Broniarczyk: Aborcja to zabieg medyczny, a nie deklaracja polityczna

Natalia Broniarczyk

Merytoryczna dyskusja w Polsce na temat aborcji nigdy się nie odbyła. Gdy ruch anty-choice zamienił „zarodek” na „życie”, a „płód” na „dziecko”, aborcja stała się wyłącznie kwestią światopoglądową, a nawet deklaracją polityczną. Aborcja – obecnie bardzo niewiele określeń może tak skutecznie zepchnąć rozmowę na dyskusję o moralności, światopoglądzie, wierze czy odpowiedzialności. I nie ma znaczenia, czy rozmawiasz na żywo, czy komentujesz w internetowym forum. Nawet tym „proczojsowym”.

opcja1Ilustracja: Dominika Suprun

„Aborcja” od razu przenosi dyskusję do rozważań o szkodliwości tego zabiegu, o skutkach ubocznych, o dopuszczalnej i łatwej do zaakceptowania liczbie aborcji, o traumie, czy nawet o „syndromie poaborcyjnym”.

Dlaczego tak się dzieje? Przez upolitycznienie „aborcji”, które nie tylko obrodziło w aborcyjne mity, narażające na niebezpieczeństwo osoby, które są w niechcianych ciążach, ale też sprawiło, że nie ma przestrzeni na dyskusję o tym, jak faktycznie ten zabieg wygląda. Gdy pada słowo aborcja od razu za nim pojawiają się argumenty światopoglądowe, nie zostawiając odrobiny przestrzeni na fakty, na rozmowę o powszechnej procedurze medycznej. Ile z naszych aborcyjnych wyobrażeń / uprzedzeń / poglądów ma rzeczywiste pokrycie z faktami? Upolitycznienie tego słowa, sprawiło, że aborcja stała się prawie ideologią. A przecież jest to tylko i aż procedura medyczna. I to do tego dosyć prosta, ale zdaje się, że prawie nikt nie chce o tym pamiętać, i mało kto chcę o tym w ten sposób rozmawiać.

Upolitycznienie aborcji zaszło zdecydowanie za daleko, już dawno temu przekroczyło granicę przyzwoitości i ma wiele niebezpiecznych konsekwencji.

Po pierwsze wpływa negatywnie i obniża jakość życia osób, które potrzebują i mogą potrzebować aborcji. Ostatnie badanie Fundacji Ster „Sojusznicy czy przeciwnicy? Środowisko lekarskie w debacie o prawie kobiet do przerywania ciąży” jest tego twardym dowodem. Autorki formułując założenia projektu, postawiły ważne pytania: dlaczego w polskiej debacie o aborcji nie słycha w ogóle głosu rodowiska lekarskiego? Dlaczego w dyskusjach od lat przewijaj si te same dwa, trzy nazwiska lekarzy i lekarek, które maj odwag krytykowa podejmowane cyklicznie próby zaostrzenia i tak ju restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej? Dlaczego ginekolodzy i ginekoloki w Polsce nie angauj si społecznie i politycznie w działania, które mogłyby doprowadzi do złagodzenia regulacji dotyczcych przerywania ciąży? Wyniki badań, czyli wywiady pogłbione z polskimi ginekologami i ginekolokami, nie są zaskakujące. W odpowiedziach możemy dostrzec zróżnicowane opinie lekarzy i lekarek wobec liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. To, co łączy ginekolożki i ginekologów to strach przed utratą pracy, napiętnowaniem czy nadaniem łatki „aborcjonisty” . Trudno się dziwić – polskie prawo antyaborcyjne jest bardzo niejasne i zawiłe. Z kolei polski ruch anty choice, dofinansowany przez takie instytucje, jak kościół czy niektóre partie polityczne, od lat skupia się wyłącznie na stygmatyzacji aborcji i wmawianiu społeczeństwu, że aborcja to morderstwo prenatalne. A lekarze i lekarki, którzy wykonują nawet legalne zabiegi aborcji (trzy dozwolone prawnie wyjątki) mają uzasadnioną obawę, że pod szpitalem, miejscem ich codziennej pracy, zaparkuje antyaborcyjny bus z manipulacyjnymi zdjęciami. Tak jednak nie musi być. Lekarze i lekarki mogą być naszymi sojusznikami i sojuszniczkami – mamy na to przykłady z innych krajów. 

Przykładem takiego zaangażowania jest amerykański dr Willie Parker, lekarz przerywający ciąże w ostatniej działającej aborcyjnej klinice w stanie Mississippi. Parker jest również autorem książki „Life’s Work: A Moral Argument for Choice” w której zestawia zakaz aborcji z nową formą niewolnictwa, zwłaszcza, że antyaborcyjne restrykcje (ograniczenia prawne czy finansowe) zawsze najbardziej uderzają w osoby już wykluczone (najczęściej czarne).

W jednym z rozdziałów książki dr Williego Parkera można przeczytać szczegółowy opis przebiegu aborcji. Parker w wywiadzie dla portalu rollingstone.com pytany o motywacje umieszczenia tego opisu tłumaczy:

„Prawda nam pomoże. Myślę, że wzmocniliśmy osoby będące przeciwko aborcji przez milczenie lub defensywne nastawienie do biologicznej rzeczywistości towarzyszącej przerwaniu ciąży. Pozwoliliśmy przeciwnikom aborcji stworzyć i narzucić narrację, która jest bez wątpienia fałszywa, a jednak w związku z brakiem konkurencyjnej opowieści jest to narracja, która kreuje pewien rodzaj “nieistniejącej prawdy”. Uważam, że ludzie potrafią przyswoić prawdę. Liczby pokazują, że większość ludzi jest w stanie ująć “terminację ciąży” w pewne pojęcia, w ten czy inny sposób. Wielu ludzi akceptuje aborcję. Nawet jeśli nie zaakceptują jej we wszystkich przypadkach, mogą z pewnością zrozumieć, kiedy jest to konieczne. Dlatego sądzę, że jeśli chcemy zmienić narrację wokół tej bardzo ważnej procedury medycznej, musimy zaufać ludziom, uwierzyć, że są zdolni do radzenia sobie z jej sensem, może nawet do tego, aby wypracować na tyle współczucia, aby zmierzyć się z jej niuansami. Nie jestem wielkim fanem eufemizmów, ponieważ na końcu i tak, niezależnie od tego, jak to nazywamy, robimy to co robimy, czyli wykonujemy aborcje”. Takie zaangażowanie to akt odwagi.

W USA działacze i działaczki ruchu anty choice dosłownie prześladują lekarzy i lekarki wykonujące aborcje, dochodzi do ataków fizycznych z użyciem broni, takich jak w listopadzie 2015 roku w stanie Colorado. Wtedy napastnik Robert Lewis Dear Jr. wtargnął na teren kliniki Planned Parenthood z bronią, zabił trzy osoby i ranił dziewięć innych. W trakcie rozprawy nazwał siebie „wojownikiem walczącym w obronie dzieci”. Zaraz po tym wydarzeniu amerykańskie aktywistki zapytały, dlaczego media nie używają „ataku terrorystycznego” do opisu tego wydarzenia. Słusznie zauważały, że napastnik – biały Amerykaninem z klasy średniej, nie ukrywający swojej katolickiej wiary – wymyka się stereotypowi „terrorysty”. Podobnych ataków było więcej, jednak nie powstrzymują one lekarzy i lekarek pracujących w klinikach aborcyjnych do angażowania się w ruch pro-choice i nawoływania, że jednoznacznie trzeba potępiać podobne zamachy, a nie osoby dokonujące aborcji.

Aborcja jest jednym z najczęściej wykonywanych zabiegów medycznych, podobnie jak wstawianie bajpasów czy kanałowe leczenie zębów.

Celowo zestawiam ze sobą zabiegi, które mogą, ale nie muszą ratować życia, ale na pewno wpływają na jego komfort. Spróbujmy sobie wyobrazić, że wstawienie bajpasów albo kanałowe leczenie zębów jest tak samo upolitycznione jak aborcja. Pomyślmy chwilę o dyskusjach o moralności, o tym, że osoby, które wyrywają zęba albo mają wszczepione bajpasy nazywane są: okrutnymi, nieodpowiedzialnymi, niewystarczająco dojrzałymi, nie ponoszącymi konsekwencji wcześniejszych czynów. Wyobraźmy sobie, że większość powszechnych procedur medycznych staje się polityczną strategią, co bezpośrednio zaczyna wpływać na osobistą decyzję dotyczącą ciała i zdrowia, a także komfort psychiczny pacjenta_pacjentki. Upolitycznianie procedur medycznych stanowi ogromne zagrożenie, a aborcja jest tego doskonałym przykładem. 

Osoby w niechcianej ciąży są narażone na wysoki stres, a ryzyko wystąpienia depresji i stanów lękowych jest dwukrotnie bardziej prawdopodobne – wynika z danych raportu Global Doctors For Choice. O tym stresie prawie nie rozmawiamy, za to pozostawiamy mnóstwo przestrzeni na dyskusję o nieistniejącym syndromie poaborcyjnym. I nawet jeśli rozmawiamy z osobą, która określa się jako obrończyni praw kobiet, brała udział w demonstracjach wieszakowych, podpisała wszystkie możliwe petycje przeciwko zaostrzeniu aborcyjnego prawa, to często na stwierdzenie, że „aborcja to prosty zabieg medyczny” się jeży i wchodzi w rolę litościwej terapeutki. Natychmiast pojawiają się hasła podobne do tych: trauma, dramat, terapia, ból. To hasło sprawia, że nagle czujemy się większymi ekspertami_ekspertkami, niż lekarze czy lekarki z wieloletnią praktyką.

Większość osób debatujących o aborcji ze świata polityki, mediów czy organizacji społecznych nie ma wykształcenia medycznego, osoby te nigdy nie uczestniczyły nawet w żadnym medycznym zabiegu. Nie przeszkadza im to jednak wchodzić w rolę ekspercką i przekreślać stwierdzenie „aborcja to prosty zabieg medyczny”. Tymczasem aborcję (tam gdzie jest legalna i faktycznie dostępna) można opisać między innymi tak: procedura medyczna, najczęściej wykonywana w ciągu pierwszych sześciu do ośmiu tygodni ciąży, trwająca około 10-15 minut. Miejscowe znieczulenie jest podawane do szyjki macicy. Następnie szyjka macicy jest rozszerzona, a kiedy jest wystarczająco szeroka, do macicy wkłada się plastikową rurkę podłączoną do urządzenia ssącego, aby zassać płód i łożysko.* Tak wygląda aborcja chirurgiczna próżniowa, w Polsce praktycznie niewykonywana.

Skoro już jesteśmy przy faktach, a nie przy światopoglądzie, warto przypomnieć kilka z nich. Zostawiam tu kilka porad, którymi można, a nawet trzeba się dzielić:

• według danych zbieranych przez Instytut Guttmachera 45% ciąż w USA jest nieplanowanych, a 4 na 10 kończy się aborcją

• Tabletka poronna używana przy aborcji medycznej/farmakologicznej zwana inaczej aborcją domową jest bezpieczniejsza niż Viagra

 Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wymienia mifepristone i misoprostol (leki do aborcji farmakologicznej) na liście podstawowych lekarstw, które powinny być dostępne w każdym kraju. Według danych WHO tabletki mifepristone i misoprostol mogą być bezpiecznie użyte w domu podczas pierwszych 9 tygodni ciąży. Wywołują one proces bardzo podobny do spontanicznego (naturalnego) poronienia. Użyte w prawidłowy sposób, mają skuteczność w 98%.

• Miliony osób dzięki tym tabletkom bezpiecznie przeprowadzają aborcję w domu.

• Po aborcji możesz odczuwać coś takiego jak wahania nastroju, ale według wielu badań zdecydowana większość (99% !) nie żałuje aborcji i uważa, że decyzja o przerwaniu ciąży była słuszna.

• Po aborcji, tak samo jak po poronieniu może pojawić się laktacja. W tej sytuacji pomóc mogą leki na zatrzymanie laktacji, poproś o nie lekarza_lekarkę, staraj się powstrzymać od ściągania mleka, to sprawi, że laktacja sama się zatrzyma.

• Według badania “Women’s Mental Health and Well-being 5 Years After Receiving or Being Denied an Abortion: A Prospective, Longitudinal Cohort Study,” JAMA Psychiatry z 2016 roku , większe ryzyko wystąpienia zaburzeń psychicznych istnieje przy odmowie aborcji osobie, która nie chce kontynuować ciąży, niż po doświadczeniu aborcji.

Pamiętacie krążący po sieci rebus – obrazek z pytaniem „Co się stanie gdy zostaną wprowadzone małżeństwa jednopłciowe”? Wsród odpowiedzi można było znaleźć między innymi: wybuch wojny czy wygraną terrorystów. Odpowiedź na to pytanie była prosta: osoby tej samej płci będą mogły wziąć ślub. Po prostu. Nie wybuchnie wojna, szkoły nie zaczną uczyć gejowskiego seksu, a na Ziemię nie zstąpią żadne plagi. To samo pytanie można zadać w temacie aborcji: co się stanie jeśli aborcja będzie legalną, bezpieczną, darmową i faktycznie dostępną procedurą medyczną? Osoby potrzebujące aborcji będą przerywać ciążę w godnych warunkach, bez poczucia wstydu. Po prostu. I o ile nie jesteś działaczką anty-choice, fundamentalistką katolicką, fanatyczką i terrorystką religijną, która ma obsesje na punkcie życia płodowego, i umieszczanie osób w ciąży w rolach zakładniczek własnych ciąż, to na pytanie odpowiesz właśnie w ten sposób. A przecież nie jesteś?


Korekta: Iga Dzieciuchowicz

design & theme: www.bazingadesigns.com