Codziennik Feministyczny: Paryż, Bejrut, Warszawa – wspólna sprawa!

Piątkowy wieczór: koncerty, teatry, wydarzenia sportowe, kawiarnie, restauracje, bulwary i aleje. W taki zwykły piątkowy wieczór ludzie Zachodu relaksują się po tygodniu pracy, odprężają się przy ulubionej muzyce, z kieliszkiem wina w dłoni, dyskutują o filmach, wystawach, o rzeczach ważnych i nieważnych.

3Ilustracja Patricija Bliuj-Stodulska

Niewielka część rozmawia o wojnach, o trudach wędrówki przez zasieki, spienione morze, góry i doliny, wśród skorumpowanych policjantów i przewoźników. Kolejna porcja jedzenia, kolejna butelka wina, większość jednak mówi: dobrze, że nas to nie dotyczy. Dobrze, że to nie u nas. Może gdzieś na przedmieściach naszych miast toczą ze sobą boje jakieś gangi. Może codziennie w zamachach w Syrii, w Iraku i, tak jak w czwartek, w Bejrucie, gdzie życie straciło ponad 40 osób i co zgodnie przemilczały media, giną setki, ale tu, na pięknie oświetlonych centralnych placach jest bezpiecznie i zachodnio.

Nasza cegiełka w tej układance jest większa, niż można by się spodziewać. My, ludzie Zachodu, byliśmy wszędzie tam, gdzie dało nam się zwietrzyć interes, gdzie siła robocza jest tania i gdzie ropa płynie strumieniami. Byliśmy w Afganistanie i w Iraku, byliśmy i jesteśmy w Syrii, a wcześniej byliśmy w Algierii, Kuwejcie, Iranie i na Kubie. Nie byliśmy w Rwandzie, gdy trzeba było tam być, nie byliśmy również w Kambodży, nie ma nas w Palestynie, nasze wsparcie nie sięga obszarów kontrolowanych przez Kurdów. Ktoś powie: kwestia politycznych aliansów jest zbyt skomplikowana, żeby móc jednoznacznie stwierdzić, które decyzje są moralnie uzasadnione, a które nie. Zgoda, widać jednak jak na dłoni, że Zachód lubi wyciągać ręce po nie swoje i odwracać się plecami do tych, którzy nie są wielkimi posiadaczami: do ludzkich mas, do ludu.

Piątkowy wieczór: przelatuje nam przez myśl, że to niemożliwe, że nas to nie dotknie, że nie musimy się bać. Myślimy o swoim bezpieczeństwie, o tym łucie szczęścia, który powoduje, że nasze pokolenie w większej części Europy może spać spokojnie. Część z nas organizuje pomoc dla uchodźców, część z nas maszeruje w geście solidarności, część z nas otwarcie wyraża swoją pogardę dla postaw skrajnie prawicowych i ksenofobicznych. Większość jednak na hasło: Muzułmanie, momentalnie zaczyna utożsamiać ich z terrorystami, w najlepszym razie odczuwa dystans, jak do kogoś obcego, kto nigdy nie będzie taki jak my.

A co, gdybyśmy spróbowali zaprosić kilka osób do napakowanego gadżetami domu, w którym pod ciężarem mięsiwa uginają się stoły, gdzie mózg świdruje najnowszy wymysł popkultury i w którym rozmowa toczy się o zakupach nowego samochodu, po czym kazali im siedzieć w kącie w przedsionku, krzycząc do nich, że powinni się zintegrować, wtopić i przejąć nasze idee, nie pozwalając im jednocześnie się z tego przedsionka ruszać? Gdybyśmy zabrali im dokumenty, spałowali na progu, raz na jakiś czas rzucili im ochłap z pańskiego stołu, mówiąc im przy tym codziennie, że są darmozjadami, którzy pasożytują na naszej dobroci? Gdybyśmy w tym samym czasie wysłali swoich ludzi do ich domu, splądrowali co się da i jeszcze pokazali im śmieszny filmik, nakręcony telefonem w ich zrujnowanym mieszkaniu, to nasze zdziwienie, że w tych ludziach rodzi się frustracja i że są podatni na radykalizm, musiałoby zostać skwitowane mianem co najmniej daleko posuniętej naiwności.

Ważną kwestią jest również to, że świat Zachodu pozostaje kompletnie nieprzygotowany na doświadczany obecnie kryzys humanitarny. Unia Europejska, twór z założenia silny, lecz grzęznący w nic nie znaczących sporach i tracący swoją globalną pozycję przez brak jednolitej polityki, przez naciski grup interesów, przez porzucenie idei solidarności, nie wypracowała jakiegokolwiek długoterminowego systemu reagowania na tego rodzaju kryzysy. Ignorując możliwość wystąpienia różnych konfliktów w różnych częściach świata, lub wierząc, że z pomocą USA da się je wszystkie zdusić w zarodku, UE wydawała się siłą rozpędu wierzyć, że może reperkusje tych konfliktów ją ominą, że może fala tu nie dotrze. Brak perspektywicznej, pragmatycznej wizji, w sytuacji, w której 28 graczy ciągnie każdy w swoją stronę, nie dziwi, ale jednak żenuje.

Piątkowy wieczór: koncerty, teatry, wydarzenia sportowe, kawiarnie, restauracje, bulwary i aleje. Solidaryzujemy się z niewinnymi ofiarami rzezi w Paryżu. Jest nam przykro, wysyłamy głosy otuchy, Sprawdzamy, czy nasi znajomi żyją i są bezpieczni. Nadchodzi sobota i spoconą z ekscytacji dłonią wpisujemy w mediach społecznościowych komentarz, że każdy Muzułmanin to terrorysta, na dodatek łasy na nasz socjal i nasze kobiety. Wrzucamy sprawców i ofiary do jednego worka. Zrównujemy uciekającą przed brutalną śmiercią i gwałtem matkę trzymającą w ramionach swoje dziecko z zaślepioną pieniędzmi, władzą i ułudą siły – niczym nasz ruch narodowy – mniejszością. Swoimi bzdurnymi komentarzami na temat zamykania granic oraz konieczności toczenia wojny kulturowej wpychamy uciekierów w brudne łapska komand śmierci. Piszemy o arabskich brudasach, więc jest nam lepiej, czujemy się ważniejsi. Jesteśmy bezpieczni, więc robimy sobie kanapkę z masłem orzechowym i pijąc piwo ściągamy filmik z torrenta. Jesteśmy przecież częścią świata Zachodu, a Zachód ma zawsze rację.

Redakcja Codziennika Feministycznego przekazuje szczere wyrazy współczucia rodzinom wszystkich ofiar wczorajszych zamachów w Paryżu oraz przedwczorajszych zamachów w Bejrucie. Wyrażamy nasz smutek i jednoczymy się z ludźmi miłującymi pokój i poszanowanie praw każdej jednostki. Jesteśmy stanowczymi przeciwnikami używania przemocy do osiągnięcia jakichkolwiek celów politycznych.

Wierzymy, że zwycięży wolność od ucisku, tolerancja, akceptacja i otwartość. Potępiamy wszelkie formy militaryzmu. Jesteśmy również, co jest logicznym wynikiem naszych działań, gorącymi orędowniczkami otwarcia Polski na uchodźców, na przedstawicieli innych kultur, osoby o innym kolorze skóry, władające innymi językami, modlące się do innych bóstw lub niemodlące się wcale, osoby o innych zwyczajach i tradycjach. Chcemy, aby czuli się oni w Polsce akceptowani i doceniani za ich wkład w życie społeczne. Mimo tragicznych wydarzeń w Paryżu, stoimy na stanowisku, że do eskalacji przemocy nie prowadzi otwarte i akceptujące społeczeństwo. Prowadzi do niej zamknięcie na innych, próba homogenizacji ogółu, rosnące rozwarstwienie ekonomiczne oraz eliminacja solidarności z życia politycznego i społecznego. Niech żyje wolność, równość, braterstwo i siostrzeństwo!

Redakcja Codziennika Feministycznego

design & theme: www.bazingadesigns.com