Baran: Bagno i co po nim?

Dlaczego postpolityka jest zagrożeniem i co się kryję pod „pragmatyzmem” Platformy Obywatelskiej.

POLITYKA W EPOCE POSTPOLITYKI

W czasie rewolucji francuskiej wykształcił się współczesny podział polityczny na prawicę i lewicę. Zapomina się, że między burżuazyjną (Żyrondyści) i rewolucyjną (Góra) partią Konwentu Narodowego tkwiło jeszcze jedno stronnictwo, stanowiące większość w izbie – tak zwane „bagno”. Cechowało się ono brakiem stałych poglądów politycznych. „Kami Desmoulins[1] pisał, że pomiędzy Brissotem i Robespierrem […] ulokowała się partia flegmatyków. […] Równina (Plaine). Nie mało to burżuazyjnego egoizmu, małoduszności, bierności, oportunizmu. Te mało sympatyczne cechy sprawiły że jakobini będą mówili o Równinie (Plaine) jako Bagno (Marais), a o posłach Równiny jako o «ropuchach z bagna».”[2] „Bagno” jest nieodłącznym elementem podziału politycznego, „rozszerza się” kiedy zaciera się podział na lewicę i prawicę, co ma miejsce we współczesnych czasach. W związku z przeformułowaniem celów partii politycznych z reprezentacji interesów swojego elektoratu (partie masowe) do wygrania wyborów (partie wyborcze). Proces ten, postępujący od lat 70-tych XX wieku, doprowadził do konwergencji głównych nurtów ideologicznych. Sztandarowym przykładem takiej polityki była „Trzecia Droga” Tony’ego Blaira i „Agenda 2000” Gerarda Schroedera. Co ciekawe, jedną z najbardziej znanych publikacji głównego ideologa „Trzeciej Drogi” Anthony’ego Giddensa jest nomen omen książka „Poza lewicą i prawicą”. Oczywiście, polscy politycy i polskie polityczki chętnie powielali/ły zachodnie wzorce. Nie trzeba komentować polityki Leszka Millera i SLD z lat 2001-2005. Jednak „mistrzostwo” w postpolityce osiągnęła Platforma Obywatelska.

bagno_ilustrIlustracja: Agnieszka Kosiec

W tym miejscu chciałbym przedstawić teoretyczne założenia postpolityki. Jej głównym celem jest usunięcie z dyskursu praktyki politycznej polityczności. Powoływać się będę na kluczową dla mojego rozumienia współczesnej polityki pracę belgijskiej filozofki i politolożki Chantal Mouffe „Polityczność”[3]. Czym jest owa polityczność? Pojęcie to wprowadził do dyskursu politycznego niemiecki prawnik i filozof Carl Schmitt. „Każde przeciwieństwo religijne, moralne, ekonomiczne, etniczne lub jakiekolwiek inne przekształca się ostatecznie w przeciwieństwo polityczne, o ile jest dostatecznie silne, by faktyczne podzielić ludzi na przyjaciół i wrogów. […] Polityczność to wyraźne rozpoznanie własnej sytuacji wobec możliwości konfliktu; trafne odróżnienie przyjaciela od wroga.”[4] Pojęcia tego będę używał w rozumieniu Mouffe, jej zdaniem, schmittowską polityczność można „zdemokratyzować”. Należy zachować konfliktowy charakter polityki, przy utrzymaniu minimum wspólnych zasad demokratycznych. Dzięki temu nie dochodzi do wykluczenia wielu poglądów politycznych, które jak wiadomo, radykalizują się, będąc poza nawiasem dyskursu demokratycznego. Mouffe słusznie zauważa, że [p]ojawia się niebezpieczeństwo zastąpienia demokratycznej konfrontacji przez zderzenie esencjalistycznych form identyfikacji, czy też nienegocjowalnych wartości moralnych”.[5] Więcej na temat jej projektu demokracji agonalnej można przeczytać w powyższej książce, do czego wszystkich zachęcam.

Ideologią która zakłada eliminację konfliktu z polityki jest według Carla Schmitta liberalizm. „Myśl polityczna systematycznie i konsekwentnie lekceważy lub pomija państwo oraz politykę, natomiast z wyjątkowym uporem nawiązuje do dwóch, wyraźnie spolaryzowanych, heterogenicznych sfer, do etyki i gospodarki – świata duchowego i świata interesów, do wiedzy i własności”.[6]

Mimo to najbardziej wzniosłe teorie eliminacji antagonizmu nie powstały na łonie myśli liberalnej. Chantal Mouffe wskazuje jako ojców myśli postpolitycznej wyrosłych z tradycji lewicowej socjologów Urlicha Becka i Anthony’ego Giddensa. Na marginesie, być może jedną z przyczyn słabości współczesnej lewicy jest zwrot w stronę postpolityki, a ewentualny powrót do polityki jest w jej przypadku trudniejszy niż w przypadku prawicy, która zawsze może wrócić do haseł „bezpieczeństwa”, „porządku” i „tradycji”, nie musi ona jednak negować obowiązujących praktyk neoliberalnej ekonomii.

TEORIA BAGNA”, CZYLI IDEOLOGIA(?) PLATFORMY OBYWATELSKIEJ

„Bagno” jest z definicji pozbawione ideologicznego charakteru. Jednak jasne jest, że sam brak ideologii jest już pewną ideologią. Platforma Obywatelska po zwycięstwie w 2007 roku przeszła ewolucję od konserwatywnego liberalizmu do, właśnie do czego? Naturalne jest, że partie rządzące „moderują” swój program, lecz przynajmniej do 2007 roku można było je skojarzyć z pewną ideologią. Rządy PO wytworzyły nowy, prawdziwie postpolityczny podział, nieideologiczny, lecz „estetyczno-moralny”. Potwierdza to tezę Petera Sloterdijka, że „[z]naczenie radykalizmu ogranicza się w zachodniej hemisferze jeszcze tylko do postawy estetycznej (…) nie jest to już jednak styl polityczny.”[7] Polsko-polska wojna PiS z PO, której apogeum była „wojna smoleńska”, stanowiąca oś sporu politycznego ostatnich 10 lat (!) nie jest „wojną” polityczną, lecz moralną. „Polityczność jest dziś rozgrywana w rejestrze moralności. Innymi słowy, nadal opiera się na rozróżnieniu my/oni, tyle że definiowanym nie w kategoriach politycznych, lecz w języku moralnym. Miejsce konfliktu „prawicy z lewicą” (right and left) zajmuje walka „dobra ze złem” (right and wrong).[8] Czy nie tak właśnie rysuje się polska linia podziału? Taka, w której dwie prawicowe i postsolidarnościowe partie nienawidzą się bardziej od np. SLD i AWS? W ten sposób polityka „zamiast stać się areną agonicznej debaty między perspektywami lewicowymi a prawicowymi ogranicza się do «kręcenia kołowrotkiem» (spinning). Skoro między partiami nie ma fundamentalnej różnicy, będą starały się sprzedać swoje produkty za pomocą marketingu i agencji reklamowych.”[9]

tusk

Czy komuś udało się wreszcie „zideologizować” bagno? Nie będę tutaj analizował niespełnionych deklaracji z exspose, piarowskich wypowiedzi Donalda Tuska, który przedstawiał nam wizję „ciepłej wody w kranie”, „skoku cywilizacyjnego” i najważniejsze – „nie róbmy polityki, budujmy drogi/szkoły/szpitale”. Zajmę się wypowiedziami byłego ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza[10]. Co prawda, to nie on pierwszy stworzył nową ideologię PO. Mimowolnie zrobił to w swych felietonach w „Dzienniku Opinii” (momentami równie „lewicowym” jak Beck i Giddens) Cezary Michalski. Stworzył on „teologię polityczną Platformy Obywatelskiej”[11]. Donald Tusk jako „katechon” rządzący „Weimarem” broni nas przed „czarną sotnią” faszystowskiej prawicy. Mimo, że PO nie jest wymarzoną partią, to jako jedyna może nas ochronić przed orbanizującym PiS-em. Nomen omen Michalski jest ulubionym publicystą Sienkiewicza. „Dla mnie najbardziej inspirującym publicystą jest Michalski. Czasami miałem wrażenie, że z jednego jego felietonu można by obdarzyć ze cztery tygodniki tematami, czy sposobem myślenia„.(300polityka) Tak więc, nie możemy, jako lewica(?), krytykować partii rządzącej, ponieważ jedyne co mamy zamiast niej to „Budapeszt w Warszawie”. Tak, więc „poza Platformą nie ma zbawienia”.

Przy okazji braku alternatywy – przypomnijmy sobie do czego doprowadziła nas, szczególnie lewicę TINA[12]. Tak więc należy się poważnie zastanowić czy nie lepiej byłoby wytworzyć alternatywę zamiast bronić obecnego „mniejszego zła”.

Przejdźmy więc do analizy „ideologii” Platformy Obywatelskiej. Zdaniem Sienkiewicza brak „ideologii” jest znaczącą zaletą tej partii. „Codziennie dziękuję Bogu, że Platforma nie jest partią big idea. […] Uważam, że to zasadniczy sukces tej formacji politycznej. Polskie piekło polityczne jest wybrukowane wielkimi ideałami, tylko ich finał zawsze był co najmniej wątpliwy. Wreszcie mamy sytuację, w której nie potrzebujemy wielkiej idei, ani wielkiego sporu tożsamościowego, tylko potrzebujemy elementarnej pracy […]” (300polityka). W krótkim okresie czasu strategia braku ideologii może być skuteczna. W naukach politycznych, takie ugrupowania nazywa się big tent party – ich celem jest zjednoczenie jak największej liczby wyborców/czyń, często o różnych poglądach. Cechują się one labilnością ideologiczną. Większości elektoratu PO odpowiada taki rodzaj post-polityki. Jedynym roszczeniem politycznym jest „ochrona” ich konsumpcji (w zdecydowanej większości na kredyt) i stabilności życia (czy jest to możliwe w obecnej fazie kapitalizmu?). Współczesne pole symboliczne większości Polaków i Polek ma problematyczny charakter. Andrzej Leder w swej książce „Prześniona rewolucja. Ćwiczenia z logiki historycznej”[13] wskazuje, że polskie nowoczesne społeczeństwo powstało dzięki rewolucji przeprowadzonej obcymi rękami. Miała ona miejsce w latach 1939-1956 – współczesny ustrój gospodarczo-społeczny powstał dzięki wymordowaniu Żydów przez Niemców oraz nacjonalizacji majątków szlacheckich. Z racji braku udziału w tym procederze i wyparciu go przez większość polskiego społeczeństwa brakuje nam symbolicznego punku odniesienia. Dlatego też Polacy i Polki uciekają od swej tradycji („imaginarium sushi”) lub bezkrytycznie zatapiają się w nią („imaginarium dworkowe”). Platforma idealnie wykorzystuję tę sytuację, ponieważ łączy w sobie oba imaginaria, czego najlepszym przykładem jest czekoladowy orzeł. Problem jest taki, że oba te imaginaria są fałszywe i nie pozwalają Polakom i Polkom rozpoznać swojego własnego położenia.

Nie jest jednak, tak że Platformie brak jest jakiejkolwiek ideologiczności. Tradycyjną narrację polityczną zastąpiły dwie (znów mówiąc Schmittem): „moralna” – tworząca lęk przed PiS-em i „ekonomiczna”, czyli tzw. „skok cywilizacyjny”. W sferze „moralności” tworzy się „kordony sanitarne” wokół przeciwników/czek politycznych. „Wolność jest najtrudniejszą rzeczą, jaka jest nam dana. Ci, którzy nie są w stanie unieść brzemienia wolności, częściej są w PiS-ie niż gdzie indziej.” (KL) Wyraźne odróżnianie się za pomocą sfery „moralnej” jest moim zdaniem wyróżnikiem polskiej polityki (co czyni ją jeszcze bardziej „specyficzną”). Jedynym elementem ideologicznym – wspólnym dla całej establishmentowej prawicy – jest odniesienie do sukcesu Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego (sic!) „Solidarność”. Różnica symboliczna to ocena Okrągłego Stołu. Platforma wraz z sprzyjającymi jej mediami stworzyła już swoisty panteon autorytetów firmujących przemiany polityczne jakie zaszły w Polsce przez ostatnie 25 lat. Warto jako empiryczny przykład tej ideologii (także owego melanżu imaginariów) przypomnieć dyskusję Żebrowski-Demirski z TVN24.

Wprowadzenie rejestru moralności jest czymś wyjątkowym dla PO jako big tent party. Inne partie tego typu jak meksykańska Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna, kanadyjska Partia Liberalna, czy Partia Demokratyczna czasów Roosevelta skupiały się na drugim „antypolitycznościowym” filarze, tzn. ekonomii. Jak przedstawia się gospodarcza ideologia PO? Jej główną osią jest słynny „skok cywilizacyjny” wyznaczany przez kolejne autostrady i orliki finansowane ze środków unijnych. „[…] Autostrady, słynne orliki, traktuję czysto symbolicznie. Tak naprawdę chodzi o coś zupełnie innego. O to, że Polska zmodernizowała się w bardzo krótkim tempie. Myśmy dokonali cywilizacyjnego skoku, także mentalnego, w przeciągu 7 lat. Dzięki stałości. W kraju, w którym stałość zawsze była największym deficytem, i w świecie, w którym stabilność wewnętrzna stała się najcenniejszą walutą”.(300polityka) „Nie mam wątpliwości, że za jakiś czas ten okres będzie wspominany i zapisywany złotymi zgłoskami. Jako rodzaj stabilności, o której się wnukom przy kominku opowiada.” (KL) Przykład autostrad i orlików jest o tyle ciekawy, że można go interpretować z dwóch różnych stron. Mogą być one symbolem owego „skoku cywilizacyjnego”, a z drugiej, słusznej moim zdaniem, strony krótkowzroczności polityki PO, która opiera się na budowie „inwestycji-symboli” za pieniądze z Unii Europejskiej, które nie doprowadzają do prawdziwej modernizacji i rozwoju społecznego. Sam wzrost PKB i modernizacja jest czymś faktycznym, ważne jest jednak pytanie o ich redystrybucję. Uchwycił on jednak trafnie to na czym opiera się ideologia łącząca elektorat PO czyli „stabilność”. Zastanawiam się jednak jak można zapewnić jakąkolwiek stabilność, poza stabilnością klasy wyższej, w neoliberalnym globalizmie. „Każdy, kto przyspiesza takie tempo, jest moim zdaniem złym akuszerem postępu. A każdy, kto hamuje, jest durnym konserwatystą. To musi być tempo dostosowane do zmiany społecznej, która się odbywa w głowach Polaków, bo ona się odbywa cały czas. Świat nie stoi w miejscu, ale nie można wchodzić zbyt mocnymi instrumentami. Powiecie panowie, że przemawia przeze mnie obrzydliwy, czysty pragmatyzm. Tak, w tej sprawie nie jestem ideowcem, ale absolutnym pragmatykiem”.(300polityka) Znów widać niechęć PO do jakichkolwiek głębszych zmian (poza takimi które ugruntowują interesy partii), jest to tylko „markowanie” zmian. Widać to będzie szczególnie przy mojej analizie polityki obyczajowej partii rządzącej. Taka pragmatyczno-apolityczna taktyka zapewniła PO sukces 7-letniej władzy, a jak na razie „na Zachodzie bez zmian”. Mimo owej „stabilności”, „modernizacji”, etc. etc. obraz przyszłości nie jest tak wspaniały jak widzi go partia rządząca.

W SŁUŻBIE RYNKU I OŁTARZA

Najważniejsze są moim zdaniem następstwa długotrwałej praktyki usuwania polityczności. Należy się także zastanowić czy PO tak naprawdę nie realizuje pewnego stricte politycznego neoliberalnego interesu. Poza straszeniem lewicy i obyczajowych liberałów PiS, Platforma wykonuje ciągłe umizgi w lewą stronę. Ekscytuje się tym paru znaczących publicystów i publicystek.Warto tu jednak przeanalizować działalność legislacyjną partii rządzącej, której w rzeczywistości blisko do polityki New Labour, a która w żadnym wypadku nie jest polityką lewicową.

Gwoli ścisłości celem socjalizmu/socjaldemokracji nie jest: podwyższanie wieku emerytalnego, rozrost biurokracji, podwyżka podatków dla całego społeczeństwa czy przeniesienie składek z OFE do ZUS (to działanie ma sens, ale z innych powodów niż twierdzi PO). Problem „nieokreśloności” polityki gospodarczej PO, którą część wolnorynkowej prawicy nazywa „socjalistyczną” wynika z problemu, że wiele osób zarówno z prawicy, jak i z lewicy nie potrafi uchwycić logiki współczesnego kapitalizmu. Jak pisali Marks i Engels w „Manifeście komunistycznym”: „dotychczasowe drobne stany średnie – drobni przemysłowcy, kupcy i rentierzy, rzemieślnicy i chłopi, wszystkie te klasy spychane są do szeregów proletariatu, po części dlatego, że ich drobny kapitał nie wystarcza do prowadzenia wielkiego przedsiębiorstwa przemysłowego i nie wytrzymuje konkurencji z większymi kapitalistami, po części zaś dlatego, że ich zręczność traci na wartości wobec nowych sposobów produkcji. W ten sposób proletariat rekrutuje się ze wszystkich klas ludności”. Czy tak proces nie ma miejsca dzisiaj? W dzisiejszych czasach sensu nie ma już opozycja, klasa robotnicza (której w już prawie nie ma) – burżuazja, lecz prekariat – międzyrodowy kapitał. Tak więc, rząd utrudniając działalność przedsiębiorcom/czyniom nie działa na rzecz wyimaginowanego „socjalizmu”, lecz międzynarodowych korporacji właśnie.[14] Nowa forma kapitalizmu wymaga przedefiniowania walki klasowej.

Nawet jeśli nadal ktoś nie rozumie czym jest socjalizm, to warto poznać zasługi koalicji PO-PSL dla zwiększania konkurencyjności polskiej gospodarki. Robi się to metodą pańszczyźnianą. Oto lista reform cofających nas do XIX wieku: likwidacja ośmiogodzinnego dnia pracy[15], odrzucenie reformy kodeksu pracy Anny Grodzkiej i Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, odrzucenie projektu podniesienia kwoty wolnej od podatku. Nowym pomysłem posłów i posłanek PO jest sześciodniowy tydzień pracy. Działalność legislacyjna Platformy to raczej antychłopskie uchwały Sejmu z czasów I Rzeczpospolitej, co nie jest niczym dziwnym patrząc na panujący w Polsce model „ekstensywnego” generowania wzrostu gospodarczego.[16] Różni się to od tego co twierdzi Sienkiewicz: „Powiem szczerze: nie jestem thatcherystą. Mam w pamięci doświadczenie, którego wszyscy starają się uniknąć i wyprzeć ze świadomości. Otóż pamiętam 2008 rok, kiedy się na moment uniosły kotary nad sceną, na której odbywano pewien spektakl pt. <<gospodarka wolnorynkowa>>. I nagle zobaczyliśmy masę szczurów, kłębiących się, a potem zapadła kurtyna, i wszyscy zapomnieli o tym, co widzieliśmy. Otóż kapitał ma narodowość, to po pierwsze, a ostatecznym arbitrem stosunków społecznych nie jest rynek, tylko państwo, i polityka. Jeśli się o tym zapomina, i chce się wymienić pieniądz na politykę, to na końcu jest zdziczenie.”(300polityka). Ale niestety to chyba jego prywatna opinia, chociaż kłoci się ona z poglądem „powolnych zmian”, który jest tym bardziej anachroniczny jeśli zauważymy jak szybkie są przemiany w obecny życiu społecznym i gospodarczym.

Problemem dla PO jest sfera obyczajowa. Jako partia „nieideologiczna” najchętniej by się takich problemów nie podejmowała. Lista grzechów tej partii jest długa i niewiele zmieniło się po osłabieniu konserwatywnego skrzydła partii po wystąpieniu z niej Jarosława Gowina. Podstawowym usprawiedliwieniem jest sprzeciw wobec wojny ideologicznej i argument „przynajmniej nie pogorszyliśmy sytuacji”.

Zacznijmy od kwestii uregulowania procedury in vitro – nie udało się to Platformie od 2007 roku. Umożliwienie zawierania związków partnerskich to kolejny problem PO, która chce te kwestie uregulować, ale jakoś jej to też nie wychodzi. Znów odpowiedź daje nam minister Sienkiewicz. „Właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby związki partnerskie już teraz wprowadzić w Polsce. Natomiast pytanie jest inne: czy Polacy są na to gotowi? […] W Polsce, ponieważ to dotyczy bardzo wąskiej grupy osób, moim zdaniem gros opinii publicznej nie akceptuje tego. Jaki jest sens robienia zmiany, tylko w imię postępu, tylko po to, żeby zantagonizować większą część społeczeństwa? Czy przez to Polacy będą przychylniej patrzyli się na ludzi, którzy żyją w tego rodzaju związkach? Zapewniam, że nie. Każdy kraj ma swoje tempo przemian obyczajowych.” (300polityka). Właśnie po co się zajmować się takim mało ważnym sporem (w którym nasz elektorat ma przeciwne poglądy) kiedy można modernizować Polskę? Największym problemem jest ratyfikacja Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.Z jednej strony trzeba być „zachodni”, a Rada Europy to przecież „Zachód”, ale znów trzeba podjąć kontrowersyjny temat. Z jednej strony trzeba walczyć z przemocą w rodzinie[17] (tak robi „Zachód”), ale z drugiej strony wyłania się mityczny potwór gender seksualizujący małoletnich i niszczący tradycyjną polską rodzinę. Sytuacja prawdziwie dramatyczna. Jak jest to kwestia problematyczna, PO obrała swoją tradycyjną metodę, czyli metodę odsuwania zagrożenia w czasie. Ostatnią decyzją Prezydium Sejmu pod przywództwem Ewy Kopacz było przesunięcie głosowania nad projektem na następne posiedzenie, które zakończyło się oczywiście powrotem projektu do komisji. Prawdopodobnie nie ma szans na ratyfikowanie konwencji przed nowymi wyborami, bo po co „zantagonizować większą część społeczeństwa”? Konwencja jest największym problemem ideologicznym PO, bo, paradoksalnie, jest najmniej kontrowersyjna. Nie ma powszechnej zgody na przemoc w rodzinie (a przynajmniej publicznie nikt tak nie mówi), więc niby problemu nie ma. Jednak nie ma szans na przyjęcie tego dokumentu w roku wyborczym.

CO SIĘ DZIEJE POZA POLITYCZNYM KONSENSUSEM?

 Oczywiście osoby o progresywnych poglądach mogą nadal z zacisnąć zęby i głosować na PO. Mimo „drobnych” grzeszków, nadal Platforma jest „mniejszym złem”, jak nie ona, to PiS. Warto jednak zauważyć jak kończy się długotrwałe stosowanie praktyk „postpolityki”, której efekty są już widzialne w Europie Zachodniej. Znów trzeba wrócić do Chantal Mouffe. Jej zdaniem rosnąca popularność prawicowego populizmu w Europie jest efektem usuwania polityczności z polityki. Na Zachodzie doszło do konwergencji programów politycznych partii lewicy i prawicy, przez co „[…] wyborcy nie mają możliwości identyfikować się ze zróżnicowanym przekrojem demokratycznych tożsamości politycznych. Tworzy to pustkę, łatwą do wypełnienia przez inne formy identyfikacji, które mogą stać się problematyczne dla działania demokratycznego”.[18] Jak tradycyjne partie odpowiadają na takie zagrożenie? Ich działanie pogarsza tylko sytuację – tworzy się „moralny” (nie polityczny!) „kordon sanitarny” wokół skrajnej prawicy. „Ruch ten przyniósł dodatkową korzyść w postaci utworzenia «konstytutywnego zewnętrza», koniecznego by zabezpieczyć tożsamość «my» sił konsensusu. […] Dzięki typowo liberalnemu szachrajstwu polityczne rozróżnienie «my/oni» mogło być ustanowione tak, że poprzez ukazanie go jako kwestii moralnej zaprzeczało się jego politycznemu charakterowi”.[19] Co się dzieje za marginesem konsensusu? Co oczywiste, takie ruchy społeczne radykalizują się, zagrażając coraz bardziej systemowi demokratycznemu, który (podobno) dla partii establishmentu jest wartością. „Najwyższy czas by zdać sobie sprawę, że sukces prawicowych partii populistycznych w dużej mierze wynika z faktu, że artykułują one, aczkolwiek w problematyczny sposób, autentyczne demokratyczne roszczenia, które nie są brane pod uwagę przez tradycyjne partie.”[20]

Polska specyfika jest taka, że ów „kordon sanitarny” przebiega w ramach samych partii establishmentu. Jeśli PO reprezentuje „konsensualną postpolitykę”, tak PiS „prawicowy populizm”. Moim zdaniem to, że PiS reprezentuje, patrząc przez zachodni podział, „skrajną prawicę” jest o tyle dobre, że jest to partia zachowująca pewne gwarancje demokratyczne. Jednak jak na razie jedyną realną siłą antyestablishmentową są partie „na prawo od PiSu” których przywiązanie do wartości demokratycznych jest raczej wątpliwe. Tak, więc możliwe jest, że po x-latach polityki spektaklu PO-PiS głównym aktorem polityki staną się partie radykalnie prawicowe. Patrząc na Unię Europejską, to poza krajami Południa to one reprezentują głos niezadowolonych z współczesnego życia politycznego.

Kacper Baran

Postscriptum:

Wydarzenia ostatnich dni, jakie miały miejsce po napisaniu przeze mnie powyższego artykułu, potwierdzają tylko tezę o tym jak daleka od liberalizmu obyczajowego i państwa opiekuńczego jest Platforma Obywatelska. Wieszcze „skrętu w lewo” rządu Ewy Kopacz, jak na razie są w błędzie. Jak na razie, bo nie wiadomo jaki piarowy wymyk w lewą stronę PO zaoferuje nam przed wyborami. Pierwsza sprawa to głosowanie posłów PO za zbadaniem zgodności Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej z Konstytucją – Platforma znów przełożyła polityczny spokój przed wyborami nad pomoc ofiarom przemocy. Druga kwestia to „podwyżka” dla Funduszu Kościelnego. Kościoły i związki wyznaniowe (a głównie Kościół katolicki) dostaną w przyszłym roku budżetowym 118 milionów 230 tysięcy złotych, czyli o prawie 24 miliony więcej niż w tym roku. A klub Platformy Obywatelskiej nadal przepycha projekt likwidacji pięciodniowego dnia pracy. Tak więc, Platforma nadal realizuje „sojusz rynku i ołtarza”, nawet pod przykrywką „współczującego liberalizmu” Ewy Kopacz.

Przypisy:

[1] Francuski prawnik, publicystą i adwokat, członek „Góry”.
[2] Jan Baszkiewicz, „Maksymilian Robespierre”, Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich Wydawnictwo, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1976, s. 151.
[3] Chantal Mouffe, „Polityczność. Przewodnik krytyki politycznej”, Wydawnictwo „Krytyki Politycznej”, Warszawa 2008.
[4] Carl Schmit, „Pojęcie polityczności [w:] Teologia polityczna i inne pisma”, Kraków 2000,, s. 208.
[5] Chantal Mouffe, „Polityczność”, s. 45.
[6] Carl Schmitt, „Pojęcie”…, s. 241.
[7] P. Sloterdijk, „Gniew i czas”, Wydawnictwo Naukowe „Scholar”, Warszawa 2011, s. 207.
[8] Ch. Mouffe, „Polityczność”, s. 20.
[9] Tamże, s. 79.
[10] Będę się powoływał na dwa wywiady z Bartłomiejem Sienkiewiczem, jeden z portalu „300polityka”: Przemawia przeze mnie obrzydliwy czysty pragmatyzm [oznaczany jako (300polityka)], drugi z portalu „Kultura Liberalna” [oznaczany jako (KL)]
[11] Za wymyślenie tego pojęcia dziękuję mojemu bratu, Jakubowi Baranowi.
[12] „There is no alternative” – hasło to mówiło o braku alternatywy dla neoliberalnego paradygmatu gospodarczego.
[13] Andrzej Leder, „Prześniona rewolucja. Ćwiczenia z logiki historycznej”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014.
[14] Polecam „Przybyłem, dostałem, wydoiłem, odleciałem” oraz „Państwowe miliony dla Amazona i Disneya„.
[15] Rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy – Kodeks pracy oraz ustawy o związkach zawodowych oraz Poselski projekt ustawy o zmianie ustawy – Kodeks pracy.
[16] O polskiej tradycji pańszyźnianej w I i III RP: „Pańszczyzną Polska stoi, czyli rzecz o I RP i jej zgubnej polityce gospodarczej„.
[17] Warto przypomnieć, że pierwszą osobą w rządach, która tym się na serio zajęła była Magdalena Środa jako Pełnomocnik Rządu do spraw Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn w latach 2004-2005.
[18] Chantal Mouffe, „Polityczność”, s. 86.
[19] Tamże, s. 89.
[20] Tamże, s. 87.

design & theme: www.bazingadesigns.com