cis-seksizm idą w parze. Marginalizowanie i umniejszanie praw osób trans do aborcji nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością reprodukcyjną.

Doświadczenie aborcji może być trudne, może powodować ból czy smutek, ale nie musi. Wszystkie odczucia po aborcji są OK i na wszystkie emocje wynikające z własnych doświadczeń powinna być przestrzeń. Stygmatyzacją jest życie w społeczeństwie, które ciągle mówi o aborcji, ale nigdy nie daje przestrzeni, abyś mówiła o swoim własnym doświadczeniu. Obserwuję ten brak przestrzeni wszędzie i cały czas. Gdy tylko pojawi się głos wymykający się z narracji trudu czy dramatu, od razu pojawiają się dyscyplinujące upomnienia, przypominające nam, jak po własnej aborcji mamy się czuć.

Jak możemy uniknąć rozpowszechniania mitów i stygmatyzowania aborcji we własnej pracy i materiałach?

Po pierwsze: każda udostępniona przez ciebie informacja musi być dokładna – podawaj tylko rzetelne dane z wiarygodnych źródeł. Pamiętaj: aborcja jest bezpieczna. Jest bezpieczniejsza nawet od porodu! Tylko w paru krajach funkcjonuje całkowity zakaz aborcji: te kraje to między innymi Salwador, Malta, Nikaragua, ale to nie znaczy, że nie wykonuje się tam aborcji. W niektórych krajach aborcja dozwolona jest tylko w ściśle określonych przypadkach, ale dostęp do aborcji jest tylko teoretyczny. We wszystkich krajach można rozmawiać o aborcji i przekazywać sobie wiarygodne informacje. Ja uważam, że nie tylko można, ale przede wszystkim trzeba.

Po drugie: nie oceniaj. Media bardzo często kształtują taki obraz, że niektóre osoby zasługują na aborcję bardziej niż inne. Samej zdarza mi się odebrać telefon od dziennikarza_rki, który_a „zamawia” do programu osobę z doświadczeniem aborcji. Najczęściej słyszę wtedy: „Pani Natalio, a może zna pani jakąś nastolatkę, która zaszła w ciążę w wyniku gwałtu, przerwała ciążę wbrew woli rodziców i została wyrzucona z domu?”. Zdarza mi się ironicznie odpowiedzieć: „Blondynkę czy brunetkę? Niską czy wysoką?”. Media przyczyniły się do powszechnego przekonania, że na aborcję trzeba sobie zasłużyć poprzednio występującym dostatecznym cierpieniem. A rzeczywistość jest taka, że wszędzie na świecie ciąże przerywa się na najczęściej dlatego, że nie chce się w niej być. Pamiętajmy, że nie ma lepszych czy gorszych powodów do aborcji. Wszystkie są ważne. Nie znamy sytuacji pojedynczych osób, nie osądzajmy ich. KAŻDA OSOBA MA PRAWO do rzetelnej wiedzy i bezpiecznej opieki zdrowotnej niezależnie od wieku, stanu cywilnego, stopnia sprawności czy możliwości ekonomicznych. Prawdopodobnie znasz osobę, która przerwała ciąże. Zastanów się jak to, co mówisz o aborcji wpływa na samopoczucie tej osoby.

Unikaj stwierdzeń takich, jak „Przecież lepiej się zabezpieczyć przed, niż potem musieć przerwać ciążę” albo „Aborcja nie powinna być używana jak antykoncepcja”.

Dlaczego lepiej tak nie mówić? Z wielu powodów: nie ma stuprocentowo działającej antykoncepcji, większość osób z doświadczeniem aborcji zaszła w ciążę pomimo stosowania zabezpieczeń. Pamiętajmy też, że nie wszystkie osoby mają tak samo dobry dostęp do zakupu antykoncepcji czy do regularnej opieki medycznej, wiele osób nie stać na wizytę u ginekologa_żki i wykupienie recept. Dostęp do antykoncepcji powinien być łatwiejszy, tak samo jak dostęp do aborcji. Obie te rzeczy idą w pakiecie, antykoncepcja nie jest ważniejsza od aborcji, ani odwrotnie. Wierzysz w hasło „Moje życie, mój wybór”? Nie oceniaj cudzych wyborów.

Wreszcie po trzecie: uważnie dobieraj słowa. Niektóre antyaborcyjne grupy używają języka, który obraża/ zawstydza/ znieważa osoby, które przerwały ciążę. Używaj odpowiedniego i neutralnego słownictwa, które daje prawo do decydowania o ich własnych ciałach. Grafiki i filmy mogą być doskonałymi źródłami do rozpowszechniania rzetelnych informacji, ale też można w nich zauważyć często powtarzające się błędy. Na obrazkach dotyczących aborcji często możemy zobaczyć ciążowe brzuchy, a większość aborcji wykonywanych jest do 10 tygodnia ciąży, czyli zanim urośnie brzuch. Widzimy też zdjęcia smutnych, straumatyzowanych kobiet z zasłoniętymi twarzami, najczęściej siedzących samotnie w kącie, patrzących w dal. Znacie to, prawda? A doświadczenie aborcji może wywołać szereg innych emocji takich, jak ulga czy nadzieja. Antyaborcyjne stowarzyszenia używają zdjęć dzieci i płodów, które nie odzwierciedlają tego, jak rzeczywiście wygląda aborcja. W przeciwieństwie do nich postaraj się skoncentrować swój przekaz na osobie, która jest w ciąży. Bywa to trudne, od 24 lat dyskusja o aborcji toczy się najczęściej wokół prób ustalenia, kiedy zaczyna się życie, kiedy zaczyna się człowiek, co jest złe, co dobre, kiedy jest za późno, a kiedy jest odpowiednio wcześnie.

W mojej opinii te dyskusje są stratą czasu. Próby ustalenia tego są według mnie ciągłym dyskutowaniem o moralności i stawianiem w centrum zarodka/płodu. A realia są takie, że w podziemiu nikt się nie przejmuje, w którym tygodniu ciąży jest osoba potrzebująca aborcji – jedyne, co się musi zgadzać to kasa. DOSTĘP DO ABORCJI MA WYMIAR KLASOWY. Zamiast tracić godziny na dyskusję o początku życia, porozmawiajmy o samotności i potępieniu osób, które szukają możliwości przerwania ciąży. Zastanówmy się, skąd 4 tysiące złotych na aborcję w prywatnym gabinecie ginekologicznym ma wziąć kobieta, która zarabia najniższą krajową. Jak ma pojechać do kliniki w Słowacji na trochę ponad dobę, skoro pracuje na umowę zlecenie i nie przysługuje jej płatne zwolnienie lekarskie? No i skąd wziąć te 1800 zł na zabieg w słowackiej klinice? Mam dość filozoficznych rozważań o początku życia i momencie przeistoczenia się płodu w dziecko. W cieniu tych dyskusji toczą się prawdziwe aborcyjne historie. Zróbmy na nie miejsce.


Korekta: Iga Dzieciuchowicz

design & theme: www.bazingadesigns.com