Andrea Dworkin: Listy z wojennej strefy

Link do tekstu

Autorka tłumaczenia: Sara Scheller

andrea1louisiana

Część III : Take back the day, 1976-1989

Chcę 24 godzinnego rozejmu, podczas którego nie dojdzie do gwałtów

1983

Była to przemowa wygłoszona na Środkowowschodniej Regionalnej Konferencji Narodowej Organizacji Zmieniających Się Mężczyzn jesienią 1983 w w Saint Paul w Minessocie. Jeden z organizatorów uprzejmie wysłał mi taśmę i transkrypcję mojej przemowy. Magazyn ruchu mężczyzn ją opublikował. W tym czasie uczyłam w Minneapolis. To było zanim Catharine MacKinnon i ja zaproponowałyśmy podejście cywilno-prawne do pornografii jako strategię legislacyjną i je rozwinęłyśmy. Wiele osób, które były na widowni, zostało później kluczowymi graczami w walce o ustawę o prawach cywilnych. Wówczas ich nie znałam. Była to widownia złożona z około pięciuset mężczyzn, nielicznych kobiet. Mówiłam z notatek i tak naprawdę byłam w drodze do Idaho, która zajmowała osiem godzin w każdą stronę (z powodu złych połączeń lotniczych), aby dać godzinne przemówienie na Art–fly out w sobotę i wrócić w niedzielę, i miałam tylko godzinę, żeby wystąpić, inaczej uciekłby mi jedyny samolot tego dnia, musiałam więc prosto ze sceny wsiąść do samochodu i wyruszyć w dwugodzinną podróż na lotnisko. Dlaczego w takich okolicznościach, pod taką presją, feministka powinna zatrzymać się po drodze na lotnisko i powiedzieć „cześć” pięciuset mężczyznom? To jest zapis tego, co powiedziałam i jak wykorzystałam moją szansę. W reakcjach mężczyzn było trochę miłości i wsparcia, ale był też gniew. Pospieszyłam na samolot, i tylko jeden mężczyzna z pięciuset zaatakował mnie fizycznie. Został zatrzymany przez kobietę ochroniarza (i przyjaciółkę), która mi towarzyszyła. 

TREŚĆ PRZEMOWY

Bardzo długo myślałam o tym, jak feministka, taka jak ja, powinna zwrócić się do publiczności złożonej przede wszystkim z mężczyzn związanych z polityką, deklarujących się jako antyseksiści. I bardzo dużo myślałam nad tym, czy powinna być jakaś jakościowa różnica w przemówieniu, które przed wami wygłoszę. Następnie zrozumiałam, że nie jestem zdolna udawać, że naprawdę wierzę w istnienie takiej różnicy. Obserwowałam ruchy mężczyzn przez wiele lat. Niektóre z nich dobrze znam. Nie mogę tu przyjść jako przyjaciel, mimo że naprawdę bym chciała. Chciałabym krzyczeć. I w tym krzyku byłby krzyk zgwałconych, szlochanie pobitych. Lub nawet gorzej, w centrum tego krzyku byłby ogłuszający dźwięk ciszy, ciszy, w którą się wradzamy i w której większość z nas umiera, dlatego że jesteśmy kobietami. 

I gdyby w tym krzyku była jakaś prośba czy pytanie, brzmiałyby: dlaczego jesteście tacy powolni? Dlaczego jesteście tacy powolni w rozumieniu najprostszych rzeczy? Nie tych skomplikowanych, ideologicznych, bo te rozumiecie. Ale tych najprostszych rzeczy, tych banałów. Tego, że kobiety są ludźmi takimi jak wy, dokładnie w takim samym stopniu. 

I także: że my nie mamy czasu. My, kobiety. Nie mamy wieczności. Niektóre z nas nie mają kolejnego tygodnia albo kolejnego dnia, aby dać wam czas na dyskusję nad tym, co wam pozwoli wyjść na ulicę i zrobić cokolwiek. Jesteśmy bardzo bliskie śmierci. Wszystkie kobiety są. W każdej chwili jesteśmy zagrożone gwałtem i pobiciem. I jesteśmy w środku systemu poniżania, z którego nie ma ucieczki. Używamy statystyk nie po to, żeby pokazać ogrom krzywd, ale po to, by przekonać świat, że one w ogóle mają miejsce. Te statystki to nie abstrakcja. Łatwo powiedzieć „ach, te statystyki, ktoś je pisze tak, ktoś inny inaczej”. To prawda. Ale słyszę o gwałtach, jednym za drugim, jednym za drugim, jednym za drugim, właśnie tak jak do nich dochodzi. Dla mnie te statystki nie są abstrakcyjne. Co trzy minuty dochodzi do gwałtu na kobiecie. Co osiemnaście sekund kobieta jest bita. Nie ma w tym nic abstrakcyjnego. To się dzieje teraz, w tej chwili, kiedy do was mówię. I dzieje się to z prostej przyczyny, nie ma w tym nic skomplikowanego i trudnego. Robią to mężczyźni, ponieważ mają władzę nad nad kobietami. Ta władza jest prawdziwa, konkretna, jedno ciało mają nad drugim, stosowana przez kogoś, kto czuje, że ma do niej prawo, prywatnie i publicznie. To jest suma i kwintesencja opresji wobec kobiet.

To nie dzieje się 5000 czy 3000 kilometrów stąd. To się dzieje tu i teraz, robią to ludzie na tej sali i poza nią: nasi przyjaciele, sąsiedzi, ludzie, których znamy. Kobiety nie muszą iść do szkoły, żeby uczyć się o władzy. Wystarczy, że jesteśmy kobietami, chodzącymi po ulicy albo próbującymi zająć się domem, po tym, jak oddałyśmy komuś nasze ciało i straciłyśmy nad nim władzę i prawo do niego.

Władza i siła stosowane przez mężczyzn w codziennym życiu są siłą zinstytucjonalizowaną. są chronione przez prawo. Są chronione przez religię i praktyki religijne. Są chronione przez uniwersytety, w których znajduje się epicentrum męskiej siły. Są chronione przez policję. Są chronione przez tych, których Shelley nazwała nieświadomymi legislatorami świata – poetów, artystów. Przeciwko tej sile występuje cisza.

Niezwykłą rzeczą jest próba zrozumienia, dlaczego mężczyźni wierzą – a wierzą – że mają prawo do gwałtu, konfrontacja z powodem tego przekonania. Mogą w to nie uwierzyć, kiedy zapytamy. Każdy, kto wierzy, że ma prawo do gwałtu niech podniesie rękę! Niewiele rąk się podniesie. Natomiast w życiu mężczyźni wierzą, że mają prawo wymuszać seks – tylko nie nazywają tego gwałtem. I niezwykłą rzeczą jest próba zrozumienia, że mężczyźni wierzą w posiadanie prawa do bicia i ranienia. I równie niezwykłą rzeczą jest próba zrozumienia, że mężczyźni naprawdę wierzą w prawdo do kupienia kobiecego ciała, żeby uprawiać seks – jako w swoje prawo. I niezwykłą rzeczą jest próba zrozumienia wiary mężczyzn w to, że przemysł dostarczający im cipek, warty 7 mld dolarów rocznie, jest czymś, do czego mają prawo.

Właśnie w ten sposób siła mężczyzn manifestuje się w prawdziwym życiu. To właśnie znaczy teoria o męskiej przewadze. Znaczy, że możecie gwałcić. Że możecie bić. Że możecie ranić. Że możecie kupować i sprzedawać kobiety. Że istnieje klasa społeczna, której zadaniem jest dostarczanie wam tego, czego potrzebujecie. Pozostajecie od nich bogatsi, tak żeby musiały wam sprzedawać seks. Nie tylko na ulicy, także w pracy. To kolejne prawo, które sobie rościcie: seksualny dostęp do każdej kobiety w waszym otoczeniu, kiedy chcecie.

Ruchy mężczyzn sugerują, że mężczyźni wcale nie chcą władzy, o której właśnie mówiłam. Słyszałam nawet kilka kategorycznych opinii na ten temat, ale to nie zmienia faktu, że każdy powód jest wystarczający, żebyście nic nie robili z tym, że taką władzę macie.

Chowanie się za poczuciem winy to mój faworyt. Kocham ten numer. O tak, to okropne, tak, tak strasznie mi przykro. Macie czas na poczucie winy. My nie mamy czasu, byście mogli czuć się winni. Wasze poczucie winy stanowi formę przyzwolenia na to, co w dalszym ciągu się dzieje. Wasze poczucie winy sprawia, że rzeczy zostają bez zmian. 

Przez ostatnich kilka lat dużo się nasłuchałam na temat cierpienia mężczyzn spowodowanego seksizmem. Oczywiście, dużo nasłuchałam się na temat cierpienia mężczyzn tak w ogóle, przez całe moje życie. Nie trzeba dodawać, że czytałam „Hamleta”. Czytałam „Króla Leara”. Jestem wykształconą kobietą. Wiem, że mężczyźni cierpią. To nowa sztuczka – domniemany pomysł, że to jakiś nowy sposób cierpienia, że tak naprawdę cierpicie, bo wiecie jaka krzywda dzieje się komuś innemu. To faktycznie coś nowego. 

Ale generalnie wasze poczucie winy i cierpienie ogranicza się do powiedzenia: rany, tak nam przykro. Wszystko sprawia, że mężczyznom jest przykro – to, co robicie, czego nie robicie, co chcecie zrobić, czego nie chcecie zrobić, ale i tak zrobicie. Myślę, że większość waszej rozpaczy ogranicza się do: rany, naprawdę jest nam tak strasznie przykro. I mi też jest przykro, że wam tak strasznie przykro – tak bezużytecznie i głupio przykro – bo to właśnie dlatego jest to także wasza tragedia. I wcale nie chodzi mi o to, że nie umiecie płakać. I nie dlatego, że nie ma prawdziwej bliskości w waszym życiu. I nie dlatego że, zbroja, w której musicie żyć jako mężczyźni, jest ogłupiająca – choć nie mam wątpliwości, że o to chodzi. Ale mi nie chodzi o nic z powyższego.
Chodzi mi o to, że istnieje związek między sposobem, w jaki kobiety są gwałcone, a waszym uspołecznieniem gwałtu i maszyną wojenną, która was mieli i wypluwa – maszyną wojenną, przez którą przechodzicie jak ta kobieta z okładki Larry’ego Flinta w „Hustlerze”. Lepiej, do cholery, uwierzcie, że jesteście zaangażowani w tę tragedię i że jest to także wasza tragedia. Ponieważ jesteście zmieniani w małych chłopców żołnierzyków od dnia waszych urodzin i wszystko, czego się uczycie, by zapomnieć o człowieczeństwie kobiet, staje się częścią reżimu wojskowego kraju i świata, w którym żyjecie. Jest to także część gospodarki, którą tak często rzekomo kontestujecie.

Wasz problem polega na myśleniu, że to jest gdzieś tam, a nie tu, w was. Alfonsi i podżegacze mówią w waszym imieniu. Gwałt i wojna niewiele się różnią. A alfonsi i podżegacze tak naprawdę zajmują się tym, byś był z siebie dumny, dumny z tego, że jesteś mężczyzną, któremu staje i może ostro. I oni biorą tę ukulturowioną seksualność i wsadzają cię w te małe mundurki i wysyłają, byś zabijał i ginął. Ale nie zamierzam sugerować, że uważam to za poważniejszy problem od tego, co robicie kobietom – bo wcale tak nie uważam.

Myślę jednak, że jeśli chcecie spojrzeć na to, co ten system z wami robi, to właśnie tu powinniście zacząć: od przyjrzenia się polityce seksualnej agresji, seksualnej polityce wojennej. Myślę, że tak naprawdę mężczyźni boją się innych mężczyzn. Czasem próbujecie powiedzieć to w małych grupach – że gdybyście zmienili nastawienie wobec siebie, przestalibyście się siebie bać.

Ale dopóki wasza seksualność ma związek z agresją, a wasze prawo do człowieczeństwa oznacza bycie lepszym niż inni ludzie, i dopóki w waszym nastawieniu do kobiet i dzieci będzie pogarda i wrogość, dopóty będziecie się bać jedni drugich.Myślę, że widzicie, w czym leży problem – bez chęci stawienia temu problemowi czoła na gruncie politycznym, mężczyźni są bardzo niebezpieczni. Jesteście. 

Pomysł ruchów mężczyzn, aby uczynić was mniej niebezpiecznymi, zmieniając sposób, w jaki dotykacie siebie nawzajem i co do siebie czujecie, nie jest rozwiązaniem, tylko rekreacyjną przerwą. 

Te konferencje mają także związek z homofobią. Problem homofobii jest bardzo istotny: istotny z punktu widzenia tego, jak mężczyźni sprawują władzę. Moim zdaniem, zakazy nakładane na męski homoseksualizm istnieją po to, by chronić męską supremację. Zrób to jej. To znaczy: dopóki mężczyźni gwałcą, ważne jest, żeby gwałcili kobiety. Dopóki seks jest pełen wrogości i wyraża jednocześnie siłę i pogardę dla drugiej osoby, ważne jest, by mężczyźni nie zostali zdeklasowani, używani jak kobiety. Siła mężczyzn jako klasy społecznej polega na utrzymywaniu mężczyzn seksualnie niezagrożonych, a kobiet seksualnie używalnych przez mężczyzn. Homofobia pomaga utrzymać siłę tej klasy społecznej: pomaga także zapewnić wam, pojedynczo, bezpieczeństwo.Bezpieczeństwo od gwałtu. Jeśli chcecie coś zrobić z homofobią, będziecie musieli zrobić coś z faktem, że mężczyźni gwałcą i że wymuszony seks nie jest wypadkową męskiej seksualności, ale praktycznym paradygmatem.

Niektórzy z was są bardzo poruszeni wzrostem popularności prawicy w tym kraju, jakby to było coś odseparowanego od kwestii feministycznych i ruchów mężczyzn. Widziałam obrazek, który to bardzo ładnie pokazuje. Przedstawiał Ronalda Regana jako kowboja w wielkim kapeluszu i rewolwerem, z podpisem: „pistolet w każdej kaburze, ciężarna kobieta w każdym domu, zróbmy z Ameryki mężczyznę”. To jest polityka prawicy. Jeśli boicie się nadejścia faszyzmu w tym kraju – a byłoby głupie z waszej strony się nie bać – to musicie zrozumieć, że podstawą tej polityki są męska dominacja i kontrolowanie kobiet. Seksualny dostęp do kobiet. Kobiety jako reprodukcyjne niewolnice. Prywatne posiadanie kobiety. Taki jest program prawicy. To jest moralność, o której mówią. Właśnie to mają na myśli. O tym mówią. I jedyna opozycja wobec nich, jaka jest możliwa, to opozycja wobec mężczyzn posiadających kobiety.

Co się z tym wszystkim robi? Ruchy mężczyzn utknęły w dwóch miejscach. Po pierwsze, mężczyźni niespecjalnie dobrze czują się sami ze sobą. Bo i jak mieliby się dobrze czuć? Drugi problem to mężczyźni, którzy podchodzą do mnie i innych feministek i mówią: „to, co mówisz o mężczyznach, nie jest prawdą. Nie jest prawdziwe w odniesieniu do mnie, ja się tak nie czuję. Nie zgadzam się z tym wszystkim”. A ja im odpowiadam: „Nie mów tego mi. Powiedz producentom pornografii. Powiedz alfonsom. Powiedz tym, którzy wszczynają wojny. Powiedz apologetom i ideologom gwałtu. Powiedz pisarzom uważającym, że gwałt jest wspaniały. Powiedz Larry’emu Flintowi. Powiedz Hugh Hefnerowi. Nie ma sensu mówić tego mi. Ja jestem tylko kobietą, nic nie mogę z tym zrobić. Ci mężczyźni rzekomo mówią w waszym imieniu. Są w strefie publicznej i mówią, że reprezentują wasze interesy. Jeśli tak nie jest, to lepiej ich o tym poinformujcie.

Kolejną kwestią jest prywatny świat mizoginii: to, co wiecie o sobie, to, co mówicie w prywatnych sytuacjach, wyzysk, który widzicie w sferze prywatnej, związki nazywane miłością, a opierające się na wyzysku. Nie wystarczy znaleźć jakąś podróżującą feministkę, podejść do niej i powiedzieć: „rany, nienawidzę tego”. 

Powiedzcie tak swoim przyjaciołom, którzy to robią. Powiedzcie to głośno i wyraźnie na ulicach, aby wpłynąć na instytucje, które faktycznie sprzyjają tym procederom. Nie lubicie pornografii? Chciałabym móc w to uwierzyć. Uwierzę, kiedy zobaczę was na ulicy. Uwierzę, kiedy zobaczę zorganizowaną polityczną opozycję. Uwierzę, kiedy alfonsi porzucą swój fach, bo nie będzie już klientów. 

Chcecie zorganizować mężczyzn. Nie musicie szukać tematów. Tematy są częścią waszej codzienności. 

Chcę z wami porozmawiać o równości, czym jest i co oznacza. To nie jest tylko idea. To nie jest jakieś puste słowo, jakaś brednia. Równość nie ma nic wspólnego z tymi wszystkimi opiniami takimi jak: „to dzieje się również mężczyznom”. Mówię o wykorzystywaniu i słyszę: „przecież mężczyznom to też się zdarza”. To nie jest równość, o jaką walczymy. Mogłybyśmy zmienić naszą strategię i powiedzieć: no ok, chcemy równości, od teraz będziemy co trzy minuty wsadzać jakiemuś facetowi coś w dupę.

Nigdy tego nie usłyszeliście ze strony ruchów feministycznych, ponieważ dla nas równość ma prawdziwą godność i wagę – to nie jest jakieś głupie słowo, które może zostać przekręcone i ośmieszone, jakby nic nie znaczyło. 

Jako sposób praktykowania równości, jakieś mgliste pomysły rezygnowania z władzy, są bezużyteczne. Niektórzy mężczyźni mają takie mgliste pomysły, że w przyszłości oddadzą władzę lub że jakiś pojedynczy mężczyzna zrezygnuje z któregoś ze swoich przywilejów. Nie to oznacza równość.

Równość to praktyka. To akcja. Sposób życia. Praktyka społeczna. Praktyka ekonomiczna. Praktyka seksualna. Nie może istnieć w próżni. Nie możesz jej mieć w domu, dopóty dopóki ludzie opuszczający ten dom będą w dwóch zupełnie różnych światach – on w świecie władzy, z racji tego, że ma fiuta, ona w świecie poniżenia, ponieważ jest uważana za gorszą i płeć jest dla niej przekleństwem. 

Z drugiej strony, to wcale nie znaczy, że próby praktykowania równości się nie liczą. Liczą się, ale nie wystarczą Jeśli kochasz równość, jeśli w nią wierzysz, jeśli jest to sposób, w jaki chcesz żyć – nie tylko mężczyzna i kobieta razem w domu, ale także mężczyzna z mężczyzną razem w domu, oraz kobieta z kobietą razem w domu – jeśli chcesz równości i zależy ci na niej, musisz walczyć z instytucjami, żeby uczyniły z niej społeczną rzeczywistość. To nie jest tylko kwestia twojego nastawienia. Nie możesz o tym pomyśleć i sprawić że się stanie. Nie możesz próbować tylko czasami, kiedy działa to na twoją korzyść, a przez resztę czasu to olewać. 

Równość to dyscyplina. To sposób życia. To polityczna konieczność, by stworzyć równość w instytucjach. I kolejna sprawa dotycząca równości – nie może współistnieć z gwałtem. Nie może. I nie może współistnieć z pornografią, prostytucją, ekonomicznym upokorzeniem kobiet na jakimkolwiek poziomie, w jakikolwiek sposób. Nie może z nimi współistnieć, bo każda z tych rzeczy zakłada niższość kobiet.

Chcę zobaczyć te ruchy mężczyzn zobowiązujących się skończyć z gwałtami, bo to jedyne znaczące zobowiązanie wobec równości. To niewiarygodne, że w naszym świecie feminizmu i antyseksizmu nigdy poważnie nie rozmawiamy o zaprzestaniu gwałtów. Skończeniu ich. Zaprzestaniu. Nigdy więcej. Nigdy więcej gwałtów. Czy z tyłu naszych głów trzymamy się  myśli, że są nieuniknione jako ostatni bastion naszej biologiczności? Czy wierzymy, że zawsze będą istnieć, nie ważne co zrobimy? Wszystkie nasze polityczne akcje są kłamstwem, jeśli nie zobowiążemy się do skończenia z gwałtami. Zobowiązanie musi być polityczne. Musi być poważne. Musi być systematyczne. Musi być publiczne. Nie ma tu miejsca na pobłażanie. 

Rzeczy, których ruchy mężczyzn chcą, są warte posiadania. Intymność jest warta posiadania. Czułość jest warta posiadania. Współpraca jest warta posiadania. Prawdziwe uczuciowe życie jest warte posiadania. Ale nie możesz ich mieć w świecie, w którym istnieje gwałt. Gwałt stoi na drodze każdej z chcianych przez ciebie rzeczy. I wiesz, co rozumiem przez gwałt. Żaden sędzia nie musi wejść do tej sali i powiedzieć, że zgodnie z takim i takim prawem takie i takie są dowody. Mówimy o jakimkolwiek rodzaju wymuszonego seksu, włączając w to seks wymuszony przez ubóstwo. 

Nie może być równości, czułości czy intymności tak długo, jak istnieje gwałt, ponieważ gwałt oznacza terror. Oznacza, że część populacji żyje w stanie terroru i udaje – by cię zadowolić i uspokoić – że wcale nie. Dlatego nie ma mowy o szczerości. Jak mogłoby być? Potrafisz sobie wyobrazić, jak to jest żyć jako kobieta każdego dnia zagrożona gwałtem? Albo jak to jest żyć z rzeczywistością? Chcę zobaczyć, jak używacie tych legendarnych ciał, tej legendarnej siły i tej legendarnej odwagi i czułości – którą, jak mówicie, macie – w obronie kobiet. To znaczy przeciwko gwałcicielom, przeciwko alfonsom i przeciwko producentom pornografii. To oznacza coś więcej niż osobiste wyrzeczenie. To oznacza systematyczne, polityczne, aktywne, publiczne ataki. A do tej pory było tego bardzo mało.

Przyszłam tu dzisiaj, ponieważ nie wierzę, że gwałt jest nieunikniony lub naturalny. Gdybym wierzyła, nie miałabym powodu, żeby tu być. Gdybym wierzyła, moja polityczna działalność byłaby inna. Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego nie jesteśmy zaangażowane w zwykłą zbrojną walnę przeciwko wam? Wcale nie dlatego, że w tym kraju brakuje noży kuchennych, tylko dlatego, że wierzymy w wasze człowieczeństwo, wbrew wszystkim dowodom. 

Nie chcemy wam pomagać uwierzyć we własne człowieczeństwo. Nie możemy już tego robić. Od zawsze próbowałyśmy. Zostałyśmy odpłacone ciągłym wyzyskiem i poniewieraniem. Od tej pory będziecie musieli sami coś z tym zrobić. 

Wydaje mi się, że mężczyźni powinni wstydzić się przed kobietami dwóch kwestii, reakcji na to, co mężczyźni naprawdę robią i czego nie robią. Myślę, że tego powinniście się wstydzić. Ale jedyne, co robicie z tym wstydem, to używanie go jako wymówki – żeby dalej robić, co chcecie, a nie robić nic innego. I musicie przestać. Wasza psychologia nie ma znaczenia. Wasze cierpienie nie ma w końcu większego znaczenia niż nasze. Gdybyśmy tylko siedzieli i rozmawiali o tym, jak bardzo krzywdzi nas gwałt, sądzisz że którakolwiek ze zmian, które widziałeś w tym kraju przez ostatnie 15 lat, miałaby miejsce? Nie miałaby. 

Faktycznie, musimy ze sobą rozmawiać. Jak inaczej miałybyśmy się dowiedzieć, że nie byłyśmy jedynymi na świecie, które nie prosiły się o gwałt czy bicie, którego doświadczyłyśmy? Wówczas nie mogłyśmy o tym przeczytać w gazecie. Nie mogłyśmy znaleźć książki na ten temat. Ale wy wiecie i teraz pytanie brzmi, co zamierzacie z tym zrobić. I wasz wstyd i poczucie winy są tu bez związku. Tak naprawdę, nie mają one dla nas żadnego znaczenia. Nie są wystarczające. Niczego nie zmieniają. 

Jako feministka, noszę ze sobą gwałty wszystkich kobiet z którymi rozmawiałam przez ostatnie 10 lat. Jako kobieta, noszę ze sobą własny gwałt. Pamiętacie zdjęcia europejskich miast podczas zarazy, na których były wozy, które jeździły po miastach i ludzie zwyczajnie podnosili i wrzucali na nie zwłoki z ulicy? Cóż, tak właśnie się czuję, wiedząc o gwałtach. Stosy, i stosy, i stosy ciał, z ludzkim życiem, ludzkimi imionami, ludzkimi twarzami. Mówię za wiele feministek, nie tylko za siebie, kiedy mówię wam, że jestem zmęczona tą wiedzą i niewypowiedzianie smutna przez to, co zostało zrobione kobietom do tego momentu, do godziny14.24 dzisiaj, w tym miejscu. 

Chcę jednego dnia wytchnienia, jednego dnia wolnego, jednego dnia w którym nowe ciała nie zostaną dorzucone na stos, jednego dnia, w którym żadna nowa agonia nie zostanie dodana do starych, i proszę o danie mi tego dnia. Jakże bym mogła prosić o mniej – to już tak niewiele. I jakże moglibyście dać mi mniej – to przecież tak niewiele. Nawet w trakcie wojny, są dni rozejmu. Idźcie i zorganizujcie rozejm. Zatrzymajcie waszą stronę na jeden dzień. Chcę dwudziestoczterogodzinnego rozejmu, w trakcie którego nie będzie gwałtu. 

Wyzywam was, byście spróbowali. Domagam się, byście spróbowali. Nie przeszkadza mi też błaganie was, byście spróbowali. Po co innego tu jesteście? Czego innego ten ruch mógłby dotyczyć? Co innego mogłoby być równie ważne?

I tego dnia, dnia rozejmu, tego dnia kiedy ani jedna kobieta nie zostanie zgwałcona, zaczniemy prawdziwą praktykę równości, bo przed tym dniem nie możemy jej zacząć. Przed tym dniem to nic nie znaczy, nie jest rzeczywiste, nie jest prawdziwe. Ale tego dnia stanie się prawdziwe. I wtedy, zamiast gwałtu, po raz pierwszy w naszym życiu zaczniemy doświadczać wolności – kobiety i mężczyźni.

Jeśli macie koncepcję wolności, która dopuszcza gwałt, to jesteście w błędzie. Nie zmienicie tego, co – jak mówicie – chcecie zmienić. Ja, dla siebie, chciałabym doświadczyć tylko jednego dnia prawdziwej wolności, zanim umrę. I zostawiam was tu, byście zrobili to dla mnie i dla kobiet, które – jak mówicie – kochacie. 

 Andrea Dworkin

design & theme: www.bazingadesigns.com