Belle Knox: Brutalny jest seksizm, nie seks
Jestem aktorką porno. Jestem studentką pierwszego roku. Nic o mnie nie wiecie.
„Występujesz w pornosach? Ale dlaczego?”
Ludzie często zadają mi to pytanie. Wiedzą, że studiuję na Duke University, a ich szok i niedowierzanie są aż nadto widoczne, gdy plotka, którą ktoś im szepnął do ucha albo o której czytali w internecie, okazuje się prawdą.
Odpowiedź na pytanie „dlaczego” jest całkiem prosta. Moje studia kosztują 60 tysięcy dolarów rocznie. Nie było mnie na to stać. Dla mojej rodziny był to duży ciężar. Znalazłam więc sposób, by ukończyć wymarzoną uczelnię bez kredytu studenckiego, który spłacałabym przez długie lata, a przy okazji robić coś, co kocham. Bo żeby było jasne: moje doświadczenie w branży porno jest od początku do końca budujące, fascynujące, pasjonujące i inspirujące.
Po tym pierwszym pytaniu zawsze przychodzi drugie: „Jak znajdziesz pracę po studiach? Kto będzie chciał zatrudnić taką jak ty?”
Wzruszam ramionami i odpowiadam: „Nie chciałabym pracować tam, gdzie dyskryminuje się sekspracownice.”
Udział w filmach pornograficznych nie przynosi mi wstydu. Przeciwnie, spełniam się w tym. Jednocześnie żądam, by szanowano moją prywatność, i proszę, aby wszyscy, którzy wiedzą, jak się naprawdę nazywam, uszanowali fakt, że mówię o tym publicznie tylko dlatego, że pewien student uznał za stosowane ujawnić moją tożsamość setkom innych na kampusie.
Dlatego postanowiłam napisać ten tekst. Dlatego udzieliłam wywiadu studenckiej gazecie. Bo skoro i tak będą o mnie mówić, chcę uczestniczyć w tej rozmowie, aby stała się dialogiem. W tym przypadku — dialogiem na temat upokarzającego traktowania kobiet, które świadczą usługi erotyczne.
W internetowych komentarzach na mój temat powtarza się jedno fatalne nieporozumienie, jakobym odgrywała sceny gwałtu. To obrzydliwe oszczerstwo, ale rozumiem, skąd się wzięło. Witryna internetowa, dla której nakręciłam film, specjalizuje się w scenach brutalnego seksu. Przynajmniej tak to z początku odbierałam. Podczas zdjęć nie byłam do niczego zmuszana i nie działa mi się żadna krzywda. Wszystko odbywało się za moją zgodą. Bronię również prawa pełnoletnich aktorek do udziału w filmach przedstawiających brutalny seks.
Wszyscy mamy coś, co nas kręci. Nikomu nie przynosi ujmy, że czerpie przyjemność z czegoś, co jest w pełni legalne i dzieje się za zgodą wszystkich uczestników i uczestniczek.
Doskonale rozumiem, że nie wszystkie kobiety mają równie pozytywne doświadczenia w tej branży. Trzeba słuchać tych kobiet. Ale żeby ich słuchać, najpierw trzeba przestać stygmatyzować ich pracę i zacząć traktować ją jak każde inne legalne zajęcie, wymagające regulacji prawnej i nadzoru. Musimy dopuścić do głosu kobiety, które branża pornograficzna wykorzystuje i maltretuje. One jednak nie powiedzą nam nic, dopóki będziemy mieszać je z błotem i obrzucać wyzwiskami, bo tak zwykle traktuje się sekspracownice.
Mnie samej uprawianie seksu przed kamerą daje nieopisaną radość. Kiedy kończę kręcić scenę, czuję się spełniona i wiem, że wykonałam uczciwą pracę. To moja sztuka; moja miłość, moje szczęście, moje miejsce.
Mogę powiedzieć z całym przekonaniem, że nigdy nie czułam się szczęśliwsza ani bardziej upodmiotowiona. W świecie, w którym kobietom tak często odbiera się prawo do decydowania o własnym losie, ja w stu procentach kontroluję swoje życie seksualne. Jako biseksualistka o wielu nietypowych upodobaniach, czuję się w pełni akceptowana. Jestem wolna, jestem panią swojego życia, jest mi z tym wspaniale. Właśnie tak, jak powinno być.
To dokładne przeciwieństwo kultury poniewierania kobiet uważanych za „łatwe” i gloryfikowania gwałtu, jaka dociera do mnie z ciemnych zaułków internetu, odkąd kilka miesięcy temu rozpoznano mnie na kampusie.
Delikatnie mówiąc, było to brutalne przebudzenie.
Burza zaczęła się, kiedy wróciłam na kampus po przerwie noworocznej, szczęśliwa i pewna siebie. Nie minął tydzień, a zaczęłam dostawać dziesiątki zaproszeń na Facebooku od nieznajomych studentów. Z początku nie przywiązywałam do tego wagi. Szczerze mówiąc, pochlebiało mi to (może naprawdę jestem ładna i fajna, może nie jestem taka niezgrabna, jak mi się zdawało), aż zdarzyło się to, czego w ogóle nie brałam pod uwagę: jeden ze studentów mojego roku zaczął obserwować moje filmowe alter ego na Twitterze.
Kiedy dostałam powiadomienie, zmroziło mnie.
Nie mogłam uwierzyć, że to się stało. Zaczęłam się bać. Wiedziałam, co będzie dalej: strach, pogarda, szyderstwa, pogróżki i wyzwiska.
Ale nie spodziewałam się, że będę tak bezlitośnie nękana w sieci. Nie przypuszczałam, że ludzie w internecie będą analizować każdy szczegół mojego prywatnego życia. Nie sądziłam, że moja inteligencja i moja praca będą kwestionowane i dezawuowane. A przede wszystkim nie spodziewałam się, że poufne informacje o mojej tożsamości i miejscu zamieszkania będą beztrosko rozsyłane po uniwersyteckich forach dyskusyjnych. Nazywano mnie „dziwką, która musi ponieść konsekwencje swoich czynów” i „pierdolonym kurwiszonem”, ale największą zniewagą było to, że nazwano mnie „małą dziewczynką, która sama nie wie, co robi”.
Żeby było jasne: doskonale wiem, co robię. A wy?
Przez całe życie wmawiano mi, jak milionom dziewcząt na całym świecie, że akt seksualny jest czymś poniżającym i wstydliwym. Kiedy w wieku pięciu lat zaczęłam odkrywać swoje ciało, moja przerażona matka groziła mi, że jeśli nie przestanę się onanizować, „odpadnie mi wagina”.
W całej tej seksualnej indoktrynacji najbardziej uderzające było przekonanie, że seks to coś, co kobiety „mają”, ale nie powinny „oddawać” tego zbyt wcześnie — tak jakby seks mógł się w kobiecie „wyczerpać”; jakby seks był czymś, co kobieta robi dla mężczyzny, poświęcając cząstkę samej siebie, więc powinna uważać, komu go „daje”.
Społeczeństwo poddaje kobiety praniu mózgu, które im wmawia, że seks i seksualność je „hańbią”, podczas gdy mężczyźni są tylko niewinnymi odbiorcami seksu. W konsekwencji nasze dziewictwo czy abstynencja świadczą o nas jako o dobrych lub złych ludziach, porządnych lub upadłych kobietach.
Ocena moralności kobiety zależy wyłącznie od jej życia seksualnego. Przecież to jest chore.
Dzielenie kobiet na dziwki i dziewice to krzywdzący standard narzucony przez mężczyzn. Kobieta ma być czysta i skromna na zewnątrz, a jednocześnie kusząca i seksualnie dostępna. Jeśli nie zgodzi się na seks na randce, przypina jej się łatkę „pruderyjnej”. Jeśli zgodzi się na seks, jest szmatą i dziwką.
Z tak zastawionej pułapki społecznych norm kobieta nie ma wyjścia.
Zadajmy pytanie: dlaczego sekspracownice są tak brutalnie stygmatyzowane? Dlaczego odmawia im się pracy, wykształcenia, wyklucza ze „zdrowej społeczności”?
Dlaczego nimi gardzimy, wygrażamy im i maltretujemy?
Dlaczego odmawiamy im człowieczeństwa?
Dlaczego przeraża nas myśl o doświadczonej seksualnie kobiecie?
Odpowiedź jest prosta.
Patriarchat panicznie boi się kobiecej seksualności.
Nie dopuszczamy do siebie myśli, że kobieta może decydować o tym, co robi ze swoim ciałem. Nie pozwalamy, by kobiety wyswobodziły się z poddaństwa wobec męskiej seksualności. Odbieramy im autonomię i prawo do decydowania o własnym życiu. Ograniczamy ich wolność i uzależniamy je od nakazów i zakazów patriarchatu. Kobieta, która łamie te patriarchalne reguły i bierze własne ciało w posiadanie — bo tym właśnie jest pornografia, brutalna i każda inna — najwyraźniej stanowi wielkie zagrożenie dla głęboko zakorzenionych norm genderowych, według których całe społeczeństwo jest spolaryzowane.
Zdaję sobie sprawę, że ja też jestem zagrożeniem dla patriarchatu. Inteligentna i wykształcona kobieta, która CHCE pracować w branży usług erotycznych, nie mieści się w głowie.
Fascynuje mnie, że chociaż z pornografii (generującej miliardowe zyski) korzystają miliony ludzi, zarówno mężczyźni, jak i kobiety (i wszystkie pozostałe, równie wspaniałe tożsamości płciowe) — to nikt nie ma ochoty pomyśleć o życiu występujących w niej kobiet. Nikt nie chce słyszeć o maltretowaniu i wykorzystywaniu aktorek; o przemocy, której nieustannie poddawane są sekspracownice; nikogo nie interesuje, że mamy nasze nadzieje, marzenia i ambicje.
Nic z tych rzeczy. Wszystkie jesteśmy tylko kurwami i szmatami.
Ja się na to nie zgadzam. Żądam za to bardzo prostej rzeczy. Chcę, jak wszystkie inne sekspracownice, by traktowano mnie z godnością i szacunkiem. Domagam się równej reprezentacji wobec prawa i w instytucjach społecznych. Chcę być uznana za równoprawnego człowieka. Chcę, by ludzie wysłuchali, co mamy do powiedzenia.
Feministkom walczącym z pornografią mówię: szanuję wasze zdanie. Proszę was jednak, byście wzięły pod uwagę, że potępiając czyny pewnych kobiet, spychacie te kobiety na margines. Jeśli stygmatyzujecie kobiety za to, że ich pracą jest seks, uwłaczacie im, a przez to pogłębiacie nasz problem.
W przeszłości nieraz ignorowałyście głosy mniejszościowych grup. To błąd. Naprawcie go i zacznijcie ich słuchać. Posłuchajcie kobiet, którym od tak dawna odbiera się prawo głosu. Pozwólcie im wyrazić, co myślą i czego im trzeba. Dopiero wtedy będziemy mogły mówić o solidarności kobiet; dopiero wtedy nasz ruch uczyni krok do przodu.
Zdekonstruujmy tę pogardę dla kobiecej seksualności.
Dlaczego nazywamy kobiety dziwkami i kurwami? Dlaczego synonimy słowa „prostytutka” są jednymi z najcięższych obelg w języku? Dlaczego upokarzamy zgwałcone kobiety za ohydną zbrodnię, jakiej padły ofiarą? Dlaczego pierwsze pytanie, na jakie musi odpowiedzieć zgwałcona dziewczyna, to „Co miałaś na sobie?” Dlaczego potępiamy kobiety, które mają więcej niż jednego partnera seksualnego poza małżeństwem?
Pomyślcie o tym. Pomyślcie uczciwie. Odpowiedź może was zaskoczyć.
Jeśli chodzi o mnie, nie zamierzam rezygnować ze swojej kariery zawodowej. Nie zamierzam pozwolić, by ignoranci pozbawili mnie wykształcenia, o które tak bardzo się starałam.
Ukończę studia, będę spełniać swoje marzenia i mam nadzieję, że przyczynię się do poprawy losu kobiet, które duszą się pod naporem genderowych norm i seksizmu.
Spróbujcie mnie powstrzymać.
Belle Knox
Tłum. Marek Jedliński
Pingback: B. Knox: Brutalny jest seksizm, nie seks | Prosto Antyseksistowsko