Na Zachodzie bez różnic: Czyją twarz ma przemoc?
Kilka dni po moim przyjeździe do Amsterdamu znajoma pokazała mi pocztówkę z disnejowską Ariel – z rozwichrzonymi włosami, podbitym prawym okiem i strużką krwi cieknącą z nosa. U dołu widniał napis po niderlandzku: „Jak długo jeszcze będziesz wierzyła w tę bajkę?” (wg wersji angielskiej: „Kiedy przestał cię traktować jak księżniczkę?”). Pocztówka była pozostałością po jednej z ostatnich akcji przeciwko przemocy domowej. Plakaty (kopie prac artysty-aktywisty Sainta Hoaxa), z wizerunkami bohaterek i bohaterów (sic!) disnejowskich kreskówek można było zobaczyć w niemal wszystkich większych miastach Holandii. Porozmawialiśmy ze znajomą chwilę o tej akcji, po czym rozeszliśmy się. Jednak myśl o pocztówce nie chciała mi wyjść z głowy.
Po powrocie do mieszkania przypomniało mi się, jak w grudniu ubiegłego roku zostałem zaproszony do Programu 2 Polskiego Radia, by wziąć udział w dyskusji wokół przemocy domowej. Jak się okazało – również przemocy, której autorkami są kobiety, a mężczyźni – jej adresatami. Pomyślałem sobie – przemoc: czyją w końcu ma twarz? W studiu okazało się, że rozmowa miała się toczyć przede wszystkim wokół mężczyzn, którzy są opresjonowani w domu przez kobiety. Pan redaktor stale podkreślał, że należy nagłaśniać ten problem. Natychmiast odczułem, że jestem nie na miejscu. Ja naprawdę uważam, że przemoc ma twarz mężczyzny. Okazało się, że nie rozumiem mężczyzn, którzy doznali przemocy ze strony swoich żon/partnerek, co panredaktor starał się mi udowodnić poza anteną w krótkiej wymianie zdań między nami.
Ja jednak nie twierdzę, że problem opresjonowanych mężczyzn nie istnieje. Uważam tylko, że to problem jednostkowy, nie uniwersalny. Nie możemy mówić o powszechności i jakiejś regule tej sprawy, bo przykrywamy przy tym rzeczywiste domowe kłopoty kobiet i akcje je nagłaśniające. Przy okazji przypomniała mi się ostatnia polska akcja medialna „Scena za ścianą”, w której udział wzięły znane aktorki (Joanna Koroniewska, Grażyna Wolszczak, Tamara Arciuch). Wspomniana rozmowa w radio wydawała mi się echem, odpowiedzią na tę akcję. Okazuje się bowiem, że każdy problem dot. kobiet znajduje swe usprawiedliwienie w wykazaniu, że mężczyźni też go podzielają. „Problem agresji wobec kobiet?! Przepraszam, a co z kwestią kobiecej przemocy wobec mężczyzn?”. Audycja w radio wydała mi się dowodem na to stwierdzenie. Przez tak prowadzone rozmowy odwracamy uwagę od realnych problemów, z którymi nasza męska kultura wydaje się sobie nie radzić, a sama przemoc nabiera przez to rysów twarzy kobiety.
Przemoc MA twarz mężczyzny. Kwestia płci jest istotna tylko w problemie przemocy mężczyzn wobec kobiet, tu znajduje ona swoje odzwierciedlenie w społecznej mitologii (czy nawet jest wpisana w społeczno-symboliczny kontrakt). Mówienie generalizująco o przemocy domowej kobiet wobec mężczyzn to jak debatowanie w głębokiej Afryce o promilach osób głodujących w Paryżu. Dziewczynkom dajemy lalki do zabawy, chłopcom – pistolety. Chłopców zachęcamy do ekspresji i agresji, dziewczynki łagodzimy i „pasywizujemy”. Czyją twarz ma przemoc?
Przemoc to przywilej władzy. A władzę w tym systemie mają mężczyźni: duchową, naukową, polityczną, rodzicielską, małżeńską, nadal w większej części kulturotwórczą oraz moc produkowania wiedzy. Dlatego mężczyźni mają (niemal zalegalizowany) dostęp do przemocy wobec kobiet, w sferze publicznej (mobbing, molestowanie, stalking, gwałt) i prywatnej (gwałt, przemoc domowa). Generalny problem przemocy na poziomie płci odbywa się jedynie w relacji mężczyzna – kobieta, natomiast na poziomie władzy w stosunkach mężczyzna – kobieta oraz mężczyzna – mężczyzna. I tutaj pies jest pogrzebany. Przemoc (domowa) wobec mężczyzn istnieje, ale następuje ona przede wszystkim (i to jest problem, który można generalizować) ze strony innych mężczyzn. Należy sobie uświadomić, że tak prowadzone rozmowy, jak ta w radiowej Dwójce, prowadząku temu, że mówiąc o przemocy wobec mężczyzn, widzimy kobiety. Nic bardziej (świadomie ideologicznie) mylnego! Mężczyźni nie tylko doznają przemocy od kobiet (zresztą bardzo często one używają jej w obronie własnej), ale przede wszystkim są jej adresatami ze strony innych mężczyzn: swoich ojców, braci, synów, wreszcie – przestępców, chuliganów, kiboli. Przemoc zależy od tego, kto jest silniejszy, kto legalnie może agresji się dopuszczać, kto ma władzę, autorytet i kto akurat w domu jest zalany w trupa. Czyją twarz ma przemoc?
Jeden z dyskutantów w trakcie owej dyskusji w radio żalił się, że policja nie zareagowała na skargi pewnego mężczyzny, dotyczące przemocy, której on doznaje w domu. I tutaj rodzi się emocja, która będzie towarzyszyła nam, respondentom, do końca dyskusji – niezrozumienie problemu sprawia, że winnymi i przemocy, i braku reakcji ze strony policji – są kobiety. Ale to nie wina kobiet, że mężczyźni są wyszydzani w takich sytuacjach. Ten stan rzeczy wciąż przecież udowadnia, że przemoc ma męską twarz. Siła wzbudza szacunek władzy – na jaki szacunek może sobie pozwolić ktoś, kto nie korzysta (świadomie bądź nie) ze swojej władzy? Taki osobnik spotyka się jedynie z politowaniem… Czy to wina kobiet? Wystarczy się zastanowić i odpowiedzieć na pytanie: W jaki sposób (męska) policja zareaguje na sytuację, gdy pobity mężczyzna został pobity przez mężczyznę. A jak – gdy przez kobietę?
Wracamy do Holandii. Przemoc domowa również tutaj jest poważnym problemem, co ma swoje odbicie choćby w częstotliwości organizowanych na ten temat ogólnokrajowych akcji uświadamiających czy liczbie ośrodków pomocy ofiarom przemocy – mieszkam w 85-tysięcznym mieście pod Amsterdamem i tylko tutaj jest ich kilka (sic!). Koloryt tej sprawy różni się od polskiego, przede wszystkim dlatego, że w Holandii istnieje spora różnorodność kulturowa, etniczna, religijna i materialno-statusowa. Liczba samych (zarejestrowanych!) kobiet przybywających do Holandii z krajów, w których praktykuje się rzezanie łechtaczki, to 64 000 w 2011 r. Należy mieć w pamięci emocje potęgujące agresję, takie jak frustracja biednych imigrantów nieznających języka, którzy muszą się odnaleźć w świecie „zachodniego dobrobytu pozornie dla wszystkich”. Ale przemoc to nie tylko problem religii, narodowości czy statusu materialnego, lecz przede wszystkim – płci, i jasno to widać również tutaj, w Holandii, kraju owianym mitologią dobrego Zachodu. Co roku w Holandii ok. 200 000 osób pada ofiarą przemocy domowej. W około 83% przypadków odpowiedzialni za nią są mężczyźni. W około 60% (nie licząc dzieci, czyli także dziewczynek) ofiarami są kobiety. Zaledwie ok. 20% tych przypadków zgłaszanych jest na policję…
Akcja „Happy Never After” Sainta Hoaxa z twarzami pobitych księżniczeki, o której wspomniałem na początku, po raz kolejny pokazuje, że paradoksalnie przemoc ma… kobiecą twarz. Zgoda, pocztówki pokazują twarze ofiar, ale nieustannie, jeśli chodzi o problemy kobiet, mamy do czynienia z wizerunkami kobiet, a nie z przestępcami, którymi w wypadku gwałtów i przemocy domowej są mężczyźni. I to ich twarz ma przemoc. Wizualna odsłona tych akcji (co macie w pamięci, wspominając akcję „Bo zupa była za słona”?) pokazują twarz ofiary, ale nie twarz oprawcy. W takim wydaniu – czyją twarz ma przemoc? Bitej/gwałconej kobiety, a nie bijącego/gwałcącego mężczyzny.
Te obrazki, które pozostają nam w umysłach po akcjach prowadzonych na rzecz szerzenia wiedzy na temat przemocy domowej, pozwalają odkryć jeszcze jeden poziom trudnej sytuacji opresjonowanych kobiet – ich „samotność”, opuszczenie przez inne kobiety. Transhistoryczny, wszędobylski problem przemocy wobec kobiet wiąże się często z patriarchalnym zerwaniem więzi między kobietami: „znikanie” dziewczynek w Indiach i rzezanie dziewczynek w Arabii często wydarzają się za zgodą i przy pomocy kobiet (matek, sióstr, ciotek), zgwałcone kobiety są nierzadko namawiane przez członkinie swoich rodzin o niezgłaszanie sprawy na policję; polskie katoliczki walczą z ustawą antyprzemocową; holenderskie pobite księżniczki Disneya…były przecież opuszczone przez siostry i macochy, wydane na pastwę książąt i królów. To kolejny powód, dla którego nie podoba mi się disnejowska akcja. Księżniczki kojarzą się ze smutnymi w gruncie rzeczy kobietami, których los jest zależny od mężczyzny. Przyzwyczajanie się do wizerunku „kobiety swojego mężczyzny” zwiększa prawdopodobieństwo godzenia się na los bycia uzależnioną od męża/partnera. Również od jego humorów, spożytego alkoholu, frustracji i podnoszonej na mnie ręki. Księżniczki, które mają być, i są,ideałem (kreowanym na potrzeby patriarchatu i kapitalizmu) dla dziewczynek, w wydaniu tej akcji antyprzemocowej uwydatniają kolejne cechy „księżniczki-którą-być-chcę/-być-powinnam”: samotność i niesamodzielność. Mała dziewczynka, przechodząca pod takim bilbordem, dostaje przekaz bardzo konkretny: kobiety mogą być bite – nawet te idealne.
Ładna, poddana i do bicia – taka przyszłość czeka każdą dziewczynkę, która może utożsamiać się z bohaterkami tej akcji. Czy w afrykańskiej lepiance, czy komunistycznym mrówkowcu, czy zachodnioeuropejskim apartamentowcu, kobieta wydana jest na pastwę męskiej przemocy, zamknięta z nim między czterema ścianami domostwa. Taki wydaje się być przekaz tego typu akcji i to kobiecą twarz ma przemoc.
Co można z tym zrobić? Ciągle podkreślać, że pozwalanie mężczyznom na bycie agresywnymi kończy się przemocą. Dużo zarzucić tu można tradycyjnemu modelowi wychowania. Tak naprawdę przemoc ma jednak męską twarz, to mężczyźni są jej winni.
Dobrym przykładem na zmianę może być jeden z ostatnich spotów antyprzemocowych produkcji holenderskiej. Tutaj wyraźnie widać, kto jest oprawcą, a sama kobieta jest chętna do pomocy drugiej kobiecie. Otrzymujemy jasny przekaz oraz wizerunek budowania pozytywnych relacji między kobietami, które są silne na tyle, by razem przeciwstawić się patriarchatowi, które nie boją się pomóc swojej siostrze i przede wszystkim chcą to zrobić.
Nie wspominajmy o generalnym problemie przemocy (domowej) kobiet wobec mężczyzn, bo takowy de facto nie istnieje. Nie mówię tutaj o konkretnych przypadkach, których ofiarom szczerze współczuję. Chodzi tylko o niegeneralizowaniu problemu. Te obrazy z wizerunkami pobitych kobiet mówią za mało lub mówią nieprawdę: ofiara jest współwinna przemocy. „Zgwałciłem, bo za krótko się ubrała”, „Została pobita, bo dodała za dużo soli do zupy”. Na plakacie jest tylko pobita ona, najpewniej „Należało jej się”, prawdopodobnie „Sama się prosiła”, przecież „Sama tego chciała”, hej stary, „Nie pozwól jej sobą rządzić”. A ty „Nie przesadzaj, jak mąż się zdenerwuje, to normalne, kiedy bije, to kocha, a najpewniej sobie zasłużyłaś”. Przecież wszystkie dziewczynki, nasze małe księżniczki, wiedzą, że „Pani Zosia męża ma, a ten mąż bije wciąż, bije mnie, bije cię, bije nad obydwie”…
PS Na osobną analizę zasługują zdjęcia pochodzące z akcji Sainta Hoaxa, na której widnieją pobite twarze disnejowskich książąt. Przykład poniżej.
Marek Susdorf
mareksusdorf.pl
Źródła:
iamexpat
huiselijkgeweld
eige.europa
sainthoax
whocares