(A) Mężczyzna, (B) Kobieta, (C) Jedno i drugie, (D) Ani jedno, ani drugie

Od feministek nauczyłem się by odrzucać koncepcję binarnego podziału płci. Jednak jak wiadomo ludzie, którzy nie pasują ani do jednej, ani do drugiej kategorii płci – czyli ci, którzy nie mieszczą się w schemacie binarności płci – mają trudną sytuację w dzisiejszym świecie, który zakłada istnienie tylko dwóch opcji.

abcd

Chcecie znać prawdę? Zdecydowanie czuję się mężczyzną, ale nigdy nie chciałbym być po prostu tylko mężczyzną. Jestem bardzo dumny z tego, że zostałem przypisany do płci żeńskiej i wychowany jako kobieta, jednak wolę by nie używano w odniesieniu do mnie formy „ona”. Zgodnie z tym, czego nauczyłem się od zaciekłych lesbijek-separatystek z końca lat 70., lubię myśleć, że mamy większy wybór niż tylko dwie kategorie. Mężczyzna? Kobieta? To za mało.

Niestety zapowiedź wymarzonego świata, w którym mamy więcej niż dwie kategorie płci nie urzeczywistniła się w ciągu ostatnich 35 lat. Przed około 20 laty po raz pierwszy spotkałem się z nowym pojęciem: „transgenderyczny”. Było to słowo, które dawało nadzieję bycia wspólnym określeniem dla całego spektrum wariacji płci – a więc mogło określać drag queens, transseksualistów, stone butches, crossdresserów i innych. Słowo to miało jeszcze drugie znaczenie: miało określać ludzi, których poczucie tożsamości płciowej zawisło gdzieś pomiędzy określeniem „kobieta” i „mężczyzna”. Jedno i drugie? Żadne z nich? Nie będzie trzeba już więcej się ograniczać.

Podczas gdy moje własne poczucie tożsamości płciowej pozostawało niezmienne przez dekady, słowa jakich używałem do jego opisania podążały z duchem czasu. Określenie „transgenderyczny” przekonało mnie do siebie odkąd tylko je usłyszałem. Dziś po upływie dwóch dekad nadal się z nim identyfikuję.

Jednak wydaje się, że w świecie osób transgenderycznych, które mogłyby być wzorem do naśladowania dominują głównie transseksualiści – czyli ludzie, do których pasują oba określenia płci w metryce urodzenia, a nie tylko jedno błędnie zaznaczone przy narodzinach. A co z tymi z nas, do których ten binarny podział na płcie zupełnie nie pasuje?

W 2000 roku byłem na obiedzie z Leslie Feinberg. Oto miałem przed sobą lesbijkę, która preferowała żeńskie zaimki osobowe, pomimo że była bardzo męską osobą transgenderyczną. Zapytałem ją w jaki sposób wyrobiła sobie pozycję w świecie transseksualistów. Odpowiedziała, że to jest powód, dla którego transgenderyczni ludzie tacy jak ona i ja muszą mówić głośniej w swojej sprawie, starać się być zauważeni i dumni z tego, że nie mieszczą się w koncepcji binarności płci.

Leslie dodała mi śmiałości. Publicznie przyznałem, że jestem osobą transgenderyczną. Od tamtego roku zacząłem występować na rozmaitych konferencjach i wygłaszać prezentacje na temat zdrowia osób trans. Minęło wiele lat, a ja nadal występuję. Przeprowadzam szkolenia z zakresu kompetencji kulturowej w całym kraju. Za każdym razem występuję przed ludźmi z pełną szczerością i pokazuję im siebie jako przykład człowieka należącego do zróżnicowanego środowiska lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transgenderycznych. Przez lata opisywałem siebie metaforycznie: gdyby chcieć określić mnie przez analogię do pozycji na boisku do futbolu amerykańskiego, to znajduję się na linii 90 jardów, pomiędzy „kobiecą” i „męską” bramką – bliżej mi do męskiej, ale do kobiecej też niedaleko. A potem śmiałem się z tego, gdy kolega przypomniał mi, że najwidoczniej nie oglądałem meczu futbolu amerykańskiego, bo nie ma czegoś takiego jak linia 90 jardów. Cóż mogę powiedzieć? Że osób, które stały się dla mnie wzorem do naśladowania nie znalazłem na boiskach sportów zespołowych.

Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jakim osamotnionym można się czuć będąc gdzieś pomiędzy tym, co kobiece i tym, co męskie. Ludzie zwykle zakładają, że jestem transseksualistą. Kobiety trans bardzo często mówią o mnie „ona”. Geje są na mnie otwarci jeśli chodzi o sferę fizyczną, natomiast czasami w sferze emocjonalnej pozostają demonstracyjnie zamknięci. Jednak szczególnym zaskoczeniem były reakcje niektórych moich przyjaciółek – lesbijskich feministek: okazało się, że byłem w pełni akceptowany na każdym poziomie męskości, pod warunkiem, że używałem żeńskich zaimków osobowych.

Kwestia zaimków jest trudna. Nie mamy zaimków osobowych, które pozwoliłyby wyjść poza binarny podział płci. Jakie określenie pasuje dziś najbardziej do złożonej rzeczywistości, jaką jest moje codzienne życie? „On”. A 20 lat temu w podobnej rzeczywistości? Odpowiedziałbym, że „ona”. Podobnie jak długość sukienki w modzie, tak i zaimki osobowe w odniesieniu do mojej osoby zmieniły się z biegiem czasu.

Pocieszenie znalazłem w historii. Od zawsze istnieli tacy ludzie jak ja, drag queens czy ludzie tacy jak Keetz – moja dawna przyjaciółka. Keetz zawsze pokazywała się w garniturze lub nawet we fraku jeśli tylko zdołała znaleźć pretekst. Opowiadała historie o latach 60., kiedy to ludzie musieli nosić trzyczęściowy garnitur zgodnie z ich statusem społecznym, w przeciwnym razie groziło im aresztowanie. Była podekscytowana gdy wreszcie usunięto jej piersi, i z dumą namawiała mnie bym dotknął jej nowej klatki piersiowej. Czułem pewne pokrewieństwo z Keetz, pomimo etykietek „lesbijka” i „transgenderyczny”, które dzieliły nas przez pokolenia. Niestety zagadnienie tożsamości płciowej zawsze było skomplikowane. Operacja Keetz była w zasadzie podwójną mastektomią. Keetz zmarła na raka piersi wkrótce potem.

W odróżnieniu od czasów, w których żyła Keetz, dziś mamy więcej możliwości zaznaczenia swojej płci w świecie. Na moim dokumencie prawa jazdy figuruję jako mężczyzna, natomiast w paszporcie – jako kobieta, i nie obawiam się aresztowania z tego powodu. Jednak odkąd mam więcej możliwości wyborów zewnętrznych, te wewnętrzne zdają się jakby kurczyć.

A co z feministkami, które uczyły mnie by wyjść poza binarny podział płci? Słyszę jak niektóre z nich szepcą. Jedna z nich  powiedziała kategorycznie: „Czy teraz, gdy funkcjonujesz jako „on”, nie powinieneś zwrócić swojego dokumentu na którym figurujesz jako kobieta?” – zupełnie tak, jakby żeński zaimek osobowy był jedyną rzeczą powstrzymującą mnie przed korzystaniem z przywilejów tego świata. Owszem, zajmując korzystniejszą pozycję na skali seksizmu społecznego, czasami uzyskuję zdecydowanie więcej przywilejów, zupełnie jak ludzie o jasno określonej płci. Jeśli jednak mam przyklejoną etykietkę „transgenderyczny”, nie mam prawa do przywilejów wynikających z binarności płci. Doprawdy zadziwiające, że tak oczywiste rzeczy muszę tłumaczyć feministkom, które mnie uczyły.

Ostatecznie jednak, w moim rozumieniu żyć jak osoba transgenderyczna oznacza osiągnąć jedność celu z tymi, którzy walczą w podobny sposób. To nie przypadek, że wiele feministek, które obecnie najbardziej szanuję to kobiety transseksualne i transgenderyczne – kobiety, które nieświadomie stały się magnesem przyciągającym wszelkie ostre przejawy seksizmu wszechobecnego na ulicach. Wiele moich koleżanek trans codziennie staje się obiektem seksistowskich ataków, osiągających wprost niewyobrażalny rozmiar.

Lesbijki-separatystki z czasów mojej młodości nauczyły mnie, że istnieje możliwość wyjścia poza binarny podział płci. Natomiast kobiety trans z okresu mojego dorosłego życia pokazały mi obraz bezwzględnie zimnej rzeczywistości, której doświadczasz gdy nie przysługuje ci komfort mieszczenia się w binarnym schemacie płci. Tu – poza schematem – jest niezmiennie chłodno, ale widziałem już zbyt wiele by wrócić. Jestem ogromnie zdeterminowany by odważnie i z dumą wyrażać moją transgenderyczną tożsamość. To jest wyraz mojego feminizmu i mojej męskości.

Więc jaki jest mój ostateczny wybór? (E) Wszystkie powyższe odpowiedzi.

Scout, Ph. D.

Tłumaczenie: Mirosława Melewska

design & theme: www.bazingadesigns.com